zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Heathen, Ravenryde, Ingolstadt "Paradox" 12.05.2010

18.05.2010  autor: Verghityax
wystąpili: Heathen; Ravenryde; Zodiac Ass
miejsce, data: Ingolstadt, Paradox, 12.05.2010

W niedzielę nad ranem powróciłem z kolejnej metalowej krucjaty, obejmującej tym razem samodzielny koncert thrashowej legendy Heathen w niemieckim Ingolstadt oraz trzydniowy "Metalfest" w Dessau. Niniejszy tekst w założeniu miał być pozytywną relacją z naprawdę udanego gigu, lecz wobec tragicznej wieści, jaka 16 maja 2010 r. obiegła świat, radość z szalonej eskapady prysła niczym mydlana bańka i potrafię zdobyć się co najwyżej na wymuszony uśmiech. Jak poinformowała Wendy Dio - żona i menedżerka niezapomnianego wokalisty Elf, Rainbow, Black Sabbath, Dio i Heaven & Hell - Ronnie odszedł o 7:45 rano, przegrywając walkę z chorobą nowotworową. Zgasł jak tęcza w ciemności. Czuję się tym bardziej zdruzgotany, że jeszcze w zeszłym roku w Szwecji miałem okazję się z nim widzieć i nadal nie dociera do mnie świadomość, iż był to ostatni raz. Kiedy przypomnę sobie, jak na odchodnym uścisnął mi rękę i powiedział "have fun, son", łzy cisną mi się do oczu. Planowałem w czerwcu wpaść na Heaven & Hell na czeskim "Sonisphere Festival". Teraz do głowy przychodzą mi tylko słowa znakomitego brytyjskiego aktora, Johna Hurta: "Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach". Podobno "show must go on", toteż nie pozostaje mi nic innego, jak odrzucić na bok minorowy ton i z całych sił próbować reanimować zdychającą wenę.

Heathen, Ingolstadt 12.05.2010, fot. Verghityax
Heathen, Ingolstadt 12.05.2010, fot. Verghityax

Pomysł wypadu do Ingolstadt, będącego siedzibą koncernu samochodowego Audi, narodził się jako dodatek tudzież przedłużenie czy też raczej wstępniak do "Metalfestu". Jako że nigdy wcześniej nie widziałem grupy Lee Altusa na żywo, a - gdy po raz ostatni zawitali do Polski w 1991 roku - byłem jeszcze dzieciakiem, stwierdziłem że to dobry moment, by nadrobić luki w edukacji. Heathen to jedna z tych formacji, które rozpadły się po wydaniu paru świetnych płyt i które, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Death Angel, na nowo zjednoczyło "Thrash of the Titans" - benefis na rzecz Chucka Billy'ego i Chucka Schuldinera. Choć ta impreza odbyła się w 2001 roku, dopiero w 2004 światło dzienne ujrzała EPka "Recovered", zawierająca archiwalne numery kapeli i covery, a ledwie kilka miesięcy temu muzyczny rynek zawojowało "The Evolution of Chaos" - trzeci długograj grupy, wypuszczony w dziewiętnaście lat po poprzednim "Victims of Deception".

Licząca sobie około 800 km droga upłynęła w miłej atmosferze, jak z bicza trzasnął. Pomimo różnorakich perturbacji i obaw, że się spóźnimy, udało nam się jednak dotrzeć na czas. Co prawda przegapiliśmy występ pierwszego supportu o nazwie Zodiac Ass, ale nie można mieć wszystkiego. W drodze do klubu "Paradox" przejechaliśmy przez rondo zdobne w olbrzymi, srebrzysty pomnik Audicy. Takie niby nic, ale trzeba przyznać, iż Niemcom nie brak pomysłów na okazanie dumy ze swoich osiągnięć. Sam "Paradox" to niczym niewyróżniająca się miejscówka, bardziej przypominająca z zewnątrz lokalną pizzerię, niż cokolwiek innego. I istotnie, na poziomie gruntu mieści się lokal, w którym można się objadać najsłynniejszą włoską potrawą, pogrywając przy tym w gry planszowe. Dopiero schodząc po schodach w dół do piwnicy, słychać gitarowy zaśpiew i dudnienie perkusji. Podziemia "Paradoxu" charakteryzują się całkiem przyzwoitym nagłośnieniem, jak również osobnym barem i niestety, nader rachityczną szatnią.

W roli drugiego supportu na scenie gościł nad wyraz ciekawy zespół heavymetalowy - Ravenryde, prawdziwa perełka, jakie rzadko się zdarzają. Na wiośle udziela się tam Didi Saller, były gitarnik kultowego, amerykańskiego Blue Cheer. Mimo to, na szczególne uwzględnienie zasługuje tu charyzmatyczny frontman, Matt Joseph, przywdziewający strój na modłę Lemmy'ego z nieodłącznym rock'n'rollowym kapeluszem i operujący wokalem do złudzenia przypominającym młodego Biffa Byforda z Saxon. New Wave of British Heavy Metal pełną gębą. Aż ciężko uwierzyć, że panom ciężko się przebić, gdy wokoło tyle gniotów zdobywa uznanie. W minionym roku Ravenryde wypuściło swój debiutancki krążek, pt. "In the Spirit of Darkness" - pozycja zdecydowanie warta obczajenia, kipiąca energią i melodią. Również na żywo muzykom nie brakuje pary, suterenę "Paradoxu" zdominował dźwiękowy szał. Ravenryde zaprezentowało kilka utworów ze swej stajni, między innymi "In the Spirit of Darkness", "Demon", "Generation Zero", "Skull & Bone" oraz niezły cover jednego z największych hitów Rainbow: "Long Live Rock'n'Roll".

Heathen, Ingolstadt 12.05.2010, fot. Verghityax
Heathen, Ingolstadt 12.05.2010, fot. Verghityax

O 22:30 pojawili się amerykańscy thrasherzy i licząca około trzysta dusz publiczność rzuciła się w stronę pudła. W tym miejscu muszę nadmienić, iż widownia zebrała się tego wieczoru zacna - żadnych przypadkowych ludzi, tylko stara, wypróbowana gwardia. Headbangerzy w pierwszym rzędzie nie żałowali karków, a i młyn trafił się przyzwoity, choć intensywnością nie dorównujący swym polskim odpowiednikom. Ku mojej i pozostałych uciesze, Heathen wykonało prawie półtoragodzinny set, złożony w połowie z wałków z "The Evolution of Chaos"; reszty dopełniły po trzy numery z "Breaking the Silence" i "Victims of Deception". Lista utworów przedstawiała się następująco: "Dying Season", "Control by Chaos", "Fade Away", "Opiate of the Masses", "Goblin's Blade", "Mercy Is no Virtue", "No Stone Unturned", "Bloodkult", "Death by Hanging" i jako bisy "Arrows of Agony", "Open the Grave" i "Hypnotized". Panowie dali z siebie wszystko. Lee Altus łoił na wiośle w niemal nabożnym skupieniu, zaś na łysej czaszce entuzjastycznego Dave'a White'a bez przerwy perlił się pot. Dodać do tego rewelacyjny kontakt z publiką oraz autentyczne zaangażowanie i oto mamy przepis na mocarny występ. Warto było się tłuc tyle kilometrów, by zobaczyć na żywo tę starannie naoliwioną, siejącą zniszczenie thrashową machinę.

Korzystajac z nowej porcji energii, jakiej nałapaliśmy na koncercie, jeszcze tej samej nocy uderzyliśmy w trasę, kierując się na północ w stronę ulokowanego nieopodal Lipska Dessau, gdzie miała się odbyć pierwsza edycja "Metalfestu".

Komentarze
Dodaj komentarz »
Cysorz to ma klawe życie :)
vaderhead
vaderhead (wyślij pw), 2010-05-19 09:50:30 | odpowiedz | zgłoś
Jak zwykle gratuluję świetnej relacji, autorowi - czytanie twoich wrażeń to czysta przyjemność, no i zazdroszczę poniekad trochę. Jeździsz sobie po ciekawych europejskich festach, gigach, tylko pozazdrościć takiego klawego życia :) pozdr.

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?