- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Good Girls Die Party, Szczecin "Hormon" 11.02.2003
miejsce, data: Szczecin, Hormon, 11.02.2003
Szczecin to wiocha. Duża, ale wiocha. Większość uznanych gwiazd polskiej sceny rockowej czy metalowej omija tą wiochę szerokim łukiem, a o wizycie konkretnej imprezy objazdowej (takiego na przykład Thrash'em All Festival czy Grind Tour de Pologne) czy jakiejkolwiek szerzej znanej zagranicznej kapeli w ogóle nie ma co marzyć. A kiedy już nawet ktoś się pojawi, to albo banda debili obrzuca go wszystkim czym rzucać się da (chłopaki z Behemotha będą mieli więcej do powiedzenia na ten temat), albo sprawę zawala sama "gwiazda" (vide głośny w okolicy niedawny popis Acid Drinkers, w czasie którego jedynym oryginalnym członkiem zespołu był Titus, wspomagany tego wieczoru przez dwóch technicznych i gitarzystę Gotham). Z tym większym entuzjazmem przyjąłem wieść o podjęciu przez agencję "BArt" działań zmierzających do zmiany tego stanu rzeczy. I pomimo tego, że metal gotycki w zasadzie mógłby dla mnie nie istnieć, chętnie wybrałem się na zorganizowaną w pubie "Hormon" przez Bartka Bala imprezę. "Good Girls Die Party" bowiem - bo o tej imprezie mowa - zorganizowane zostało z myślą właśnie o fanach gotyckich brzmień. Dla nich zagrać miała szczecińska formacja Athanor, w której wokalistą jest Skaya, znany z Quo Vadis, i z myślą o nich swoje produkty zaprezentowała poznańska firma Lederstahl, zajmująca się wyrobem strojów i akcesoriów dla różnej maści sadomasochistów, fetyszystów i innych "wykolejeńców". Mroczne, piwniczne, choć bardzo przestronne wnętrze "Hormona" nadaje się do tego idealnie. A że zeszło się do niego mnóstwo nie tylko odzianych na czarno (czasem wyjątkowo kuso) wiedźm z piekła rodem i innych monstrów afrykańskich, ale i zwykłych fanów rocka (dzięki którym niżej podpisany nie czuł się jak kosmita), nikomu nawet specjalnie nie przeszkadzało trwające równo godzinę oczekiwanie na pierwszą tego wieczoru atrakcję, Athanor.
Wreszcie o godzinie 21 szczeciński zespół zainstalował się na scenie i rozpoczął swój koncert. Jako się rzekło, słuchanie rocka czy metalu gotyckiego nie należy do ulubionych przeze mnie rodzajów spędzania wolnego czasu. A w tej dokładnie stylistyce, jej utartych schematach porusza się Athanor, opierając swoje utwory o ciężki, walcowaty riff wspomagany niskim, mocnym wokalem Skayi i instrumentalne wycieczki w stronę rocka progresywnego. Nie muszę chyba dodawać, że zdecydowanie najbardziej podobały mi się momenty, w których zespół przechodził wreszcie od smętnego pitolenia do konkretnego, doom metalowego niemalże mięcha, przy którym ożywiałem się zarówno ja, jak i cała widownia. Tej ostatniej zresztą (a przynajmniej kilku pierwszym rzędom), umówmy się, pitolenie też wcale nie przeszkadzało i niejedna czarna róża marzyła wtenczas o skruszeniu siódmej pieczęci gdy jej czas dopełni się, a niebo będzie łzawiło gwiazdami. Największym natomiast hitem wtorkowego koncertu było dla mnie zachowanie sceniczne Skayi, który nawet wspomagając swym głosem kapelę produkującą cokolwiek smutne dźwięki, za żadne skarby kryształowego zamku i szmaragdowej nocy do kupy wziętych, nie potrafi pozbyć się nieznośnej w tym wypadku maniery gwiazdora heavy metalu, jakby nie zdawał sobie sprawy, jak komiczne jest to zestawienie. Trudno mieć mu do zarzucenia cokolwiek od strony formalnej - jego głos pasuje bowiem idealnie do kompozycji instrumentalistów Athanor (a już na pewno brzmi to po tysiąckroć lepiej niż każda gotycko-rockowa grupa, w której do mikrofonu wyje jakaś nawiedzona pinda) - jednak nadmierna gestykulacja, przybieranie "strasznych" póz i min, wystawianie jęzora i szkła kontaktowe a la Marylin Manson są tu, obawiam się, zupełnie nie na miejscu. Guzik mi w sumie do tego, co Skaya robi, ale mnie to po prostu śmieszy. Gwoli ścisłości dodać należy, że zdecydowana większość publiczności nie była tym tak bardzo rozbawiona i po prostu świetnie, pomimo nadspodziewanie krótkiego koncertu (trwał on około trzydziestu minut), się przy piosenkach Athanor bawiła.
Pół godziny po koncercie stało się to, na co wielu czekało i co dla wielu było głównym magnesem przyciągającym na "Good Girls Die Party" - na parkiet wyszła czwórka ludzi z Lederstahl, odzianych - dalibyście wiarę? - w skórę, stal, a także lateks. Nie zapomnieli też o bacie, kuszy, pochodni i rzyganiu piekłem. Wrażenia? Radzę kiedyś sprawdzić osobiście. Trudno to ubrać w słowa.
"Good Girls Die Party" okazało się być bardzo przyjemną imprezą, dla fanów rocka gotyckiego właściwie musem było ją zaliczyć. O ile mi wiadomo party zaplanowane jest jako impreza cykliczna, a wkrótce będzie się na nie można wybrać nie tylko w Szczecinie. Goci, wypatrujcie nazwy "Good Girls Die Party"!