- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Gary Moore, Warszawa "Torwar" 11.11.2009
miejsce, data: Warszawa, Torwar, 11.11.2009
Na koncert Gary'ego Moore'a, który miał się odbyć w dniu naszego narodowego święta 11 listopada na warszawskim "Torwarze", czekałem ze zniecierpliwieniem już od dłuższego czasu. I myślę, że nie byłem w tym odosobniony. Jednak magia faceta, który na swojej gitarze potrafi wyczarować przepiękne dźwięki, nadal działa. I tego wieczoru rzeczywiście wszystkich zaczarował.
Koncert właściwie można by podzielić na cześć bluesową (czy raczej blues-rockową) oraz balladową. W tej pierwszej Gary pokazał pełnię swoich muzycznych możliwości, odgrywając z wielką pasją zestaw blues-rockowych szlagierów. Wiadomo nie od dziś, że muzyk czuje się w tej stylistyce jak ryba w wodzie i tego wieczora to potwierdził. Efektownymi, czasem bardzo rozbudowanymi solówkami gitarowymi nie pozwalał choćby na chwile odetchnąć. Często zmieniał gitary, ale ani na chwile nie tracił wyczucia, z jakim zawsze potrafił grać bluesa. W setliscie znalazly się m.in. "Down the Line", "Since I Met You Baby", "All Your Love, "Mojo Boogie", "Too Tired", "Walking by Myself" oraz bisowy "The Blues Is Alright". W tym ostatnim poprosił siedzącą do tej pory publiczność o powstanie i już do końca koncertu nikomu nie przyszło do głowy, żeby usiąść.
Druga część występu to ta bardziej wyciszona, balladowa. To dzięki niej Gary Moore trafił do świadomości masowego odbiorcy. Ale za to jak trafił. Niezwykłym przeżyciem było obserwować publiczność tonącą w zadumie przy dźwiękach nieśmiertelnego "Still Got the Blues", "I Love You More Than You'll Ever Know" czy zagranego już na bis "Parisienne Walkways". Sam zresztą z wielką chęcią oddawałem się tej błogiej melancholii. Szczególnie urzekający był dla mnie "I Love You More Than You'll Ever Know", który jakoś do tej pory pomijałem w dyskografii artysty. W tym utworze Moore pokazał wszystko, co najlepsze. Przez te kilkanaście minut istniał tylko on i jego gitara. Nawet takie evergreeny jak "Still Got the Blues" czy "Parisienne Walkways" nie wywołały u mnie takich dreszczy.
Żeby nie było od początku do końca tak słodko, to należy się parę gorzkich słów pod adresem organizatorów koncertu, którzy postanowili na płycie ustawić krzesełka z ponumerowanymi miejscami. Z tego, co się zdążyłem zorientować, gro fanów również uznało ten pomysł za niedorzeczny. Ktoś widocznie nie wziął pod uwagę tego, że koncert rockowy rządzi się trochę innymi prawami co koncert w filharmonii. Na szczęście atmosfera imprezy niewiele na tym ucierpiała.
Sam Moore natomiast pokazał się w doskonałej formie - zarówno instrumentalnej, jak i wokalnej. Był klasą sam dla siebie, reszta muzyków stanowiła dla niego tylko tło. Chyba dwa razy wspomniał o Dniu Niepodległości, co było bardzo sympatycznym akcentem, świadczącym o chęci nawiązania miłej interakcji z polską publicznością. Ta ostatnia nie pozostała mu dłużna i nagrodziła jego występ naprawdę gorącymi brawami. Jeśli o mnie chodzi, to częściej mógłbym świętować ten dzień w taki sposób, bo koncert z pewnością nie rozczarował. Przez 100 minut Moore potwierdził swoją klasę, udowadniając tym samym, że ma jeszcze mnóstwo do zaoferowania.
A juz w srodku?....Te "krzesełka"wygladajace jak z podrzednego baru z piwkiem i numeracja - przyprawily nas o zawrot glowy...Wystrój sceny...zaden....Światła - to samo, jak w wiejskim domu rolnika...Tak bardzo czekalismy na ten koncert do tego 10 godzinna podroz i....wielki zawod...Dziwie sie tylko ze Garemu w takiej scenerii chcialo sie w ogole grac...Poza tym odnieslismy wrazenie - ze gdyby nie publika - zszedlby ze sceny juz po niespelna godzinie...Jakby sie gdzies spieszyl.Trzebabylo owacjami "wymusic"ponowne wyjscie na scene...Koncert powinien trwac minimum 2 godziny i to bez bisow... gitara - oczywiscie ok, wokal - juz nieco mniej... no i brak kawalka (emty rooms) na ktory tak czekalam..ale to juz szczegol... - tylko jakos brak "porozumienia" z publicznoscia... nie "czulo sie" magii ktora zawsze wynosilismy w duszy z innych koncertow jak chocby np. Satriani - G3...Ogolnie - jaka otoczka calego koncertu - takie nasze odczucia...Rozczarowalismy sie i to bardzo...Wielki minus dla organizatorow...
Ale wróćmy do rzeczy
Gdy Gary wyszedł na scenę i zaczął grać Oh Pretty Woman to byłem w niebie poniżej zamieszczam setlistę.
Setlista:
1. Oh Pretty Woman (Still Got the Blues)
2. Bad For You Baby (Bad For You Baby)
3. Down the Line (Bad For You Baby)
4. Since I Met You Baby (After Hours)
5. All Your Love (Still Got the Blues)
6. Mojo Boogie (Bad For You Baby)
7. I Love You More Than You'll Ever Know
(Bad For You Baby)
8. Too Tired (Still Got the Blues)
9. Still Got the Blues (Still Got the Blues)
10. Walking by Myself (Still Got the Blues)
Bis 1
11. The Blues Is Alright (After Hours)
Bis 2
12. Introdukcja gitarowa do następnego numeru..
13. Parisienne Walkways (Back to the Blues)