- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Here And Beyond Polish Tour 2002, Warszawa "Proxima" 6.12.2002
miejsce, data: Warszawa, Proxima, 6.12.2002
Szóstego grudnia prezentem "na Mikołaja" dla warszawskich zwolenników ciężkiego grania był koncert trasy "Here And Beyond Polish Tour 2002" - stolica była jej trzecim przystankiem. Nieco zróżnicowany stylistycznie skład zespołów zapowiadał ciekawy wieczór.
W okolicach godziny 17 na scenie zjawił się krakowski Crionics, ku mojemu lekkiemu zdziwieniu w blackowych makijażach - tym bardziej, że Warana, wokalistę, znałem tylko z występów w Sceptic, a tam farb i innych dodatków nie używa. Zespół wypadł całkiem sensownie, nieźle brzmieniowo, serwując zgromadzonej publice dwudziestokilkuminutową dawkę muzyki wyraźnie pachnącej starszymi dokonaniami Emperor. Przyzwoicie przyjęty Crionics zakończył koncert coverem Carpathian Forest "Carpathian Forest". Dobra rozgrzewka na początek.
Kompletnym zaskoczeniem na tej trasie był udział sosnowieckiej grupy Frontside, która świetnie poradziła sobie piątkowego wieczoru na deskach "Proximy". Zespół, pod przewodnictwem postawnego wokalisty, wyglądem przypominającego Mittloffa, zdrowo skopał tyłki wariującej pod sceną publiczności. Na solidną porcję intensywnego grania, mieszanki hardcore'u i thrashu, niekiedy ocierającej się również o death metal, złożyły się zarówno numery z poprzedniej płyty "...nasze jest królestwo, potęga i chwała na wieki..." - wśród nich kawałek "Chaos" - jak i z najnowszej zatytułowanej "...i odpuść nam nasze winy...". Definicję stylu sosnowiczan trafnie określają dwa zagrane covery: Sick Of It All "Scratch The Surface" i Slayer "Reign In Blood", który - jak to zwykle covery tego zespołu - rozpętał piekło pod sceną. Bardzo dobry koncert, bardzo dobre przyjęcie, a obrazowe stwierdzenie "po prostu ogień z dupy" byłoby dość adekwatne do tego, jak śląski zespół wypadł w Warszawie.
Wyraźnym przeciwieństwem Frontside był występ Darkane - Szwedzi nudzili niemiłosiernie. Sprawcą takiego takiego stanu rzeczy był przede wszystkim wokalista - fakt, że przezentował szeroką gamę wokalną, wył jednak mało ciekawie. Muzycznie i technicznie Darkane wypadło dość dobrze - fajny thrash podany w nowoczesnym sosie, do tego czasem patenty prawie jak ze Strapping Young Lad. Momentami było interesująco - niestety wszystkie wysiłki niweczył wokalista. Szwedzi przygotowali na ten wieczór zestaw utworów z nowego albumu "Expanding Senses", jak i z poprzedniego "Insanity", i zostali naprawdę świetnie przyjęci - po zakończeniu ich występu ludzie domagali się więcej.
Około 19.30 zabrzmiał "Horns Ov Baphomet" i swoje niszczące dzieło rozpoczęła prawdziwa maszyna do zabijania z perfekcyjnym mordercą w jej szeregach - w tej roli bębniący Inferno - czyli nie kto inny jak gwiazda wieczoru, Behemoth. Koncert pokazał, że z pewnością na takie miano sobie zasłużyli. Było potężnie i miażdżąco, zabójcze kilkadziesiąt minut deathmetalowego rzemiosła - Nergal i spółka udowodnili, że po wydaniu kolejnego albumu "Zos Kia Cultus" nadal są w świetnej formie. Część utworów z nowego krążka znalazła się w świetnym secie piątkowego wieczoru: "As Above So Below", "No Sympathy For The Fools" (z charakterystycznym gestem jednego palca w trakcie zapowiadania), "Blackest Ov The Black" i "Heru Ra Ha: Let There Be Might". Nie zabrakło również numerów z dwóch poprzednich płyt, "Satanica" i "Thelema.6", w postaci doskonałych "Antichrist Phenomenon", "Christian To The Lions" i "Decade Of Therion", a także dużo starszych kawałków: "From The Pagan Vastlands" oraz "Transylvanian Forest". Podstawową, około godzinną część koncertu kończył chyba największy hit Behemoth, znakomity "Chant For Eschaton 2000". Na tym się nie skończyło - w miarę szybko udało się wywołać zespół z powrotem. W ramach bisów usłyszeliśmy "The Act Of Rebellion" i zajebiście "rockandrollowy" "Pure Evil And Chate". Świetny koncert, istna miazga.