- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Fishbone, Warszawa "Hard Rock Cafe" 5.07.2007
miejsce, data: Warszawa, Hard Rock Cafe, 5.07.2007
Jeśli dla kogoś dźwięki Fantomasa są zbyt sterylne i wykalkulowane, a Mars Volta nudzi go zbyt długimi, wydumanymi solówkami, powinien zobaczyć w akcji Fishbone. Ci, którzy mieli okazję dostać się na wyprzedany koncert w Warszawie (dzień wcześniej zespół zagrał także we Wrocławiu), nie zapomną tego wydarzenia bardzo długo. Muzyka Fishbone to perfekcyjna fuzja stylów okraszona szaleńczą wręcz energią, tryskającą od siódemki muzyków. Podczas koncertu w "Hard Rock Cafe" nie zabrakło chyba niczego - jazzowe pojedynki na instrumenty dęte, gitary i theremin, dużo funkowo - reggae'owych rytmów, pulsujący bas, wokalne melodeklamacje w wykonaniu Angelo Moore, hardcore'owy czad, ale przede wszystkim mnóstwo świetnej muzyki. Zespół zaprezentował przekrój przez swoją dotychczasową dyskografię, koncentrując się na wydanym w zeszłym roku albumie "Still Stuck In Your Throat". Podczas gdy utwory takie, jak "Party with Saddam" czy "Ma & Pa" porwały ludzi do tańca, przy innych piosenkach, w stylu "Alcoholic" i "Skank 'n Go Nuttz", nie brakowało ostrego pogo.
Muzycy Fishbone też się nie oszczędzali. W zabawie przodował oczywiście Angelo Moore (który na scenę wyszedł w marynarce, krawacie i meloniku, lecz dość szybko się ich pozbył, pozostając w samych spodniach na szelkach) i klawiszowiec Dre Gipson. Co chwila lądowali na głowach zebranych ludzi, niesieni na rękach nie przestawali śpiewać. Apogeum szaleństwa osiągnęli, gdy wspięli się na znajdującą się obok sceny lożę, a następnie zanurkowali z wysokości kilku metrów prosto w ręce tłumu. Ponad dwugodzinny koncert zakończył się po północy długą, kombinowaną wersją "Servitude".