zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Dream Theater (World Turbulence 2002) Kraków "Hala Wisły" 28.06.2002

30.06.2002  autor: toolmaniak
wystąpili: Dream Theater
miejsce, data: Kraków, Hala Wisły, 28.06.2002

Impreza miała rozpocząć się dokładnie o godzinie 20:00, dlatego z niemałą grupką fanów Dream Theater zjawiłem się pod halą Wisły już po godzinie 18. Chwilka na sprawdzenie biletów i przeszukanie przez ochronę, i już jestem w środku. Później pół godziny sterczenia przed otworzeniem podwojów hali, co nastąpiło gdzieś o 19, no i moja walka o przetrwanie i zajęcie miejsc jak najbliżej sceny. Ja poszedłem zająć miejsca siedzące, czego trochę szczerze mówiąc żałuję. Żałuję, bo kwitłem na siedząco całe dwie godziny. Mówię dwie, bo koncert opóźnił się o godzinę, co tłumaczono problemami zespołu na granicy.

Ale szczęśliwie doczekaliśmy się w końcu godziny 21. Nawet lepiej, że koncert rozpoczął się później, bo każdy, kto choć raz był we wspomnianej hali, wie jakie warunki tam panują, a chodzi o brak jednolitego zadaszenia i oto że było po prostu za jasno. Ale mniejsza o to, bo w końcu się zaczyna. Któryś z technicznych Dreamów zdjął kotarę zasłaniającą perkusję Portnoya i tłum, wiedząc o co chodzi, zareagował niesamowitym aplauzem. Wtem na scenę wszedł klawiszowiec Jordan Rudess, basista John Myung, a następnie po nich pojawili się Mike Portnoy, John Petrucci i na samym końcu James LaBrie. Na początek usłyszeliśmy znane już dźwięki utworu "Glass Prison" z najnowszego krążka "Six Degrees Of Inner Turbulance". Ciężkie, toporne riffy wydobywające się spod wiosła Petrucciego i niesamowity chwilami wręcz rozwrzeszczany wokal LaBrie, który machał swoją długa czupryną, oraz całkiem ciekawa gra świateł, za co pochwały dla obsługi technicznej, dały naprawdę powalający efekt. Aż się chciało wstać z krzeseł i wskoczyć na płytę. Późniejsze momenty, które najbardziej zapadły mi w pamięci - to rozpoczynający się od cudownego, jak to ktoś kiedyś powiedział, wręcz Zeppelinowskiego motywu gitarowego "Misunderstood" i zakończony mistrzowską solówką "Lie" z "Awake", aż zacząłem śpiewać "Don't tell me you wanted me, I won't I swear I won't". Doskonale też pamiętam świetne klawiszowe solo Rudessa, zagrane na syntezatorze symulującym z jednej strony fortepian, a z drugiej brzmienie gitary elektrycznej, po prostu coś pięknego.

Pierwsza część koncertu zakończyła się po niespełna półtorej godzinie, nastąpiła piętnastominutowa przerwa, podczas której postanowiłem przenieść się na płytę. I tak wśród dymu papierosowego doczekałem się części drugiej.

Słabo pamiętam numery zagrane przez zespół po przerwie, ale było sporo spokojniejszych i wręcz pięknych momentów, takich jak "The Spirit Carries On" - "If I die toomorow...", sam zacząłem śpiewać wraz z połową zgromadzonych w hali. Na zakończenie zespół zafundował swym fanom wpleciony w "Pull Me Under" cover Metalliki, słynny i wręcz ukochany przeze mnie "Master of Puppets", co dało piorunujący efekt, setki rąk w górze z zaciśniętymi pięściami i ludzie wołający "Master, Master!". Wprost niesamowite. Potem ze sceny poleciały w stronę publiczności pałeczki Portnoya i jeszcze inne drobiazgi, sam zespół natomiast otrzymał w prezencie od fanów dwa transparenty. Na pożegnanie ukłon i zespół zszedł ze sceny, światła zgasły.

Atmosfera koncertu była wprost wspaniała, a muzyka jeszcze lepsza - i choć nie znałem wszystkich kawałków, które usłyszeliśmy tamtego wieczoru, to i tak bawiłem się przednio, zresztą jak każdy, kto tam był.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?