- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Filament, Warszawa "1955" 23.05.2005
miejsce, data: Warszawa, 1955, 23.05.2005
Otomo Yoshihide, w swej bujnej twórczości eksperymentujący z jazzem, rockiem, noise, ambientem i wieloma innymi dziedzinami muzyki, należy do najważniejszych twórców muzyki awangardowej. Ten japoński artysta ma na koncie niezliczoną ilość płyt i współpracę z niezwykłymi twórcami, takimi jak John Zorn, Fred Frith, Merzbow, Bill Laswell, Kazuhisa Uchihashi czy Bob Ostertag. 23 maja Yoshihide zawitał do warszawskiego klubu "1955" z jednym z projektów, który współtworzy wraz ze swoją małżonką.
Koncert japońskiego duetu w roli supportu otwierał występ szczególnego polsko-austriackiego trio w składzie Burkhard Stangl, Anny Zaradny i Robert Piotrowicz. Nie mająca nazwy formacja przygotowała kilkudziesiąt minut ambientowych smaczków, czasem nieco oszczędnych w formie. Podczas tego występu atmosfera w niewielkiej sali klubu była przesycona "fabrycznymi", trochę minimalistycznymi dźwiękami - buczący saksofon, zniekształcone gitarowe brzmienia i świdrujący syntezator w rękach trójki muzyków przypominały pewnego rodzaju improwizowaną żonglerkę szumem i rezonansem. Przyznaję, zabrzmiało to dość ciekawie.
Po dłuższej przerwie na krzesełkach poniżej sceny usiedli Otomo Yoshihide i jego połowica, którzy na stojących przed sobą stolikach rozłożyli swoje urządzenia. Początkowo muzyka projektu Filament oscylowała wokół jednostajnego szumu, z czasem jednak przerodził się on w bardziej "brutalną" formę elektro-noise'u i z głośników zaczął wydobywać się ogłuszający pisk przerywany zgrzytami na wzór skreczowania. Kłujące soniczne szpilki japońskiego duetu, spotęgowane towarzyszącymi im dźwiękami na niskich częstotliwościach, destrukcyjnie atakowały organy słuchowe. Taka muzyczna "akupresura" nie dla wszystkich była łatwostrawna, wśród publiczności niektórzy zatykali sobie uszy. Jednak dla pozostałych zgromadzonych wieczór w towarzystwie Filament było prawdopodobnie szalenie interesującym doświadczeniem. Jeśli w przyszłości nadarzy się okazja zobaczenia w akcji Otomo Yoshihide z jakimś innym awangardowym projektem, nie omieszkam z niej skorzystać.
Poniedziałkową imprezę zakończyły poczynania trio Zaradny, Stangl i Piotrowicz, wspomaganych przez japońskiego twórcę. Efektem tej improwizacji była wypadkowa muzyki obu występujących tego wieczoru projektów, czyli coś na kształt "trzeszczącego" ambientu z domieszką dziwnych odgłosów, jak chociażby takich, które usłyszeć można dzięki szklance z wodą, lodem i cytryną. Podsumowując, dziwny, ale ciekawy wieczór z mocno awangardowym repertuarem.