- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: "Hellfest 2016", Clisson 17 - 19.06.2016
miejsce, data: Clisson, 17.06.2016
miejsce, data: Clisson, 17.06.2016
miejsce, data: Clisson, 17.06.2016
miejsce, data: Clisson, 17.06.2016
miejsce, data: Clisson, 17.06.2016
miejsce, data: Clisson, 17.06.2016
miejsce, data: Clisson, 18.06.2016
miejsce, data: Clisson, 18.06.2016
miejsce, data: Clisson, 18.06.2016
miejsce, data: Clisson, 18.06.2016
miejsce, data: Clisson, 18.06.2016
miejsce, data: Clisson, 18.06.2016
miejsce, data: Clisson, 19.06.2016
miejsce, data: Clisson, 19.06.2016
miejsce, data: Clisson, 19.06.2016
miejsce, data: Clisson, 19.06.2016
miejsce, data: Clisson, 19.06.2016
miejsce, data: Clisson, 19.06.2016
Francuski "Hellfest" wyrósł według mnie na najlepszy festiwal na świecie pod każdym względem: zespołów, organizacji, atrakcji. Więc wcale nie dziwi fakt, że ok. 100 tys. karnetów na edycję planowaną na rok 2016 rozeszło się w ciągu jednego wrześniowego popołudnia, a potem ich ceny na portalach aukcyjnych potrafiły podskoczyć i o 100%. Bo "Hellfest" jako jedyny daje okazję zobaczenia 150 pierwszoligowych zespołów w ciągu trzech dni, w trakcie których na co dzień senna prowincja, mieszcząca się kilkadziesiąt kilometrów od oceanu, zamienia się w prawdziwe "Rock City". W jego centrum stają dwie wielkie sceny i cztery mniejsze, klubowe, tematyczne: hardcore'owa "Warzone", blackmetalowa "Temple", deathowa "Altar" i stonerowa "Valley".
Twisted Sister, Clisson 18.06.2016, fot. Wakor
Polacy, którzy chcieliby wybrać się na "Hellfest", mają kilka trudności do przezwyciężenia. Ceny w euro są mało przystępne, nie wspominając o odległości - mówimy o ok. 1600 km w jedną stronę od naszej zachodniej granicy. Dlatego kolejny raz zorganizowaliśmy się pod banderą "Chamskiego busa". W środowy poranek 15 czerwca z Wrocławia do Clisson ruszyły dwa VW Caravell zapełnione ludźmi, którzy na tydzień porzucili rodziny, prace, domy i mieszczące się w nich kolekcje tysięcy płyt, aby doświadczyć zjawiska "Hellfest".
24 godziny później naszym oczom ukazał się las namiotów. Tradycyjnie rozbiliśmy się w "Yellow Camp", tworząc tam "Polish Chapter". Część naszej załogi zarezerwowała sobie z rocznym wyprzedzeniem apartamenty nad oceanem i tam spędzała noce oraz poranki. I takie atrakcje potrafi zapewnić "Chamski bus".
Festiwal w Clisson to wielka impreza masowa, a Francja teraz kojarzy się z szalejącym terroryzmem, zamachami, strajkami. Strachy był. Ale myślę, że wszystkie służby (bardziej tajne, niż mundurowe, bo przedstawicieli tych drugich było widocznych stosunkowo niewielu) stanęły na wysokości zadania i było bezpiecznie.
Korn, Clisson 18.06.2016, fot. Wakor
Na "Hellfest" gra się na trzech scenach jednocześnie. Wszystkiego obejrzeć się nie da, a przynajmniej nie w całości. Trzeba wybierać, zastanawiać się i wprowadzać systemy wędrowania między sześcioma oddalonymi (na szczęście nieznacznie) od siebie miejscami. Są zespoły, które się sprawdza, ogląda po trochu, ale też takie, których koncerty przeżywa się od początku do końca, nawet jak człowiekowi kręgosłup wychodzi bokiem po 7 godzinach ciągłego stania. Wyliczyłem, że takich zaliczyłem 15 sztuk. 10% to i tak sukces. Ale nawet z reszty, która była ciągłą szarpaniną "czy Kampfar, czy Anthrax?", "Turbonegro, a może jednak Vader?" (chociaż wybór między Gojirą a Mgłą był już jakimś masochizmem), wychwyciłem ciekawe momenty. Jak np. wspólne wykonanie utworu przez Within Temptation i Tarję czy Glenn Hughes śpiewający "Baba O'Riley" The Who wraz z Disturbed. Swoją drogą załapałem się na konferencję prasową z Glennem. Trochę świt żywych trupów - z uśmiechem na ustach przyznał, że nie pamięta całych lat 80. (drugi taki przypadek po Billu Wardzie).
Zacznijmy od tego, że na "Hellfest" zagrały dwa polskie zespoły: Vader i Mgła. Czyli dwa różne światy wyraziście ze sobą kontrastujące, reprezentujące zupełnie odrębne sposoby myślenia o metalu. Vader głęboko zakorzeniony w death metalu lat 90. zabrał nas w daleką podróż w te ciekawe dla muzyki czasy, do których zresztą nawiązuje też na ostatnich płytach. Vader: przekrojowy, dużo skór, ćwieków i w zestawie m.in. "Reborn In Flames", "Decapitated Saint", "Dark Age", "Sothis", "Vicious Circle", "Silent Empire". Czyli retro refleksji ciąg dalszy, dlatego coraz bardziej wyczekuję jesieni i nowego wydawnictwa.
Halestorm, Clisson 18.06.2016, fot. Wakor
Mgła dzięki materiałom "With Hearts Toward None" i "Exercises In Futility" (z których głównie składał się set) błyszczy na tle współczesnej sceny blackmetalowej zupełnie nowym i oryginalnym podejściem do tematyki. Koncertowo jest ozdobą kilku wybranych festiwali - ponoć "Hellfest" był największym, na jakim do tej pory była formacja. W grudniu oglądałem ją w warunkach klubowych (czy raczej domowo - kulturowych) w czeskiej Pradze - ciężko porównać, które dla Mgły są lepsze, bo i tu, i tam wyszła z twarzą, czy raczej z maską i w kapturze.
Zostańmy na chwilę przy black metalu - Inquisition i Abbath. Nasz ukochany fotograf stwierdził, że to, co robią Kolumbijczycy, jest "chore", ja raczej użyłbym słowa "obłędne". Psychodeliczny, kosmiczny black metal na jedną gitarę i perkusję z wokalem przypominającym zgrzyt zardzewiałego łańcucha robi wrażenie. Szkoda tylko, że niewiele ma to wspólnego z dopieszczonym brzmieniem płyt Inquisition. Ale przynajmniej mamy jakby dwa zespoły w jednym. Na Abbatha czekałem dla immortalowej klasyki i szczęśliwie tym razem zajęła ona równą połowę występu. Zabrzmiały (wiele bardziej przekonujące niż Abbath solo) "Nebular Ravens Winter", "In My Kingdom Cold", "One By One", "All Shall Fall" i przepotężne "Tyrants", w trakcie którego wysiadł prąd. I zaczął się Abbath-show: kroki kraba, wspólne śpiewanie chórków i pogadanki z publiką. Jak to ktoś mądrze powiedział - "jakie czasy, taki Lemmy".
Foreigner, Clisson 18.06.2016, fot. Wakor
W sobotę niespodzianką okazał się Foreigner. Niby trochę zapomniana grupa, z kilkoma evergreenami na koncie typu "I Wanna To Know What Love Is" czy "Urgent". Większość formacji tego typu skazana jest na zapomnienie w odmętach historii, Foreigner po części też, ale wypadł o dziwo bardzo żywiołowo, a do hiciorów rodem z "Harlequina" podrygiwali nawet metalowcy czy hardcore'owcy oczekujący Sick Of It All.
Katatonia promuje "The Fall Of Hearts" - najtrudniejsze w odbiorze dzieło w swoistej trylogii po "Dead End Kings" i "Night Is The New Day". Najbardziej wymagające, ale i też takie, gdzie można odnaleźć wstrząsające momenty (autor poleca). Dobry występ, w którym mogłem posłuchać wreszcie Katatonii rzeczywiście głośno i wyraźnie. Zespół często jest na czeskim "Brutalu", gdzie jego brzmienie najzwyklej zamula, a w klubach grupa jakoś nie daje rady pokazać pełni swoich możliwości. Tu było głośno, masywnie, basy niskie, a tony wysokie, jak powinno być w ustawieniach starej, wysłużonej Unitry.
Twisted Sister, Clisson 18.06.2016, fot. Wakor
W sobotę bezapelacyjnie najlepiej wypadł Dee Snider i jego Twisted Sister. To po dołączeniu Mike'a Portnoy'a (eks-Dream Theater) i zrzuceniu damskich fatałaszków chyba jeden z najlepszych składów w heavy krainie. Kilka tygodni temu oglądałem Suicidal Tendencies z Dave'em Lombardo i wniosek jest jeden - perkusista to serce, silnik napędzający i pompujący energię w kapelę. Zmiana pałkera ma czasem zasadniczy wpływ na brzmienie zespołu - tak było i w wypadku Suicidal Tendencies, i Twisted Sister. Ten koncert nie był zagrany, on był wręcz przywalony. Amerykanie przetoczyli się po "Hellfeście", jak walec po asfalcie. Apogeum nastąpiło, kiedy wkroczył Phil Campbell i muzycy wspólnie wykonali "Shoot 'Em Down" i "Born To Raise Hell" zadedykowane Lemmy'emu. Twisted Sister kończy karierę w szczytowym momencie swojej 40-letniej działalności.
Pomówmy o headlinerach. Na Rammstein przyszło chyba z milion ludzi, dopchanie się pod main stage graniczyło z cudem. Wiele razy widziałem R+ w różnych miejscach - tłem do muzyki jest całe fireshow i przedstawienie odgrywane przez Niemców, które w pełni wystawić można tylko w warunkach halowych. Na ostatnim takim koncercie, który oglądałem w Pradze w 2011 roku, były dwie sceny, pomosty, przejścia z pochodniami między publicznością i inne takie smaczki, których na open airze się nie przygotuje. Czyli show 3D kolejny raz spłaszczono do dwuwymiarowego. Ale muzyka pozostała: tu bez niespodzianek - bite 17 hitów pod rząd! Jeśli ktoś się zastanawia nad wizytą we Wrocławiu w sierpniu - mało powiedziane, że warto.
Anthrax, Clisson 18.06.2016, fot. Wakor
Slayer i Megadeth: obok nich był jeszcze Testament i Overkill, których nie zobaczyłem, gdyż kolidowali (pierwszy z Rammstein, drugi ze - słabym - Volbeat), czyli moja osobista "wielka czwórka thrash metalu". Ujmę to tak: obydwa zespoły są w podobnym stadium - może nie upadku, ale podeszłej stagnacji. Przy czym Slayer dryfuje równo, a Megadeth lekko po równi pochyłej. Obydwa koncerty przekrojowe. Były wspomnienia Nicka Menzy i Jeffa Hannemana (obowiązkowo przy wieńczącym "Angel Of Death"). "Holy Wars..." Dave Mustaine zapowiedział jako bardziej aktualny, niż kiedykolwiek wcześniej. Do ostatnich wydarzeń w Belgii czy w Paryżu nawiązywał też Dee Snider.
Ghost zapowiedział wyjątkowy gig. Przywitany we Francji został jako mega gwiazda. Można dyskutować, na ile w tym enigmatycznym szwedzkim projekcie broni się muzyka - bez strojów, masek i okultystycznych motywów. Tylko po co, skoro Ghost słucha się i ogląda za każdym razem wybornie. Papę Emeritusa i całą tę koncepcję rozgryzłem - to parodia poczciwych dziadków z Watykanu. Z tym, że zamiast wygłaszać banały, Papa lubi sobie walnąć kazanko np. o kobiecym orgazmie czy rozdać komunię przy "Body And Blood" z pomocą seksownych zakonnic. Przy ostatnim "Monstrance Clock" w niebo odpalono tony fajerwerków, pojawiły się zakonnice oraz dziecięcy chór a'la Pink Floyd z "Another Brick In The Wall", śpiewający anielskim głosem zwrotkę "Come together for Lucifer's son". Zamiast confetti w publikę poleciały sztuczne dolary. Jako że Ghost oglądałem podczas trasy "Back To The Future", w trakcie koncertu grupy ustawiłem się pod drugą sceną, która była przygotowywana na potrzeby występu Black Sabbath w ramach pożegnalnego tour.
Geezer, Ozzy, Iommi i Tommy Clufetos zagrali "tylko" poprawnie, ale i tak dali chyba najlepiej brzmiący koncert "Hellfestu". Chociaż wyraźnie było po nich widać zmęczenie. Najpierw było trzęsienie ziemi, czyli utwór "Black Sabbath", od którego w ogóle wszystko się zaczęło. Ozzy nawet nie fałszował. Potem poleciała cała klasyka, głównie z trzech pierwszych płyt. Niestety moc uchodziła z Black Sabbath, a "Paranoid" w finale zabrzmiał bardzo słabo. Mimo wszystko to jeden z największych bandów na Ziemi, który właśnie kończy karierę, więc obowiązkowo trzeba było go zobaczyć.
Foreigner, Clisson 18.06.2016, fot. Wakor
Po Ghost i Black Sabbath przyszedł czas na finał - czyli King Diamond. Mistrz ceremonii spowodował u mnie szereg "Sleepless Nights" - co tu dużo mówić, dowalił taki show, jaki potrafi najlepiej. Ołtarz, schody, odwrócone krzyże, pentagramy, aktorki odgrywające wszystkie Melissy i Abigaile, dzieci wyciągane z trumny, staruszki na wózkach inwalidzkich. Kiedyś, 30 - 35 lat temu, to wszystko musiało robić wrażenie. Dziś został tylko dobry horror, choć nieco kiczowaty. Czekałem najbardziej na utwory mojego ulubionego Mercyful Fate. Tym razem były tylko "Melissa" i "Come To The Sabbath".
Przede mną jeszcze ostatnia bezsenna noc w "Chamskim busie", do którego zmierzałem z masakrycznym bólem fizycznym (pleców) i psychicznym (że to już koniec).
Zapowiedziano, że headlinerem "Hellfest 2017" będzie Aerosmith. We wrześniu kupcie wszyscy bilety. Zróbcie to w ciemno. Warto, a wyjazd z Wrocławia na pewno będzie. Zawsze będzie.
Materiały dotyczące zespołów
- The Offspring
- Dropkick Murphys
- Turbonegro
- Hatebreed
- Mass Hysteria
- Le Bal Des Enrages
- Nashville Pussy
- Shinedown
- Delain
- Testament
- Overkill
- Sacred Reich
- Vader
- Havok
- Sadist
- Skeletal Remains
- Dust Bolt
- Witches
- Abbath
- Korpiklaani
- Aura Noir
- Inquisition
- Kampfar
- Behexen
- Solefald
- Cruachan
- Moonreich
- Sunn O)))
- The Melvins
- Earth
- Magma
- Jambinai
- Windhand
- Wo Fat
- Stoned Jesus
- Monolord
- Killswitch Engage
- Converge
- Kvelertak
- Architects
- Vision Of Disorder
- Victims
- All Pigs Must Die
- Harm's Way
- Cowards
- Rammstein
- Volbeat
- Bullet For My Valentine
- Anthrax
- Tremonti
- Halestorm
- Audrey Horne
- The Shrine
- Dark Funeral
- Primordial
- Moonsorrow
- Archgoat
- Fleshgod Apocalypse
- Heidevolk
- Dark Fortress
- Myrkur
- Otargos
- Bad Religion
- Ludwig von 88
- Toy Dolls
- Discharge
- UK Subs
- Les Sales Majestes
- Strife
- Mantar
- Dirty Fonzy
- Down
- Hermano
- Goatsnake
- With The Dead
- Torche
- Saviours
- Crobot
- Hangman's Chair
- Dopethrone
- Napalm Death
- Terrorizer
- Asphyx
- Entombed A.D.
- Agoraphobic Nosebleed
- Cattle Decapitation
- Entrails
- Drowned
- Undead Prophecies
- Korn
- Bring Me The Horizon
- Disturbed
- Sick Of It All
- The Amity Affliction
- Atreyu
- August Burns Red
- Bury Tomorrow
- Thy Art Is Murder
- Twisted Sister
- Within Temptation
- Gutterdammerung
- Foreigner
- Sixx:A.M.
- Joe Satriani
- Glenn Hughes
- Loudness
- Black Sabbath
- Slayer
- Megadeth
- Gojira
- Vintage Trouble
- No One Is Innocent
- Municipal Waste
- RavenEye
- Ghost
- King Diamond
- Amon Amarth
- Blind Guardian
- Tarja
- Dragonforce
- Orphaned Land
- Artemis
- Nightmare
- Paradise Lost
- Katatonia
- Grand Magus
- Insomnium
- Brodequin
- The Skull
- Fallujah
- Agressor
- Corrosive Elements
- Deicide
- Enslaved
- Empyrium
- Taake
- Mgła
- The Vision Bleak
- Skalmold
- Stille Volk
- Hegemon
- Jane's Addiction
- Rival Sons
- Fu Manchu
- Kadavar
- Unsane
- King Dude
- Valkyrie
- Lecherous Gaze
- Stonebirds
- Refused
- Heaven Shall Burn
- Walls of Jericho
- Caliban
- Ratos De Porao
- Backtrack
- Turnstile
- Powertrip
- Alea Iacta Est
Ale w sumie lepiej za dużo, niż za mało.