- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Hate, Yattering, Vassago, Wrocław "Rocker" 21.03.2000
miejsce, data: Wrocław, Rocker, 21.03.2000
Na koncert wybrałem się niechętnie, gdyż z powodu jakiejś dziwnej choroby od pewnego czasu czułem się tak, jakbym każdy dzień kończył mocno zakrapianą imprezą.
Oczywiście impreza nie rozpoczęła się punktualnie, do "Rockera" weszliśmy po dziewiętnastej. Bilety kasował perkusista Hate, sympatyczny facet o dość dużych gabarytach, ubrany w koszulkę Black Sabbath. Po wejściu kolega poznał mnie ze Świerszczem, frontmanem Yattering. Nie wiem czy to skojarzenie jest trafne, ale Świerszcz swoim sposobem bycia przypomina mi nieco Piotra Wiwczarka, a wyglądem Mausera (być może to tylko złudzenie, wynikające z mojego lekkiego zakrzywienia w kierunku Vadera).
Po wejściu oczom fanów ukazały się dwie perkusje, ustawione na niewielkiej scenie. Na widok instrumentu zespołu Hate, nasuwa się wniosek, iż rozmiar zestawu jest wprost proporcjonalny do rozmiaru perkusisty :). Bębny przymocowane na ogromnych stalowych rurach (ponoć własnoręcznie wykonanych), oczywiście dwie centrale, cztery przejścia i masę talerzy. Druga perkusja mniejsza, ustawiona bokiem (już się wystraszyłem, że to będzie Acid..., a nie Yattering).
Zaczęło się po dwudziestej. Na początek wrocławska kapela Vassago. Tym, którzy ich nie znają, powiem, że to deathowo-thrashowy zespół, którego naprawdę warto posłuchać (w zeszłym roku wydali demo). Vassago to grupa grająca bardzo technicznie. W ich muzyce wyraźnie słychać inspiracje Death, Cannibal Corpse i wczesną szkołą thrashu. Grali utwory z demówki, dwa nowe plus cover "Desperate Cry" Sepultury, w sumie z pół godziny. Moim zdaniem wszyscy muzycy Vassago są świetni. Wróżę im w niedługim czasie rozkwit działalności i wydanie debiutanckiej płyty.
Następnie na scenę wszedł Yattering. Muzycy przywitali się i zaczął się prawdziwy sajgon. Stałem przy samej barierce, więc wszystko dobrze widziałem. Początkowo ze względu na nienajlepsze samopoczucie nie nastawiałem się na żadne pogowanie, jednak po jakimś czasie nie wytrzymałem i dołączyłem do kilku innych maniakow, stojących pod sceną. Yattering to zespół koncertowy. Ich utwory świetnie prezentują się w wersji live. Taki koncert to piękne przeżycie, które się pamięta dość długo. Charyzmatyczny Świerszcz co jakiś czas mówił coś do ludzi, wywołujac mniejsze lub większe poruszenie. Yattering grali utwory, które znajdą sie na nowej płycie oraz te z pierwszego albumu i to właśnie one wywoływały największy zamęt pod sceną. Nie można nie skomentować gry perkusisty. Ząbek jest świetnym bębniarzem, muszę przyznać, że był godnym zastępcą Docenta w czasie jego nieobecności w Vader. Czterdzieści minut dobrej, ciężkiej muzyki upłynęło szybko. Ludzie nie chcieli wypuścić kolesi z Yattering, więc ci zagrali jeszcze ze dwa kawałki na bis i zeszli zapowiadając Hate.
Nie znałem repertuaru Hate, byłem więc ciekaw, jak zaprezentuje się na żywo zespół mający opinię polskiego Deicide. Otoż grają nieco wolniej niż Yattering, co nie znaczy, że gorzej. Bardzo podobała mi się ich muzyka, ale chyba byłem jednym z niewielu, którzy byli tego samego zdania. Poza garstką fanów skaczących pod sceną i kilku, oglądających z większej odleglości, na sali nikogo nie było. Wiekszość wybyła wraz z zejściem Yattering. Zrobiło mi sie trochę żal chłopaków z Hate, bo naprawdę dobrze grali. Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego nie zebrali takiego poklasku, co zespół poprzedzajacy. Chyba nieco sie wkurzyli, bo cały ich występ trwał jakieś pół godziny. Na koniec zagrali "Postmortem" Slayera, pożegnali się i szybko zeszli ze sceny. Widać było, że są zawiedzeni, ale no cóż, ja też byłem. Potem jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie ze Świerszczem i szybko sie zwinąłem, bo musiałem wstać grubo przed siódmą. Panowie z Yattering siedzieli sobie przy browarkach ponoć do późnej nocy. Naprawdę warto było się wybrać, a kto nie poszedł niech żałuje. Szkoda tylko, że zagrali tak krótko.
Gwiazdą wieczoru nie było Hate, lecz Yattering, który jest jednym z moich faworytów w nadchodzącym stuleciu. Jedno jest pewne, wychodząc stamtąd czułem się jakbym w ogóle nie był chory. I niech ktoś mi powie, że muzyka nie jest lekarstwem dla duszy i ciała :)