zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: HIM, John Porter Band, Warszawa "Centrum Targowe Mokotów" 13.12.2001

27.12.2001  autor: m00n
wystąpili: HIM; John Porter Band
miejsce, data: Warszawa, Centrum Targowe Mokotów, 13.12.2001

Na koncert wybierałem się tylko z jednego prostego powodu, suportem miał być niemiecki zespół Oomph!. Jednak na dzień przed imprezą dowiedziałem się, że nie zagrają. A wejściówka była, więc iść trzeba. "Centrum Targowe Mokotów" znane mi było tylko z którejś edycji targów "Komputer Expo" i ciekawy byłem, jak przygotowane jest ono na tego rodzaju wydarzenia.

Wpuszczano już od 18, więc przezornie zjawiłem się około 19:15 i spokojnie dostałem się do środka. Oczom moim ukazało się długie, wysokie pomieszczenie, przywodzące na myśl hangar, nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia. Po lewej stronie stworzono szatnię, a połowę prawej stanowiły przenośne ubikacje. Rozejrzenie się po hali i wizyta w czymś w rodzaju baru uświadomiła mi jedno - fani HIM to młodzież o średniej wieku w okolicach 15-16 lat, czego konsekwencją było, że piwa na koncercie nie sprzedawano. Niepocieszony kupiłem pepsi, na szczęście humor poprawił mi widok rodziców oczekujących na swoje pociechy.

O 19:30 na scenie pojawił się John Porter Band. Sądziłem, że takie rockowe granie nie przypadnie do gustu zgromadzonej publiczności, jednak trochę się pomyliłem, bo zespół przyjęcie miał raczej dobre. W ciągu półgodzinnego występu udało mi się wychwycić kilka ciekawych riffów, a wśród utworów pojawiły się chyba "I Want You" i "Sexual Proposition", choć mogę się mylić.

Po około czterdziestominutowym oczekiwaniu (obyło się nawet bez skandowania i piszczenia, co mnie zdziwiło) na scenie pojawił się HIM. Rozpoczęło się niby intrem, na scenę wyszedł Ville Valo z papierosem, wstęp przerodził się w "Right Here In My Arms". Cały koncert był mieszanką utworów z dwóch ostatnich płyt, pojawiły się "Your Sweet Six Six Six", "Poison Girl", "Salt In Our Wounds", "Heartache Every Moment" i chyba "In Joy And Sorrow". Nie zabrakło również coveru Chrisa Isaaca "Wicked Game". Podczas tego numeru Ville utwierdził mnie w przekonaniu, które nasunęło mi się w ciągu kilku pierwszych utworów, że jest średnim wokalistą i przeciętnie odtwarza to, co słychać na studyjnych albumach grupy. A co do pozostałych muzyków, to mile zaskoczyła mnie gra gitarzysty, a "podziw" należy się perkusiście, który przez 100 minut grał praktycznie to samo. Klawisze były nagłośnione słabo, przeważnie ujawniały się w momentach, gdy cichły gitary, które również brzmiały jak dla mnie zbyt płasko i mało wyraziście, ale to chyba specyfika muzyki Finów.

Podstawową część występu zakończył radośnie przywitany "Join Me In Death", a w ramach mało wymuszonego bisu mogliśmy jeszcze usłyszeć m.in. "Pretending".

Przyznam się, że koncert zwyczajnie mnie znudził. O ile kompozycje z "Razorblade Romance" są w jakiś sposób rozróżnialne, to od utworów z "Deep Shadows And Brilliant Highlights" wiało nudą. Są bardzo podobne, schematyczne, a ich konstrukcja wygląda mniej więcej tak: najpierw "ostrzej", potem w środku spokojnie i znowu "ostrzej", niekiedy zdarza się odwrotnie. Ale widać takie granie podoba się nastolatkom w okresie dojrzewania, skoro Finowie święcą takie sukcesy...

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?