- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Greenwood, Kraków "Stary Port" 17.03.2011
miejsce, data: Kraków, Stary Port, 17.03.2011
Tawerna "Stary Port" w Krakowie to mekka nie tylko rozkochanych w szantach żeglarzy, ale i miłośników folkowych dźwięków. Nic dziwnego zatem, że co roku to właśnie to miejsce odwiedza wielu z nich, aby uczcić dzień św. Patryka przy kuflu zielonego piwa. Wielu fanów ostrzejszej muzyki przeprosiło w duchu chłopaków z TSA i zamiast na ich koncert, udało się właśnie do "Starego Portu". W tym roku była to już trzecia impreza w celtyckich klimatach. W styczniu po dłuższej nieobecności przyjechał w ramach swojej akustycznej trasy Shannon, dając naprawdę niezapomniany koncert. Miesiąc później klub gościł szkocki duet Ardbeg, teraz zaś przyszła kolej na muzyków z wyspy Wolin - kapelę Greenwood, która w Krakowie pojawiła się po raz pierwszy, ale jak zapowiadali po swoim występie muzycy, na pewno nie ostatni.
Darmowy (jak zdecydowana większość imprez organizowanych przez "Stary Port") koncert przyciągnął liczną widownię. Nie wszyscy byli jednak zainteresowani słuchaniem zespołu - głośne rozmowy w połączeniu ze słabym tego dnia nagłośnieniem spowodowały pewne trudności w odbiorze muzyki. Trudno było wyłowić słowa piosenek nawet w naszym rodzimym języku. Wielka szkoda, bo grupa przykłada dużą uwagę do warstwy lirycznej swojej twórczości - Greenwood wzorem holenderskiej Omni czy niemieckiego Fauna chętnie sięga po inspirację zarówno do dawnych legend, jak i całkiem współczesnych powieści fantasy, od Tolkiena po Sapkowskiego. Na szczęście w drugiej części występu grupy w koncertowej części Starego Portu pozostali już przede wszystkim melomani i sytuacja uległa znacznej poprawie.
Na dość małej scenie nie bez trudów zmieściło się siedmiu muzyków. W obliczu nieobecności flecistki Eweliny Grygier za tradycyjne, folkowe brzmienie zespołu odpowiedzialny był Jacek Piekarski, jeden z nielicznych w naszym kraju adeptów charakterystycznego wyłącznie dla zielonych wysp sposobu gry na skrzypcach. Wtórował mu imiennik - Jacek Andrzejewski, grający na akordeonie. Jego bujna, ruda broda oraz kontrastujące z posturą wikinga łagodne usposobienie i dusza romantyka zaskarbiły mu po tym koncercie przychylność niejednej niewiasty. Z kolei męskie serca skradła urodziwa wokalistka Klaudia Borawska. Kolejne utwory zapowiadał lider formacji - Marek Piguła, grający także na buzuki. Jak sam przyznał po koncercie, jako mały chłopiec chodził na lekcje gry na mandolinie, więc po latach bardzo chętnie sięgnął właśnie po ten instrument.
A sama muzyka? Usłyszeliśmy to, co z wyspą Wolin najczęściej się kojarzy, czyli mieszankę irlandzkich, szkockich i skandynawskich klimatów, urozmaiconych ciekawymi polskimi akcentami. Większość repertuaru stanowiły piosenki z debiutanckiej płyty zespołu - "Elegia o wieku minionym", z piękną balladą tytułową na czele. Chwilami było naprawdę wzruszająco, a nastrój koncertu z utworu na utwór udzielał się coraz bardziej. Jedynie Jacek Andrzejewski grymasił odrobinę, że publiczność nie chce tańczyć (jakby było do tego miejsce) i przede wszystkim - że słuchałoby się zdecydowanie lepiej, gdyby wszyscy rozebrali się do naga. Po części miał rację - na sali dało się wyłowić buzie dziewcząt z zespołu tańca irlandzkiego Eriu. Te jednak odpoczywały przed premierą własnego spektaklu "Dwa Światy", która miała miejsce dwa dni później w "Nowohuckim Centrum Kultury". O tym, że to właśnie folkowe dźwięki gromadzą na widowni najładniejsze kobiety, nie trzeba chyba nikogo przekonywać.
Oprócz rozmarzonych, sentymentalnych kompozycji, takich jak "Pieśń o Nimrodel", nie brakło oczywiście skoczniejszych rytmów - instrumentalne popisy muzyków w trakcie piosenek "Stary las", "Biesy i czady" lub "Hej na lisa!" były bardzo miłym urozmaiceniem koncertu. Podczas jednego z utworów Jacek Piekarski pobił podobno własny rekord szybkości w grze na skrzypcach. Rozkochanym w smoczych opowieściach mieszkańcom Grodu Kraka Greenwood zaproponował "Pieśń Słowana", czyli legendę o gadzie ze smoczej jamy, oraz balladę "Sir Eglamore" (w naprawdę świetnym tłumaczeniu), spopularyzowaną w latach dziewięćdziesiątych przez brytyjską wokalistkę Kate Rusby. Z zagranicznych akcentów pojawiła się też m.in. polska wersja tradycyjnej piosenki "Mary's Wedding", klasyczne "Scarborough Fair", a także cover utworu naszej rodzimej kapeli Cotton Cat do wiersza "Piwo w dzban i piwo z dzbana" szkockiego poety Roberta Burnsa. Biorąc pod uwagę częstotliwość, z jaką sięgał on w swojej twórczości po tę jakże miłą sercu tematykę, nic dziwnego, że domniemana data jego urodzin do dziś obchodzona jest przez Szkotów jako jedno z najważniejszych świąt narodowych. Muzycy odegrali również "Balladę o czarnej śmierci", która wkrótce trafi do... szkolnego podręcznika do muzyki dla klas gimnazjalnych oraz na załączoną do niego płytę CD. Słowem - kultura pełną gębą.
Publiczność w "Starym Porcie" nigdy nie wypuściłaby kapeli bez bisów. Te jednak były dość specyficzne. Marek Pigula zapowiedział bowiem "klasykę polskiego folkloru", po czym rozległy się pierwsze dźwięki dżemowej "Whiskey", chóralnie odśpiewanej przez całą salę. Trzeba przyznać, że taki folklor lubią chyba wszyscy.
Finał koncertu nie oznaczał oczywiście końca imprezy, więc kto chciał, mógł wypić z muzykami piwo i porozmawiać na wszelkie możliwe tematy. Takie podejście zespołu zawsze warto docenić. Greenwood zaprezentował się w Krakowie bardzo dobrze i na pewno warto ich choć raz zobaczyć na żywo, do czego będzie pewnie jeszcze niejedna okazja.
myśle ze to sprostowanko zupełnie nie tyczy sie obecnych tam ludzi. gdyż ci,jak przypuszczam zrozumieli żart apropo mojego kapryszenia spowodowanego faktem ze nikt nie tańczy pod sceną.każdy tam obecny widział ze taniec musiałby wiązać się z podeptaniem licznie zgromadzonych słuchaczy :)
apropo sugerowania nagości, powiem tylko że nie była to prowokacja do zbiorowego ekshibicjonizmu i znów wyrażam nadzieje że sens moich słów był zrozumiały dla tych którzy byli tam i mogli wysłuchać sugestii w całości :)
zważywszy na subiektywność artykułu nie odniosę się do każdej oceny ale chętnie pozdrowie z tego miejsca wszystkie "te" niewiasty :))
pozdrawiam serdecznie.