zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

relacja: Fish, Ostrołęka "Ostrołęckie Centrum Kultury" 28.03.2011

3.04.2011  autor: Meloman
wystąpili: Fish
miejsce, data: Ostrołęka, Ostrołęckie Centrum Kultury, 28.03.2011

Długo czekaliśmy, aż Jego Wysokość Fish pokaże się znowu w naszym kraju z koncertami. Poprzednio miało to miejsce w październiku 2007 przy okazji wydania albumu "13th Star". Widziałem wtedy występ w Warszawie. Jeszcze w lutym następnego roku złożył wizytę w Polsce, aby promować właśnie ten krążek. Potem mijały lata, a tu nic. Derek Dick przepadł jak kamień w wodę. Lecz nic nie dzieje się przypadkowo. W tym okresie muzyk miał poważne kłopoty ze zdrowiem. Przeszedł dwie operacje strun głosowych. Przez ten czas zdążył się także ponownie ożenić i nawet się rozwiódł. Potem podróżował po świecie (Kostaryka, Kuba). Ale przecież Fish to "bestia" koncertowa i nie potrafi żyć bez śpiewania na żywo. Mając na uwadze fakt, że nie powinien forsować swojego głosu, wpadł na pomysł akustycznych występów i trasy po Europie. W aranżacjach utworów zmieniono tonacje do obecnych możliwości wokalisty i nieliczna ekipa ruszyła w świat. Tournee nazwano "Fish Heads Acoustic Tour 2011".

Fish, Ostrołęka 28.03.2011, fot. Meloman
Fish, Ostrołęka 28.03.2011, fot. Meloman

"Ostrołęckie Centrum Kultury" to bardzo ładne miejsce. Posiada klimatyzowaną salę na trzysta osiemdziesiąt pięć wygodnych miejsc siedzących i dużą przestronną scenę. Oprócz tego dosyć spory parking. Jak miło, gdy impreza rozpoczyna się punktualnie, bo tak było tym razem. Kilka minut po 19:00 na deskach pojawia się bohater wieczoru i odśpiewuje a cappella krótką pieśń. Potem wchodzą dwaj przyjaciele mistrza, czyli Frank Usher z gitarą akustyczną oraz Foss Paterson, który zasiada przy klawiszach. Jak się później okazało, niebagatelną rolę w budowaniu atmosfery imprezy odegrał stojący w głębi niewielki stoliczek. Na nim kieliszek od wina i dwie butelki jakiegoś trunku oraz dwa opakowania wody mineralnej. Będzie czas wspomnieć o tym w dalszej części relacji.

Pierwsze utwory repertuaru, moim skromnym zdaniem, no może za wyjątkiem "State of Mind" - zadedykowanego zamordowanym w Katyniu - nie wypadły zbyt rewelacyjnie. Bo ani "Somebody Special", ani następny "Jumpsuit City", obydwa z płyty "Suits", nigdy nie uchodziły za wybitne propozycje. Dopiero od następnego "Brother 52" zaczęło się prawdziwe klimatyczne widowisko. Popłynęły też niesamowite rybne opowieści. Najpierw o siostrze i jej mężu Angliku, mistrzostwach świata w piłce nożnej. Fish mówił jak zwykle dużo, śmiesznie i do rzeczy. Częstym przerywnikiem jego monologów były charakterystyczne gesty i słowo "fuck" w różnych odmianach.

Dalej wykonawcy wyśmienicie zaprezentowali marillionowe "Slainte Mhath". Natomiast "Lavender" poszło na wyraźną sugestię z widowni. A później zrobił się krótki koncert życzeń. Ze strony publiczności padały tytuły, a Fish odpowiadał - na "Cliche" ("to nie może być zagrane na akustyku"), na "Fortunes of War" ("on tego nie zna" - ze wskazaniem na Fossa). Pozostałe nazwy pomijał milczeniem, względnie mówił lub wymownie pokazywał, że nie mogą tego przedstawić. Wreszcie, aby przerwać roszczenia publiki, przy akompaniamencie gitary Franka - Ryba zaśpiewał dwie zwrotki kompozycji "Grendel". Potem we trójkę kapitalnie wykonali "Pilgrim's Adress", gdzie wokalista popisał się bogatym zestawem aktorskich gestów.

Fish, Ostrołęka 28.03.2011, fot. Meloman
Fish, Ostrołęka 28.03.2011, fot. Meloman

Od czasu do czasu Dick odwiedzał okolice magicznego stolika z napojami, do którego podchodzili także pozostali muzycy. Był moment, kiedy spotkali się przy barku wszyscy trzej - to po fantastycznej wersji "Jigsaw". Wtedy szef pokazał obydwu kompanom zdecydowanym ruchem ręki, aby każdy z nich wracał na swoje miejsce. Oczywiście wrócili, ale żeby się go obawiali - tego nie było widać. Wszystko działo się w atmosferze śmiechu i zabawy.

Potem frontman zszedł ze sceny, ustawił się z mikrofonem przed pierwszym rzędem i rozpoczął swą kolejną opowieść. Tym razem o pobycie na Kubie, kulcie Che Guevary, także o naszym kraju, w tym o wrażeniach po wizycie w Muzeum Powstania Warszawskiego. Zapowiedział też utwór, który, jak mówił, napisał dwadzieścia lat temu, a później ku wielkiemu zaskoczeniu wszedł po poręczach foteli na widownię, zatrzymał się w okolicach szóstego rzędu i tak stojąc zaśpiewał intro do"Vigil". W tym miejscu także zaznaczył się niespodziewanie mój (minimalny, ale jednak) udział w tej niezwykłej sytuacji. Otóż siedziałem w czwartym rzędzie i byłem na trasie jego wędrówki (lecz za nogę go nie złapałem), a Fish po wykonaniu wstępu podał mi mikrofon. Mówiąc prawdę, to zbaraniałem i nie wiedziałem, co mam z nim zrobić. Lecz gdy szepnął do mnie: "pass it" ("podaj dalej") wszystko się wyjaśniło. Mikrofon z długim przewodem powędrował z rąk do rąk na scenę, a wokalista wrócił na nią, aby dokończyć utwór w towarzystwie instrumentalistów.

Na finał zasadniczego seta zabrzmiał wyśmienity, pełny wariant "Fugazi". Trwające sto dwadzieścia pięć minut widowisko zakończył podwójny bis, na który złożyły się: przebój "Kayleigh" oraz żywiołowy kawałek "Lucky" (z wokalnymi wstawkami Patersona). Koniecznie trzeba wspomnieć, że bardzo ważną rolę w tym niewątpliwie udanym spektaklu odegrała także doskonała oprawa świetlna.

Fish, Ostrołęka 28.03.2011, fot. Meloman
Fish, Ostrołęka 28.03.2011, fot. Meloman

Gdy już opadły emocje, Derek pojawił się w hallu i rozdawał autografy na wydawnictwach płytowych i biletach. Ale gdy zobaczył, jak wielu ludzi czeka w kolejce do niego, wyrwało mu się: "o... shit". Kto uzbroił się w cierpliwość i nie musiał lub nie chciał się śpieszyć, mógł jeszcze pozyskać podpisy pozostałych muzyków, którzy wyszli później na zewnątrz budynku odetchnąć świeżym powietrzem.

To był przede wszystkim występ dla tych, którzy Fisha lubią i znają jego repertuar. Ale nikt z wypełnionej w nadkomplecie sali nie powinien czuć niedosytu. Twórca sięgnął do początków swej działalności. On wie, że sporo widzów przychodzi na spotkanie z nim, znając tylko twórczość z okresu Marillion. Osobiście trochę się zdziwiłem, że nie przedstawił żadnej ballady z ostatniego solowego krążka. Gdy wracałem do domu samochodem, odsłuchałem nagrany z radia poprzedniego dnia fragment koncertu muzyków z Warszawy w radiowym Studiu Programu Trzeciego (rozpoczynającego trasę). Czyli dla mnie ten niesamowity wieczór w pewnym sensie przedłużył się jeszcze o ponad godzinę. Wśród utworów także trzy, które w Ostrołęce nie zabrzmiały, to znaczy "A Gentleman's Excuse Me", "Family Business" oraz "Incubus". A na zakończenie w podsumowaniu relacji użyję przystosowanego sytuacyjnie zdania z tekstu jednego z polskich przebojów ("Blues to zawsze blues jest"), a więc będzie tak: "Fish to zawsze Fish jest, nigdy nie zawiedzie".

Lista utworów:

Chocolate Frog
State of Mind
Somebody Special
Jumpsuit City
Brother 52
Slainte Mhath (Marillion)
Lavender (Marillion)
Grendel (Marillion) - fragment
The Pilgrim's Address
Lady Let It Lie
Jigsaw (Marillion)
Vigil
Fugazi (Marillion)

Bis:

Kayleigh (Marillion)
Lucky

Przeczytaj: relacja z koncertu z Piekar Śląskich, 3.04.2011.

Komentarze
Dodaj komentarz »
W czwartek Zielona Góra...
Gottvater (gość, IP: 62.87.224.*), 2011-04-04 21:34:54 | odpowiedz | zgłoś
...i mam nadzieję, że tutaj Incubus poleci. Long live Fish!

Materiały dotyczące zespołu

- Fish

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?