- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Grave Pleasures, Warszawa "Pogłos" 12.08.2018
miejsce, data: Warszawa, Pogłos, 12.08.2018
Warszawski koncert Grave Pleasures, nawiązując do grobowej nazwy zespołu, miał idealną lokalizację, bo odbył się w klubie "Pogłos", tuż obok Cmentarza Powązkowskiego. Grupa przyjechała promować swoją najnowsza płytę - "Motherblood" z 2017 roku. Finów miałem okazję zobaczyć po raz pierwszy, ale ich twórczość znam dosyć dobrze, poczynając od debiutanckiego albumu, zatytułowanego "Climax", nagranego pod poprzednią nazwą Beastmilk. Muzyka formacji nawiązuje stylistycznie do Joy Division i Killing Joke, ale również do The Cure, ze względu na charakterystyczną motorykę utworów.
Założycielem zespołu jest Brytyjczyk Mathew "Kvohst" McNerney, który dużą część życia spędził w Skandynawii. Prowadzi również folkrockowy Hexvessel, a w trakcie swojej kariery współpracował z wieloma bandami, w tym z metalowymi Dodheimsgard i Code. Liczne roszady personalne spowodowały, że zmieniono nazwę Beastmilk na Grave Pleasures. Styl muzyczny, głęboko osadzony w post-punku z lat 80, był kontynuowany, chociaż do składu dołączył Juho Vanhanen z Oranssi Pazuzu.
Na miejsce spoczynku Finów w ich aktualnej kwaterze dotarłem tuż przed samym występem. Koncert rozpoczął się od "Infatuation Overkill", po nim był "Laughing Abyss", oba utwory pochodzą z płyty "Motherblood". Następnie wokalista przywitał publiczność słowami "welcome Warsaw" i usłyszeliśmy "Death Reflects Us" z "Climax". Zespół zaprezentował tylko utwory ze swoich dwóch płyt: "Motherblood" i "Climax". Zagrane zostały takie kawałki, jak "Be My Hiroshima", "You Are Now Under Our Control" czy "Genocidal Crush". Nagłośnienie było dosyć dobrze ustawione, na tyle selektywne, że z łatwością rozpoznawałem piosenki.
Nowofalowe dźwięki nie schłodziły publiczności, wręcz przeciwnie - zespół został bardzo gorąco przyjęty. Fani bawili się świetnie, szczególnie pod sceną, gdzie machali rękami i tańczyli. Kvohst czarował publiczność momentami głębokim i poważnym wokalem zbliżonym do stylu Iana Curtisa, a innym razem bardziej swobodnym. Śpiewał z dużym zaangażowaniem i tańczył. Trzej wysocy gitarzyści również byli cały czas aktywni.
Podstawowy set trwał około 50 minut, ale fani domagali się bisów. Wokalista podziękował za przybycie i grupa wykonała jeszcze swój koncertowy klasyk, "Love In a Cold World", który został przyjęty z entuzjazmem.
Po koncercie ludzie masowo podchodzili do stolika z tzw. merchem, by zrobić zakupy. Wcześniej nie było tak dużego zainteresowania, co świadczy o tym, jak spodobał się występ. W rozmowach fanów można było usłyszeć opinie o niesamowitej ekspresji muzyków. Grave Pleasures w magiczny sposób przeniósł mnie tego wieczoru w lata 80, za co jestem wdzięczny ekipie z Finlandii.
za znajomość lepszych bandów.
Najnowsza płyta Kontinuum ma utwory w stylu Grave Pleasure,
ale gorzej im to poszło, bo w estetyce postrocka byli lepsi. Tak sądzę.
btw. album 'Kyrr' to bardzo dobry album, jak dla mnie
i jeszcze niektóre teksty były zaśpiewane w języku islandzkim, co dodatkowo uatrakcyjniało ten krążek
I nieoczywisty.
to już jest muzycznie w innych rejonach.
Zajrzał jednorazowo w to co robi Khvist,
Chociaż nowy Hexevessel pozostaje do obadania.