- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Hate Eternal, Dying Fetus, Deeds Of Flesh, Prejudice, Warszawa "Proxima" 15.01.2004
miejsce, data: Warszawa, Proxima, 15.01.2004
Praca do godziny 17 czy 18 w dni powszednie nie sprzyja docieraniu na wcześnie (czyli przed 19) zaczynające się koncerty. Nie inaczej było i w tym przypadku, a co za im tym idzie, przeszły mi koło nosa dobre (wiem oczywiście o tym tylko ze słyszenia) występy pierwszych dwóch zespołów, belgijskiego Prejudice i amerykańskiego Deeds Of Flesh.
Czwartkowa rzeźnia w "Proximie" zaczęła się dla mnie dopiero od momentu wkroczenia na deski klubu kolejnych deathowców zza Oceanu, grupy Dying Fetus, którzy mieli już okazję zjawić się w Polsce w roku 2001. Wówczas dane im było zagrać raptem 10 minut, za co zresztą przepraszał w trakcie występu wokalista Vince Matthews. Tym razem jednak Amerykanie mieli znacznie więcej czasu, co świetnie wykorzystali demonstrując solidną dawkę energetycznego, motorycznego i momentami nieco "skocznego" death metalu na dwa wokale, przypominającego mieszankę Pantery, Slayera i Six Feet Under z "Graveyard Classic". Operując w szybkich i umiarkowanie szybkich tempach Dying Fetus brzmiał z kopem, mocno i dynamicznie. Takie dźwięki dość szybko przemówiły do rozgrzanej wcześniej publiczności, niestety niezbyt licznej, poniewierając co poniektórych z gromadki kotłującej się pod sceną. Na "pełnoczasową" wizytę w Warszawie Amerykanie przygotowali przede wszystkim numery z najnowszego albumu "Stop At Nothing", między innymi rozpoczynający koncert "Schematics", kawałek tytułowy i "One Shot One Kill". Dying Fetus pokazał w stolicy kawał agresywnego i kopiącego w dupę metalu. Ich kilkudziesięciominutowy występ nie mógł się nie podobać.
"Gadane", mroczne intro rozpoczęło występ następnych, a zarazem ostatnich deathmetalowców zza Wielkiej Wody, czyli gwiazdy wieczoru - Hate Eternal. Koncert za sprawą ostatniego albumu, "King Of All Kings", zapowiadał się bardzo ciekawie, zawiodła jednak technika albo "pomogło" gumowe ucho akustyka. Amerykańskie trio brzmiało zdecydowanie za głośno i mało czytelnie, ciężko było wyłowić jakiekolwiek smaczki, nie tylko te techniczne, które niewątpliwie nadają specyficznej atmosfery muzyce Hate Eternal. Mimo tych istotnych niedociągnięć szybki i dynamiczny death metal z diabolicznymi wokalami gitarzysty Erika Rutana i basisty Randy'ego Piro robił wrażenie. I choć przy nagłośnieniu, kiedy instrumenty zlewają się w jedną całość, kapela byłego wioślarza Morbid Angel wiele traciła ze wspomnianego klimatu, to podobnie jak kilkadziesiąt minut wcześniej, również w czasie tego występu pod sceną rozpętał się mały kociołek. W ciągu godziny Hate Eternal łoił niemiłosiernie uszy przede wszystkimi utworami ze wspomnianego "King Of All Kings" (był też nowy numer i przynajmniej jeden kawałek z debiutanckiego "Conquering The Throne"), przeplatając co jakiś czas swój zmasowany atak na narządy słuchu krótkimi intrami. Spieprzone brzmienie zupełnie nie przeszkodziło, by koncert Amerykanów spodobał się ludziom - nie dość, że zespół został dobrze przyjęty, to również został wywołany na bis. I gdyby nie nagłośnienie, to mógłby być naprawdę świetny pokaz ciekawego, rozbudowanego deathmetalowego łojenia. Stało się jednak inaczej, a szkoda...
Podsumowując, czwartkowy koncert (a przynajmniej jego druga połowa), któremu patronował nasz serwis, był niewątpliwie deathmetalowym otwarciem roku 2004 w "Proximie". Publiczność niestety zbytnio nie dopisała, co szczerze mówiąc dziwi, bo przecież maniaków takiego grania mamy w Polsce raczej sporo. Ważne, że generalnie impreza się udała. Oby było więcej deathowego grania w nadchodzących miesiącach.