- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Hatifnats, Kolonia, Gdynia "Ucho" 19.02.2010
miejsce, data: Gdynia, Ucho, 19.02.2010
Zespół Hatifnats, zeszłoroczny debiutant, w ramach króciutkiej trasy koncertowej zawitał między innymi do gdyńskiego "Ucha". Ciekaw tego, jak zespół spisuje się na żywo i jak wypada materiał z płyty na scenie, postanowiłem wybrać się na koncert.
Jednak zanim na deskach pojawiła się warszawska grupa, publiczność miała okazję posłuchać supportu - zespołu Kolonia. Moim zdaniem grupa ta wypadła bardzo przeciętnie. Nie brakowało co prawda ciekawych motywów, takich jak pierwszy, instrumentalny utwór, gdzie całkiem interesująco zabrzmiały bas i perkusja, jednak generalnie formacja nie zaprezentowała niczego, co wzbudziłoby na dłużej moje zainteresowanie. Najjaśniejszym punktem zespołu i zdecydowanie wybijającą się jednostką był perkusista. Poszczególne utwory były niespójne i nie pasowały do siebie: od post-rockowych klimatów (utwór numer jeden 1 w kolejności), po happysadowskie pioseneczki (skojarzenia głównie przez wokal, choć nie tylko), które zupełnie nie trafiły w moje gusta. Występ trwał jednak jedynie 20 minut, tak więc w sam raz.
Hatifnats, czyli powód dla którego do "Ucha" przyszło tego wieczora około 100 osób (mimo wszystko sporo ludzi), nie zaskoczyli repertuarem. Odegrali po prostu cały album "Before It Is Too Late", a na bis wykonali raz jeszcze swój największy przebój (o ile w ogóle można tak powiedzieć, biorąc pod uwagę rozpoznawalność zespołu i muzykę przez niego wykonywaną) "Horses From Shellville" oraz piosenkę-żart, którą odebrałem jako parodię brzmień lat 80-tych, zagraną na klawiszach i moim zdaniem niepotrzebną.
Rozpoczęli instrumentalnym wstępem zatytułowanym "Towards The Last Sunset", a po nim płynnie przeszli do "World 2", w którym po raz pierwszy tego wieczoru dało się słyszeć wokal, czyli najbardziej charakterystyczny "instrument" zespołu. Powiem szczerze, że bardzo ciekawiło mnie to, na ile brzmienie śpiewu to praca w studiu, a na ile faktyczna barwa głosu wokalisty. Po koncercie nie mam wątpliwości i dotyczy to także muzyki - Hatifnats to zespół z krwi i kości, a nie efekt dobrej produkcji.
Na żywo wszystko zostało odegrane oczywiście energiczniej, ale brzmienie instrumentów i wokalu nie różniło się zbytnio od tego, co możemy usłyszeć na płycie. Gdy Michał Pydo wyśpiewywał swoje partie, to robił to z jeszcze większym zaangażowaniem - tam, gdzie na płycie krzyczy - na koncercie krzyczał głośniej. Zespół wyglądał na bardzo zgrany i żadnych błędów nie odnotowałem - nagłośnienie również było dobre. Jeśli chodzi o muzykę - na żywo wypada bardziej post-rockowo i noise'owo niż na albumie. Wprowadzono także kilka kosmetycznych zmian - w kilku momentach pomiędzy utworami zespół dawał wycisk uszom publiki, serwując jej przesterowaną ścianę dźwięku.
Najlepsze wykonanie? Nie będę obiektywny - dla mnie było to "Waking In The Dark", moim zdaniem najlepszy utwór na debiucie. Na żywo zabrzmiał z równie dużą pasją i z bezbłędnie zagranym, powtarzającym się przez cały utwór charakterystycznym motywem.
Cały występ trwał godzinę, co jednak nie może dziwić, biorąc pod uwagę dorobek płytowy Hatifnats. Niemniej jednak jestem pewien, że nikt tego wieczora nie wychodził z "Ucha" nieusatysfakcjonowany.