- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Fantomas, Warszawa "Proxima" 12.07.2005
miejsce, data: Warszawa, Proxima, 12.07.2005
Postmodernistyczne zabawy dźwiękiem Fantomas mogą wywoływać skrajne emocje: od zachwytu, aż po całkowite odrzucenie. Niezależnie jednak od osobistego stosunku do tej poszatkowanej muzyki, warto było zjawić się w "Proximie" na koncercie zespołu kierowanego przez Mike'a Pattona. Warto było też cierpliwie wytrzymać przedłużające się w nieskończoność opóźnienie, aby na własnej skórze doświadczyć, czego może dokonać czteroosobowy zespół, w którego skład wchodzą tak odmienni, a jednocześnie ważni dla muzyki ludzie, jak wokalista jednego z najważniejszych rockowych zespołów, współpracownik legendarnego Franka Zappy, czy też jeden z ojców grunge'u.
Koncert miał dwóch bohaterów. Jednym z nich był - grający na monstrualnej, zamontowanej na, zajmującym połowę sceny, piętrowym rusztowaniu, perkusji - Terry Bozzio. Drugim natomiast była oczywiście centralna postać zespołu, Mike Patton, sprawujący funkcję wokalisty, operatora wszelkich pozytywek i innych elektronicznych zabawek, a także dyrygenta.
Gra Terry'ego robiła wrażenie. On sam, otoczony wszelkiej maści bębnami, talerzami i gongami, ledwie był widoczny poprzez ścianę blach. Jednak sprawnie poruszał się w tej perkusyjnej dżungli, brawurowo wykonując serie przejść, solówek i zmasowanych ataków dźwiękiem. Warto też zwrócić uwagę na fakt używania przez Terry'ego partytur z nutami. Raczej rzadko jest się świadkiem podobnej sytuacji na, bądź co bądź, rockowym koncercie.
Po przeciwległej stronie sceny rozlokowany był pulpit Mike'a Pattona. On sam, w przeciwieństwie do perkusisty, był bardzo dobrze nie tylko słyszalny, ale także widoczny. Nic dziwnego, bo to właśnie na nim koncentrowała się przez większość czasu uwaga widzów. Miotał się na swoim niewielkim stanowisku, z szaleńczym błyskiem w oku atakował mikrofony, wydobywając z siebie nieokreślone dźwięki. Skala jego możliwości głosowych nadal zdumiewa. Choć czasami podpierał się różnymi elektronicznymi modulatorami głosu, to jednak i tak to, co wydobywało się z jego gardła, czy był to akurat ogłuszający wrzask, czy też imitacja chóru, robiło wrażenie. Cały czas też czuwał nad grą całego zespołu, sygnalizując ręką, kiedy koledzy mają wejść, lub zrobić przejście. Gdy któryś z muzyków grał solówkę Patton usuwał się w głąb sceny i z szatańskim uśmiechem obserwował jego wyczyny, nierzadko potakująco kiwając głową.
Mniej wizualnie wyróżniali się pozostali dwaj członkowie zespołu. Buzza Osborne'a można było poznać przede wszystkim po efektownej fryzurze "na palmę", a basista Trevor Dunn prawie całkowicie unikał kontaktu z publicznością, chowając twarz pod czapką z daszkiem. Jednak ich gra nie pozostawała w tyle, stanowiąc solidną podstawę brzmienia Fantomasa.
Zespół wykonał dużą część najnowszej, "kalendarzowej" płyty "Suspended Animation", ale także sięgnął do swoich wcześniejszych dokonań, w tym do fragmentów kompozycji "Delirium Cordia". Nieco ponad godzinny występ szybko minął, zwłaszcza w kontraście z niemiłosiernie dłużącym się opóźnieniem, ale porcja atonalnych dźwięków zaserwowanych przez zespół była na tyle solidna, że trudno tu mówić o większym niedosycie. No chyba, że u tej części publiczności, która przychodząc do "Proximy" liczyła na to, że usłyszy "Easy"...