- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Dream Theater, Poznań "Arena" 29.01.2012
miejsce, data: Poznań, Arena, 29.01.2012
Zapewne wiele osób już wie, że koncert Dream Theater w poznańskiej "Arenie" zaczął się od pewnego incydentu. Jestem zmuszony dolać oliwy do ognia, ponieważ tej sytuacji nie da się nie skomentować. Wraz z moimi kompanami przybyliśmy pod halę około godziny 20. Mieliśmy bilety na numerowane miejsca siedzące, więc pozwoliliśmy sobie na komfort późniejszego stawienia się pod "Areną". Liczyliśmy na to, że skoro bramy planowano otworzyć o godzinie 19, to spokojnie wejdziemy do środka bez potrzeby przeciskania się przez tłum, a tym bardziej marznięcia na zewnątrz, i zajmiemy wyznaczone miejsca. Nic z tego "podstępnego" planu jednak nie wyszło. Zdziwienie było ogromne, kiedy naszym oczom ukazał się tłum trzech tysięcy ludzi - przemarzniętych do szpiku ludzi, którzy wydawali się całkowicie zdezorientowani. Pocieszałem się faktem, że nie przyjechaliśmy tak wcześnie, jak pozostali. Współczuję jednak ludziom, którzy mogli tam stać od kilku godzin.
Dream Theater, Poznań 29.01.2012, fot. R. Kołodziejewski
Wraz z upływającym czasem zrozumieliśmy, że nie ma już co liczyć na support w postaci Periphery, choć akurat tym faktem nie byliśmy zawiedzeni. Niepokój zaczął jednak wzrastać, kiedy nieuchronnie zaczynała zbliżać się godzina 21 - planowany czas rozpoczęcia koncertu Dream Theater. Irytacja fanów zaczęła poważnie rosnąć, a zewsząd słychać było mnóstwo komentarzy przesiąkniętych sarkazmem, które dobitnie świadczyły o zdenerwowaniu oczekujących. Sami zaczęliśmy się bawić w gry słowne i pozwoliliśmy sobie na małą parafrazę tytułu jednego z albumów zespołu - określenie "Chaos in SLOW Motion" wywołało spory śmiech.
Dzień po imprezie dowiedziałem się z prasy, że powodem tego całego zamieszania i opóźnienia były problemy techniczne związane z rusztowaniem, na którym znajdowało się oświetlenie. No dobrze, można jednak było wpuścić do środka zmarznięty tłum, choćby na korytarz. Decyzję o nie podjęciu takich kroków tłumaczono tym, że menedżer zespołu obawiał się zamieszek w razie, gdyby koncert się nie odbył. Sądzę, że jeśli ostatecznie występ zostałby odwołany, ludzie i tak mogliby dać wyraz swojej frustracji w sposób nieprzewidywalny, niezależnie od tego, czy działoby się to wewnątrz, czy na zewnątrz.
Wyczytałem również, że organizator, pan Kosiński, wyszedł przed "Arenę" i "poinformował" ludzi o problemach. W swojej wypowiedzi dla prasy dodał jednak, że nie wszyscy go słyszeli. Wcale się nie dziwię - ciężko przemówić bez odpowiednich narzędzi do takiego tłumu. Ludzie dalej nie wiedzieli więc, co jest na rzeczy.
Dream Theater, Poznań 29.01.2012, fot. R. Kołodziejewski
W końcu coś drgnęło i fani zaczęli w miarę sprawnie przekraczać barierki, kontrolę i ostatecznie wchodzić do środka. Tam, po długim oczekiwaniu, mogli zaznać dodatniej temperatury, która była czymś w rodzaju zbawienia. Co z tego, skoro wpuszczenie tylu osób w tak krótkim czasie wywołało spory chaos. Osoby, które chciały oddać kurtki do szatni, musiały ponownie czekać w niekończących się kolejkach. Absurd gonił absurd, ale apogeum osiągnął w momencie, kiedy dostaliśmy się na wyznaczoną trybunę. Pominę już nawet fakt, że wpuszczono nas w momencie, gdy zaczął się występ i ominął mnie rozpoczynający "Bridges In The Sky", który bardzo chciałem usłyszeć. Wracając do sedna - udaliśmy się na swoją trybunę, a tam kolejna niespodzianka. Powinny być trzy wolne miejsca, odpowiadające numeracji i kosztom naszych biletów, a były wolne tylko dwa. Zespół zaczął już grać "6:00", a my dalej nie mogliśmy się ulokować i odnaleźć w tej całej groteskowej wręcz sytuacji. Przecisnęliśmy się jednak do wytyczonych miejsc i zaczęliśmy tłumaczyć panu zajmującemu jedno z naszych krzesełek, że to nasze miejsca, zapłaciliśmy za nie trochę pieniędzy i na dowód pokazaliśmy oczywiście bilety, które jasno wskazywały, że racja jest po naszej stronie. Teoretycznie wszystko już powinno pójść gładko. Nic z tego. Facet oznajmił nam, że on również posiada bilet na to samo miejsce i pokazuje nam go. Byłem w szoku. Jak organizatorzy mogą sprzedać dwa bilety na jedno miejsce? To już jest czysta paranoja! Ostatecznie doszliśmy do kompromisu i spór został rozstrzygnięty. Zdezorientowany fan postanowił ulokować się gdzie indziej. Mogliśmy w końcu zająć upragnione krzesełka, jednak byliśmy okropnie wściekli i nasze morale wyraźnie osłabło. Cała ta lawina nieprzewidywanych wydarzeń mocno nas rozdrażniła, jednak od tej chwili mogliśmy się skupić wyłącznie na występie Dream Theater.
Przyznam, że kiedy zobaczyłem James'a LaBrie, natychmiast przypomniał mi się koncert Ozzy'ego Osbourne'a, na którym byłem w sierpniu w Sopocie. Wszystko za sprawą tego, że wokalista Teatru Marzeń przyodział czarny długi płaszcz przypominający ten, który miał na sobie Książę Ciemności. Wyglądało to w naszym mniemaniu trochę zabawnie, ale to w zasadzie szczegół. Skoro jestem jednak przy porównaniach do innych wokalistów, to nie mógł umknąć fakt, że LaBrie obchodził się czasem z dziwnym, charakterystycznie wyprofilowanym i futurystycznym statywem niczym Axl Rose.
Dream Theater, Poznań 29.01.2012, fot. R. Kołodziejewski
"Build Me Up, Break Me Down", który został zagrany jako trzeci, nie wywołał u mnie większych emocji. Głównie za sprawą tego, iż nie przepadam za nim specjalnie, a przede wszystkim wciąż dochodziłem do siebie po całym tym zamieszaniu. W końcu jednak rozbrzmiały pierwsze dźwięki "Surrounded" i humor poprawił mi się błyskawicznie. Spodziewałem się oczywiście, że będzie kolejnym utworem w setliście, ponieważ śledziłem w sieci na bieżąco dobór utworów. Muszę przyznać, że obawiałem się trochę o to, w jakiej formie będzie James, jednak moje wątpliwości zostały szybko rozwiane właśnie za sprawą świetnego wykonania "Surrounded", który przeniósł słuchaczy w czasy "Images And Words". Utwór został naturalnie nagrodzony gromkimi brawami, zresztą podobnie jak wszystkie.
Mogłem także skupić się w końcu wnikliwiej na scenografii, na którą składały się trzy ekrany przypominające kostki, do tego oczywiście odpowiednia gra świateł, co jest normą na koncertach Dream Theater. Trzeba też wspomnieć o imponującym zestawie perkusyjnym Manginiego. Na ekranach odtwarzane były liczne animacje, często związane z bohaterem okładki nowego albumu "A Dramatic Turn Of Events", a także zbliżenia poszczególnych muzyków, prezentujące ich kunszt.
Na ten koncert celowo wybraliśmy miejsca siedzące. Zdecydowaliśmy, że muzykę i całe przedstawienie najlepiej będzie obserwować ze spokojnej perspektywy, która daje możliwość głębszego przeżycia występu artystów. Przyznam, że pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę. Wszystko było odpowiednio przejrzyste i pozwalało napawać się w spokoju niekonwencjonalnym występem. Można przyczepić się jednak do nagłośnienia, któremu daleko było do ideału. Śpiew Jamesa często ginął wśród instrumentów, które były niedbale wyselekcjonowane, a "stopy" Manginiego zlewały się wyraźnie i sprawiały wrażenie jakiegoś dudnienia. Zostawię już jednak kwestie techniczne i skupię się na pozostałych wykonanych kompozycjach.
Dream Theater, Poznań 29.01.2012, fot. R. Kołodziejewski
Piątym utworem był uwielbiany przeze mnie "The Root of All Evil" pochodzący z "Octavarium". Ponownie nie mogłem się do niczego przyczepić, a śpiew Jamesa coraz bardziej mnie urzekał. Uważam, że facet podczas całego występu dał z siebie naprawdę wszystko. Sądzę, że pozostali muzycy również, choć Dream Theater nie są showmanami. Zazwyczaj rzadko przemieszczają się po scenie, starając się bardziej skupić na wykonywanych partiach. Wiadomo, że Jordan Rudess wyginął się i obracał ze swoim sprzętem klawiszowym, ale wszystko to w granicach standardu. Dream Theater, to na scenie grzeczni chłopcy, ale mnie w ogóle nie przeszkadza taka postawa.
Po wykonaniu "The Root of All Evil" muzycy mogli trochę odetchnąć, ale nie wszyscy. Za sterami swojego monstrum perkusyjnego pozostał Mike Mangini i dał niesamowite solo, podczas którego nie raz łapałem się za głowę i zastanawiałem, jak on to robi. Byłem pod wrażeniem jego umiejętności i dodatkowo utwierdziłem się w przekonaniu, że odejście Portnoy'a nie wyszło grupie na złe, a dało tak naprawdę nowe możliwości. Publiczność mogła obserwować poczynania perkusisty dzięki ekranom umieszczonym nad sceną. Po kapitalnym pokazie Manginiego reszta grupy powróciła na scenę i rozpoczął się "A Fortune in Lies", pochodzący z debiutanckiego krążka "When Dream and Day Unite". Przyznam szczerze, że wolałbym usłyszeć grany wymiennie z tym utworem "The Ytse Jam", ale jakoś przeżyłem ten wybór i spokojnie obserwowałem wydarzenia. Następnym w kolejce był Outcry, czyli kolejny utwór z nowego albumu. Trochę drażnił mnie fakt, że zespół wykonywał aż sześć kompozycji z promowanego "A Dramatic Turn Of Events". Lubię ten album i byłem mile zaskoczony, kiedy go usłyszałem, ponieważ nie sądziłem, że chłopaki będą potrafili nagrać jeszcze tak ciekawą muzykę, która jest w pewnym sensie powrotem do korzeni. Przyznam z drugiej strony, że liczyłem na trochę bardziej urozmaicony set na tej trasie, zwłaszcza że w tym roku wypadają rocznice "Images And Words" (dwudziesta) i "Six Degrees of Inner Turbulence" (dziesiąta).
Dream Theater, Poznań 29.01.2012, fot. R. Kołodziejewski
Nadszedł czas na część akustyczną, która okazała się bardzo przyjemnym momentem koncertu. James LaBrie i John Petrucci zasiedli na krzesłach (ten drugi zmienił gitarę elektryczną na akustyczną) i wzorowo wykonali "The Silent Man" i "Beneath The Surface". To był magiczny moment, którego nie zapomnę. Do tego jeszcze to doskonałe uzupełnianie się wokali Jamesa i Johna w refrenie "The Silent Man" - naprawdę wzruszające chwile.
Czas idylli dobiegł jednak końca i ponownie z głośników zaczęło wydobywać się ostrzejsze granie w postaci "On the Backs of Angels", jednego z moich faworytów na nowym krążku. Byłem zachwycony perfekcyjnym wykonaniem tego niesamowitego utworu. Następnie rozbrzmiały melodie "War Inside My Head", które przeszło w "The Test That Stumped Them All", oba pochodzące z "Six Degrees of Inner Turbulence". Uważam, że był to chyba najmniej trafny wybór, jeśli chodzi o kompozycje z tego zacnego albumu. Podobne uczucia towarzyszyły mi przy "The Spirit Carries On", pochodzącego z "Metropolis Pt. 2: Scenes from a Memory", chociaż publiczność była zachwycona i śpiewała głośno każdy wers wraz z LaBrie. Nie ma tego złego, ponieważ zaraz po "The Spirit Carries On" Petrucci rozpoczął "Breaking All Illusions", przy którym "odleciałem". Ten utwór jest zdecydowanie moim numerem jeden na "A Dramatic Turn Of Events". Jest piękny, przepełniony dramaturgią i niesamowitymi melodiami, które nie dają o sobie zapomnieć. Warto zauważyć, że samą budową przypomina legendarny "Learning To Live". Był to wspaniały moment, przy którym doznałem niemal katharsis.
Dream Theater, Poznań 29.01.2012, fot. R. Kołodziejewski
Śledząc ostatnie sety, nie trudno było przewidzieć, że jako bis muzycy zagrają "Pull Me Under". Liczyłem przez chwilę na jakiś element zaskoczenia, ale nim skończyłem myśl, moje spekulacje zostały rozstrzygnięte za sprawą pierwszych dźwięków wprowadzających do klasyku z "Images And Words". Utwór został gorąco przyjęty przez słuchaczy, którzy doskonale bawili się odśpiewując go wspólnie z wokalistą zespołu. Spektakl dobiegł końca, a grupa został nagrodzona wielkimi brawami. Pozostało jedynie wyjść z "Areny" i rozejść się w swoją stronę. Wychodzenie przebiegło o wiele sprawniej niż wchodzenie.
Podsumowując krótko - sam występ był bardzo udany. Wyszedłem z hali zadowolony i usatysfakcjonowany. Jednak wydarzenia, które miały miejsce przed rozpoczęciem gigu, odcisnęły swoje piętno i nieprędko o nich zapomnę. Można powiedzieć, że Teatr Marzeń, paradoksalnie, zagrał w cyrku.
Przeczytaj: relacja autorstwa Ani Oskierko.
Zobacz zdjęcia: Dream Theater, Poznań 29.01.2012.
Materiały dotyczące zespołu
Zobacz inną relację
Dream Theater, Poznań "Arena" 29.01.2012
autor: Ania Oskierko