zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Zbigniew Hołdys, Warszawa "Stodoła" 19.12.2000

26.12.2000  autor: Rafał "Negrin" Lisowski
wystąpili: Zbigniew Hołdys
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 19.12.2000

Muszę przyznać, że koncerty o tak sympatycznej atmosferze nie zdarzają się często. Podczas urodzinowego występu Zbigniewa Hołdysa ze sceny sączył się nastrój przyjacielskiego spotkania, który udzielał się także publiczności. Brakowało tylko tortu i świeczek :-).

Ale po kolei. Zastanawiałem się przed koncertem, jak scena Stodoły zmieści ogromny skład Hołdysowego zespołu. Nie było to jednak, jak się okazało, problemem. Na środku sceny, na podwyższeniu ("Ja mam pytanie do mojej obsługi: czy nie znalazłby się jakiś podest, żebym mógł wyżej usiąść?") zasiadł na krześle szanowny jubilat z wiśniowym (zmienianym później co jakiś czas na czarnego) Les Paulem. Miejsca po jego lewej ręce zajęli basiści: Wojtek Pilichowski i Jacek Chrzanowski, do których w połowie koncertu dołączył Mietek Jurecki z Budki Suflera (Hołdys: "Kiedy ogłosiliśmy, że będzie koncert na moje urodziny, dostałem SMSa: 'Chcę być twoim prezentem. Mietek Jurecki'"); po prawej: Artur Gadowski i gitarzysta Tom Cake. Z tyłu sceny stłoczone były trzy zestawy perkusyjne: Grzegorza Grzyba, Tomasza Zeliszewskiego z Budki Suflera ("zastępował", znajdującego się gdzieś w Stanach, Wojciecha Morawskiego) i przeszkadzajki Ani Patynek. Cały zespół spisał się znakomicie. Potęga brzmienia robiła duże wrażenie i nadawała dodatkowej mocy utworom znanym z płyty, a także tym znanym... skądinąd :-).

Skoro już wspomniałem o utworach, kilka słów o repertuarze. Usłyszeliśmy niemal wszystkie utwory z "Hołdys.com" (zabrakło tylko "Jeżeli jesteś tam" i basówkowej wersji "Chcemy być sobą"). Zgodnie z moimi przewidywaniami, największe emocje wzbudził "Molier", w którym Gadzio nakłonił publiczność (bez większego trudu zresztą) do chóralnego śpiewu o tym, kim był Urban :-). Usłyszeliśmy też trochę kawałków z reperertuaru Perfectu: "Autobiografię", "A kysz biała mysz", "Pepe wróć", "Obracam w palcach złoty pieniądz" (w rewelacyjnej wersji z głównym riffem granym tappingiem (czy jak to się w przypadku basu nazywa? - basiści pomóżcie! :-) ) przez Pilichowskiego), "Idź precz", "Ale w koło jest wesoło", znane z solowego albumu Hołdysa "Niewiele ci mogę dać" (zapowiedziane przez jubilata: "A teraz przenosimy się do opery") i zamykające koncert "Nie płacz Ewka" ("Teraz będzie taki utwór, którego dawno temu się nauczyłem i do dzisiaj nie mogę go zapomnieć"). Poznaliśmy dwie nowe piosenki: zadedykowane ludziom z Monaru antynarkotykowe "Wróć", zaśpiewane prawie a capella przez Hołdysa i Gadowskiego oraz napisany (chyba) specjalnie na koncert kawałek o refrenie "Zostań moim kolegą" z gwizdkami w roli głownej (ten numer, zagrany po raz drugi na bis, zakończył koncert). Był też jeden numer jazzowy, w którym dominowali Jurecki i Pilichowski. Nie zabrakło oczywiście popisów solowych: Pilichowskiego na basie, Ani Patynek na bębenku (nie pytajcie mnie o fachową nazwę tego instrumentu :-) oraz miażdżącego wspólnego solo (zatem właściwie duetu) Grzyba i Zeliszewskiego na perkusjach.

Trudno nie wspomnieć o różnych smaczkach i ciekawostkach, jak wymieniona już instalacja podestu dla Hołdysa, jego malutkie zaplątanie się w tekście "Pepe wróć" (skwitowane owacją publiczności), odśpiewane "Sto lat", kwiaty od publiczności i miś od Pilichowskiego, ten ostatni "wywieszający" swoją basówkę nad publicznością umożliwiając ludziom zgromadzonym pod sceną "zagranie" na tym koncercie, Hołdys śpiewający "Będziesz moja" w świetle kilku latarek pośród całkowitej ciemności (chwilowa awaria oświetlenia), tenże odzywający się nagle w przerwie między utworami: "O, cześć Piotrek!" (cisza) "Bo wiecie, tam siedzi Piotr Kaczkowski" (aplauz), czy też nawet pewien, odurzony najprawdopodobniej, osobnik wykrzykujący pod adresem jubilata: "Che Guevara w dresie!", skomentowany przez tego ostatniego: "Wiecie, ja mam czterdzieści dziewięć lat. Gram ze trzydzieści parę. I nie było jeszcze takiego koncertu, żeby przynajmniej jeden taki menel nie przyszedł!" (reakcji publiczności na te słowa łatwo się domyśleć).

Jakość dźwięku - stosunkowo dobra (jak na nasze warunki: bardzo dobra :-). Zastrzeżenia można mieć, jak zwykle, przede wszystkim do niewystarczającego nagłośnienia wokali, zmuszającego czasem do domyślania się słów (albo raczej, przynajmniej w moim przypadku, odtwarzania ich z pamięci).

Koncert spełnił moje oczekiwania i to z naddatkiem. Zgodnie z tym, co napisałem na początku, autentycznie czułem się trochę jak gość na luźnej imprezie urodzinowej w przyjacielskiej atmosferze. Wszystkiego najlepszego, Hołdysie! Za rok półwiecze - mam nadzieję na przynajmniej równie wspaniałe obchody!

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?