zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku sobota, 23 listopada 2024

relacja: Dynamo Open Air 1999, 21 - 23.05.1999

12.06.1999  autor: Elf
wystąpili: Therion; Anathema; Lacuna Coil; Sodom; Madball; One Minute Silence; Cold As A Life
miejsce, data: Eindhoven, 21.05.1999
wystąpili: Cubanate; The Gathering; Black Label Society; Atari Teenage Riot; Manowar; Cradle Of Filth; S.O.D.; Hypocrisy; Nile; Grip Inc.; Nashville Pussy; Meshuggah; Loudness; Skinlab
miejsce, data: Eindhoven, 22.05.1999
wystąpili: Metallica; Gamma Ray; Labirynth; In Extremo; Marduk; Overkill; God Dethroned; Biohazard; Ancient Rites; Mercyful Fate
miejsce, data: Eindhoven, 23.05.1999

Na Dynamo Open Air wybieralem sie od 3 lat, w koncu sie udalo i od 21 do 23 maja mialem okazje obejrzec czternasta edycje tego najwiekszego metalowego festiwalu w Europie.

Na poczatku nie graly zadne znane zespole, pobieglem wiec obejrzec sobie pare kapel HC.

Cold As a Life - stary, dobry hardcore. Uwage zwracal wokalista - lysy i z potezna broda oraz misiowaty basista.

One Minute Silence - nowoczesnie zagrany crossover. Inteligentne polaczenie hardcore i metalu. Uwage zwracalo potezne i zarazem klarowne brzmienie.

Madball - jedna z legend HC. Bardzo energetyczny koncert i najlepsze przyjecie sposrod kapel, grajacych tego dnia na Skatefest.

Po tym, jak widzialem Toma Angelrippera na ubieglorocznej edycji Wacken Open Air, gdzie zaprezentowal swoja tworczosc solowa, w postaci metalowych przerobek piesni biesiadnych, mialem niejakie obawy o wystep Sodomu. Okazalo sie, ze to, co robi Tomus solo, nie ma wplywu na wystepy z Sodomem. Szkoda tylko, ze nie grali nic z mojej ulubionej plyty - "Tapping the Vein". Co ciekawe, w informatorze DOA Sodom uznano za zespol blackmetalowy :-).

Po Sodomie nastapil zestaw z innej bajki, nazwany Dark Symphonies. Rozpoczela Lacuna Coil i musze powiedziec, ze wypadli duzo lepiej niz na tegorocznej Metalmanii. A moze po prostu wokalistka ubrala sie ladniej, no i oczywiscie nieporownywalnie lepsze naglosnienie oraz pora duzo odpowiedniejsza dla tego typu muzy (polnoc), sprawilo ze z przyjemnoscia obejrzalem ten wystep.

Z kolei Anathema, ktora na Metalmanii bardzo milo mnie zaskoczyla, tu jakos zagrala mniej agresywnie, skupiajac sie na zbyt sennych, jak na te pore, kompozycjach. Na plus nalezy zaliczyc swietne swiatla oraz to, ze grali sporo kawalkow ze starszych plyt. Niestety znowu nic z "Serenades"...

Gwiazda tego dnia byl Therion z goscinnie wystepujacymi muzykami, okreslanymi jako Orkiestra, aczkolwiek byl to maly chorek, pare osobniczek z instrumentami smyczkowymi, pan z kontrabasem i dyrygent. Po drugiej stronie sceny zainstalowal sie niepozornie wygladajacy wokalista w bialym ubranku wraz z dwoma paniami. Zabraklo mi bylej wokalistki Dreams of Sanity, ktora widzialem na koncercie w Polsce, czyzby Therion zrezygnowal z uslug tej slicznej niewiasty? Koncert rozpoczal sie od wiazanki utworow z "Vovin" i "Theli" oraz bodajze dwoch nowych kompozycji, po czym megahit "To the Megatherion", ktory skutecznie rozruszal towarzystwo i wtedy wlasnie nastapil mily dla starych fanow Theriona zwrot. Orkiestra i spiewajace panny zostaly odeslane do garderoby, wokalista smielej wkroczyl na srodek sceny i chlopaki zaczeli wymiatac az milo - dwa kawalki z "Lepaca Kliffoth" i na zakonczenie cover Saxona.

Tak skonczyl sie pierwszy dzien DOA, w pewnej mierze traktowany przez organizatorow jako rozruchowy (nie bylo koncertow na glownej scenie). Oczywiscie nie sposob bylo obejrzec wszystkiego, wymienie wiec kapele, ktorych nie zdolalem z roznych przyczyn zobaczyc ;) - Out, Angra, Darkane, Spineshank, Static-X, Violation of Trust, Die Heideroosjes, Hard-Ons.

W sobote ruszyly koncerty na glownej scenie. Rozpoczal je Skinlab. Koncert zagrany poprawnie, kapeli trudno bylo rozruszac publike o dwunastej w poludnie. To, co mnie osobiscie zaskoczylo, to jakosc i potega dzwieku. Basy dobywajace sie z paczek powodowaly takie wibracje powietrza, ze kazde uderzenie perkusji lub gitary basowej dawalo sie odczuc rowniez jako fale powietrza. Przy tym wcale nie bylo za glosno. Oczywiscie prawie zadnych problemow technicznych, a jesli nawet jakies byly, to usuwano je w trybie blyskawicznym.

Po Skinlab wybralem sie na Unjust, ale kapela ta, stanowiaca kalke Coal Chamber czy Korn, nie zatrzymala mnie na dluzej. Z czystej ciekawosci natomiast obejrzalem sobie Loudness, zapowiedziana jako noiz, w istocie grajaca softmetal. Oryginalne w niej bylo to, ze pochodza z Japonii i ubieraja sie dosc smiesznie, np. wokalista w pomaranczowo-czarnych bojowkach i odblaskowych okularkach.

Meshuggah znalem tylko z ich najnowszej plyty pt. "Chaosphere", gdzie zaprezentowali mocny, techniczny metal z elementami industralu, momentami przypominajacy Fear Factory, ale pozbawiony melodyjnosci i mimo wszystko troche nuzacy na dluzsza mete. Tak tez Szwedzi zaprezentowali sie na zywo, owszem ciekawie i mocno, ale tylko przez parenascie minut.

Nastepna kapela zwrocila uwage glownie meskiej czesci publicznosci. Nashville Pussy sie raczej oglada niz slucha. Graja tam bowiem m.in. dwie panie, na ktore mozna popatrzec z dalszej odleglosci. Prezentuja skape skorzane wdzianka, zieja ogniem i na szczescie, wbrew nazwie, nie graja country, tylko heavy metal.

W skorzanym kombinezonie wystapil rowniez wokalista Grip Inc., ale kobiety wola go raczej w szkockiej spodniczce. Znowu dobry koncert, poteznie brzmiaca sekcja z mistrzem Lombardo, ktory troche zdewastowal na koniec swoj zestaw.

Tymczasem na mniejszej scenie ruszylo The Gore Zone. Na pierwszy ogien poszla nowa nadzieja deathmetalowej sceny - Nile. Cecha wyrozniajaca Nile jest nawiazanie do egipskiej mitologii, zarowno w sferze tekstowej jak i muzycznej. Musze przyznac, ze byl to doskonaly koncert. Czasmi mialo sie wrazenie, ze to bogowie Egiptu zstapili na Ziemie, by porazic smiertelnikow swa Muza. Dostojne intra, momentami wrecz doomowe, podniosle fragmenty utworow ("Ramses - Bringer of Death") oraz dla kontrastu agresywne, deathowe kompozycje.

Po tej dawce czadu mialem maly dylemat, zobaczyc Hypocrisy czy SOD. W koncu wybralem hardcorowcow i nie zawiodlem sie. SOD pokazalo, jak powinno sie grac hardcore w 99 roku. Nie zabraklo utworow z debiutanckiej plyty "Speak English or Die" oraz okazji do zabawy przy nowych utworach - m.in. jednosekundowy song, ktorego tekst znali wszycy ("Jimi Hendrix - you're dead"). Na szczescie wysoko ustawiona scena uniemozliwila grubaskowi na wokalu stage divingu, gdyz skonczyloby sie to niewatpliwie paroma ofiarami. Byla to najlepsza kapela HC na tegorocznej edycji DOA.

Nastapila dluzsza przerwa, zmienila sie publicznosc pod scena i zagralo Cradle of Filth. Klawiszowiec w masce przeciwgazowej, dwie skapo odziane tancerki, damski wokal reprezentowany przez pania, ktora widzialem wczesniej na Therionie, duzo dymow, agresywnych swiatel, ogni wypuszczanych z miotaczy zainstalowanych na scenie, fajerwerkow i innych cyrkowych atrybutow. A sama muzyka? Za bardzo wyeksponowana perkusja, zagluszajaca klawisze i damskie wokale, i po raz kolejny kredofilom nie udalo sie przekazac precyzyjnosci i bogactwa kompozycji, ktore mozna uslyszec na plytach studyjnych. Mimo, ze Dani wil sie jak w ukropie, to zabraklo mi damskich wokali i dobrze slyszalnych klawiszy.

Ani sie obejrzalem, a tu nadeszla kolej na gwiazde wieczoru - legendarny, od prawie 20 lat walczacy o czystosc heavy metalu, Manowar. Panowie wygladaja naprawde jak wojownicy. Basista indianskiego pochodzenia, oprocz muskulatury imponowal niebywalej dlugosci gryfem swojego basu. Pozniej okazalo sie, ze rownie dobrze radzi sobie ze gra na zwyklej gitarze. Herosi heavy metalu zaprezentowali przekroj hitow z chyba wszystkich albumow. Nie zabraklo oczywiscie soczystych solowek gitarowych i interakcii z publicznoscia. Wg Manowaru ich mescy fani powinni grac na giatarze, natomist kobiety... miec duze piersi, co tez sprawdzono, wybierajac dwie osoby sposrod publiki. O ile nie mozna miec zastrzezen, co do rozmiaru kobiecych atrybutow, ktore zaprezentowala jedna z fanek, to gitarzysta byl slabiutki. W kulminacyjnym momencie koncertu muzycy wyjechali na swoich mechanicznych rumakach. Jak oddanych fanow ma Manowar, moze swiadczyc przyklad typka, ktory stal kolo mnie i wyspiewal wszystkie teksty od poczatku do konca.

Tak skonczyly sie koncerty na glownej scenie, a w miedzyczasie rozpoczelo sie wydarzenie zatytulowane The Factory. Zalapalem sie na druga czesc Atari Teenage Riot, ktora prezentowla industrialna awangarde. Pani za konsoleta scratchowala i obslugiwala samplery, a reszta zalogi wykrzykiwala teksty w sposob przypominajacy troche zespoly rapowe. Musze przyznac, ze calosc wypadla calkiem niezle, mimo, ze raczej nie gustuje w muzyce tego typu.

Ostatnie wystapilo Cubanate, ale zarowno wyglad gosci, jak i zaprezentowane przez nich techno, spowodowalo, ze czym predzej udalem sie w strone namiotu.

Tego dnia nie obejrzalem - Black Label Society (zespol Zacka Wylde), The Gatering (ilez mozna sluchac tych dluzyzn), Cage, The Haunted, Pulkas, Trial of Tears (a szkoda ...), Arch Enemy, Cryptopsy, Hypocrisy, Pitchshifter, Troopers, All Out War, Run Devil Run, Blood for Blood, Murphy's Law, Merauder, Times the Pain, Ryker's.

Niedziela rozpoczela sie od koncertu Mercyful Fate. Podszedlem do niego bardzo sceptycznie, gdyz srednio podobaly mi sie swidrujace falsety Kinga. Okazalo sie, ze da sie to zniesc i wrecz po pewnym czasie ma to swoj urok. Dziadek Diamond oczywiscie w makijazu, czarnym kubraczku, kapelusiku i z krzyzem wykonanym z (ludzkich) kosci, do ktorego przytroczony mial mikrofon. Trudno mi oceniac dobor utworow, jako ze w kingdiamondologii jestem ignorantem, ale byly tez kawalki z nowej plyty Mercyful Fate - "9", ktora po przyjedzie zaciagnalem. A nuz mi sie spodoba, chociaz starzy fani twierdza, ze z Diamonda i spolki, to juz nic dobrego nie bedzie.

Belgijski Ancient Rites rozpoczal blackmetalowy set na DOA. Jest to ten typ blackmetalu, ktory lubie. Ciezkie, mroczne kompozycje, nie pozbawione wszelako melodyjnosci, w ktorych jest miejsce na solowke gitarzysty i na perkusje, w ktorej da sie zauwazyc cos wiecej, niz tylko rownomierne naparzanie na dwie stopy.

Spoznilem sie parenascie minut na Biohazard, wysluchalem jakies dwa utwory i... chyba juz nigdy nie bede lubil tej kapeli. Trudno, znudzili mi sie totalnie.

God Dethroned zaprezentowali rownomierna sieke deathowa, zbyt jednak monotonna, zeby przyciagnac moja uwage.

Dlugo czekalem, zeby zobaczyc Wystep Metalliki rozpoczelo znane mi z jakiegos bootlega intro, brzmiace jak temat filmowy z westernu. Rozpoczeli od "Bredfan", a zaraz potem (przynajmniej jak dla mnie) wlasciwy pocztek koncertu - "Master of Puppets". Tu musze wyjasnic, ze podobnie jak dla wielu osob, Metallika to dla mnie wlasciwie tylko plyty do czarnej wlacznie. Pozniejsze owszem slyszalem, ale glownie z promowanych teledyskow, tak wiec kazdy taki nowy rodzynek, to dla mnie strata czasu koncertowego. Musze przyznac, ze za wiele czasu nie zmarnowali. Naliczylem bodajze 7 czy 8 nowszych kompozycji, a reszta to stare dobre hiciory. Jedyne, co mi przeszkadzalo, to zbyt gladkie wykonanie tych hymnow thrashu, z mniejszym pazurem, zadziornoscia, za ladnie zaspiewane. Brakowalo takiego czystego czadu, ktory spowodowalby amok wsrod publiki. Do ciekawszych momentow zaliczylbym "Fight Fire With Fire", kiedy to zadzialaly potezne miotacze ognia zainstalowane w podlodze sceny. Na "One" standardowe odglosy z pola bitwy, fajerwerki, wybuchy. Co dziwne nie grali wlasciwie zadnych znanych coverow (np. "Whisky in the Jar"), zabraklo m.in. kultowego coveru Acid Drinkers, czyli "Seek And Destroy". W sumie mogloby byc lepiej, ale patrzac na ostatnie dokonania zespolu, to i tak jest sie z czego cieszyc.

Skonczyly sie koncerty na glownej scenie, ale dla najbardziej wytrwalych organizatorzy przygotowali The Powerpack. Z proponowanego zestawu najbardzije chcialem zobaczyc Gamma Ray, ale okazalo sie, ze mieli oni jakies problemy z dojazdem, wiec kolejnosc wystepujacych kapel ulegla zmianie. Wyciagnieto jasnozielone logo Overkill, przyszli starzy maniacy heavy and thrashu i Overkill zabil. Tak dobrego przyjecia kapeli moglaby pozdroscic i sama Metallica. Wygladalo to tak, jakby ludzie spragnieni czadu, ktorego troche zabraklo na wystepie Metalliki, postanowili wreszcie sobie poszalec na zakonczenie festiwalu. Dosc powiedziec, ze Overkiil bisowal chyba ze 4 razy, co bylo nie do pomyslenia przy innych kapelach.

Po tak energetycznym koncercie zagral Labirynth - powermetalowy band z Wloch. Niestety bylem tak zmeczony, ze przesiedzialem polowe koncertu i okolo 1 w nocy zaleglem w namiocie, a Gamma Ray owszem zagrali tylko, ze po 13 godzinnym maratonie, o godzinie 3 nad ranem isc na koncert - to ponad moje sily.

Tego dnia nie obejrzalem tez - System of Down, Monster Magnet, Oceans of Sadness, Space Age Playboys, In Extremo, Marduk (wybralem Metallike), Nocturnal Rites, Nevermore, Gamma Ray, Peter Pan, Nebula, Iron Monkey, Zeke, Fatso Jetson, Goatsnake, Unida, Gluecifer.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?