zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Heavy Spring Festival 2003, Szczecin DK "Słowianin" 22.03.2003

7.04.2003  autor: BadBlood
wystąpili: Syper Force; Eternal Symphony; Insult; Cordis; Awzan
miejsce, data: Szczecin, Słowianin, 22.03.2003

Po raz pierwszy o szczecińskim "Heavy Spring Festival 2003" dowiedziałem się w... Berlinie, gdzie tuż przed koncertem Mustasch organizator tej imprezy, stary metalowy wyjadacz Andy Sypniewski z Syper Force, wcisnął mi w łąpę naręcze plakatów ją reklamujących, prosząc o rozwieszenie ich w mojej mieścinie. Niecałe dwa tygodnie później, 23 marca, stawiłem się na wezwanie w DK "Słowianin", gdzie zagrać miały Awzan, Eternal Symphony, Insult, Cordis i, jako headliner, wspomniany już Syper Force. Takiej okazji nie można było przepuścić. Tym bardziej, że podobnych spędów w Szczecinie jak na lekarstwo, a klasycznego heavy metalu, którego Andy zapowiadał sporą ilość, od wielu już lat nie było mi dane na żywo posłuchać.

Pomimo wcześniejszych zapewnień Andy'ego o dopięciu wszystkiego na ostatni guzik, festiwal rozpoczął się godzinę później niż było to zaplanowane. A to ktoś próbę przeciągał, a to się kapele wykłócały w jakiej kolejności przed Syper Force wystąpią, a to... wiadomo, stara koncertowa śpiewka. Wreszcie około 18 udało się wszystkich ze sceny wygonić, zespoły rozlosowały (sic!) "pozycje wyjściowe", Andy palnął jeszcze krótką mowę powitalną i można było zaczynać.

Ślepy los niewdzięczną rolę "zaczynacza" powierzył szczecińskiej formacji Awzan, która pojawiła się na scenie w czteroosobowym składzie pozbawionym basu. Miało to niestety niebegatelny wpływ na brzmienie zespołu, któremu najzwyczajniej w świecie zabrakło dołu, ciężaru, mięcha. Tym bardziej, że podkład pod mocny, choć bardzo monotonny deathowy (a i wpadający czasami w manierę co groźniejszych poburkiwań Romana "Stworzyłem piękną rzecz" Kostrzewskiego) growl stanowiły riffy dość jednoznacznie kojarzące się z "Master of Puppets" czy "Ride the Lightning" zespołu na M, którego nazwy żaden Prawdziwy Metalowiec (harharhar) nigdy nie powinien w całości na głos wymawiać. Posłuchać tego można było, chłopaki starali się jak mogli, robili straszne miny, ale że zabrzmieli płasko i bezbarwnie, niewielu ludzi udało im się przekonać do zabawy pod sceną. Sygnałem do aktywniejszego w niej udziału okazał się dopiero cover "The Sleeping Beauty" Tiamat. I nieważne, że zupełnie nie pasował on do wcześniej zagranych kawałków. Jak się bowiem później okazało, nie pasowały do nich także wykonane w następnej kolejności dwa numery death metalowe (z których drugi mocno "skażony" był skandynawską melodyką) i kończące występ Awzan dwa instrumentale. Całość szczególnego wrażenia na mnie nie wywarła. Przydałoby się popracować nad bardziej spójnym wizerunkiem. Że o rekrutacji basisty nie wspomnę.

Cordis to kapela dobrze już w regionie znana i ceniona. Nie bez powodu. Sekstet z Gryfina widziałem już na żywo kilkukrotnie i nie ukrywam, że coraz bardziej mi się on podoba. Ekipa z koncertu na koncert zdobywa coraz większe doświadczenie, coraz lepiej się rozumie, a jej brzmienie, jak mi się zdaje, nabiera ciężaru, dryfując coraz bardziej w stronę gotyckich, a raczej doomowych odmian metalu i charakterystycznego dla nich walcowatego (choć tu utrzymanego w średnich zazwyczaj tempach) riffowania. Bez obaw jednak, nie ma tu mowy o jakichkolwiek inspiracjach tak obecnie modnymi Artrosis czy podobnymi im smutasami. Muzyka Cordis ciągle mocno osadzona jest w rockowych kanonach i daje pożądnego kopa, z pewnością nie od rzeczy będzie tutaj porównanie do O.N.A. Zresztą wokalistka Cordis dysponuje równie silnym, dominującym głosem co Agnieszka Chylińska i z taką samą łatwością dociera do publiczności. Dobry, ciężki rock, sprawni muzycy, świetna wokalistka... czego chcieć więcej? Pewnie można sporo więcej, ale naprawdę świetnie się przy Cordis bawiłem i aż dziw bierze, że grupa ta nie ma jeszcze podpisanego kontraktu płytowego (choć kilka lat temu krążyły o tym pogłoski). Warto by chyba uzupełnić lukę, jaka powstała po rozpadzie O.N.A.

Następny w kolejności był Insult. Do dziś zachodzę w głowę co skłoniło Andy'ego do zaproszenia tego śmiesznego zespoliku na "Heavy Spring Festival". Ich żenujące, prostackie punkopolo z "zaangażowanymi" tekstami pasowało tutaj jak - nie przymierzając - świni siodło. Syf i myszy. I starczy, litościwie zamilknę.

Wreszcie na scenę wyszli muzycy zespołu o najgłupszej chyba nazwie z wszystkich grających tego wieczoru w "Słowianinie" zespołów - Eternal Symphony. Całe szczęście muzyka przez nich zaprezentowana w żaden sposób z nazwą nie współgrała. Oczekiwalibyście zapewne symfonicznego black metalu? Też byłem pełen obaw! A Eternal Symphony uraczył nas klasycznym, czyściutkim heavy metalem z pogranicza Judas Priest i Mercyful Fate/King Diamond, którego wiek już chyba na żywo nie słyszałem... aż się sama morda cieszyła. Nie tylko mi zresztą, bo po bardzo żywiołowej reakcji publiczności znać było, że wiele osób przyszło tu właśnie dla Eternal Symphony, choć nie oni mieli być gwiazdą wieczoru. To jednak przy nich ludzie bawili się najlepiej i najtłumniej, to z nimi cała praktycznie sala śpiewała "Come To The Sabbath" Mercyful Fate, "Fear of the Dark" Maidenów czy ich własny "Pure Metal Ride", to wreszcie od nich nagłośniej i najwytrwalej domagano się bisów. W związku z tym zaistniała zresztą dość nieprzyjemna sytuacja: Andy w pewnym momencie - tłumacząc się tym, że umawiał się z każdą kapelą na półgodzinny występ i nie fair byłoby pozwolić grać tylko jednej z nich dwa razy tyle - po prostu... zgonił zespół ze sceny. Reakcja na to mogła być tylko jedna - gwizdy, bluzgi i wyzwiska. I jakkolwiek argumentacja organizatora spędu była logiczna i zasadna, nie potrafię zrozumieć dlaczego chłopaki z Eternal Symphony musieli przerwać tak świetnie przyjęty koncert. Z całym szacunkiem dla Andy'ego, to jest kurwa rock'n'roll a nie szkółka niedzielna, dwa kawałki więcej nikomu krzywdy nie zrobią! I jak ludzie chcą się bawić, to im się to należy. Wracając zaś do występu Szczecinian powiem tyle, że był to zdecydowanie najjaśniejszy punkt pierwszej edycji "Heavy Spring Festival". Headlinerem był Syper Force, gwiazdą (jak głupio by to nie brzmiało) - Eternal Symphony.

Jako ostatnia na scenie pojawiła się, oczywiście, berlińsko-szczecińsko-trójmiejska formacja Syper Force, dowodzona przez sprawcę całego zamieszania - Andy'ego. Jego załoga to stare metalowe wygi, które z niejednego pieca chleb jadły, od lat wielu tworząc muzę opartą na kanonach heavy i thrash metalu z lat osiemdziesiątych, czerpiąc pełnymi garściami inspiracje z dokonań takich tuzów jak Laaz Rockit czy Metal Church. Słuchanie tych gości to nieco dziwne, ale i fajne uczucie, swego rodzaju retrospekcja, powrót do lat młodzieńczych, pierwszych kroków w świat metalu, odzianych w skórę i jeans wytatuowanych herosów gitary i bożków mikrofonu. Bardzo fajne granie. I aż żal się robi na myśl, że pomimo wieloletniego stażu scenicznego i mnóstwa koncertów zagranych w różnych miejscach po obu stronach granicy na Odrze, Syper Force nie dochrapał się jeszcze kontraktu płytowego. Pogoda dla heavy metalu wydaje się robić coraz lepsza... miejmy nadzieję, że i dla Andy'ego i jego kamratów zaświeci w końcu słońce. Podobno pojawiła się przed nimi szansa na trasę po Niemczech u boku Forbidden, do podpisania papierków z pewnością by się dzięki temu droga wydatnie skróciła.

Póki co pozostaje czekać nam na kolejne edycje szczecińskiego festiwalu, które Andy już zapowiada. Gościem następnej ("Heavy Summer Festival"?) mają być podobno Hunter i CETI.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?