- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Down, Jack Daniels Overdrive, Kraków "Studio" 22.06.2009
miejsce, data: Kraków, Studio, 22.06.2009
Down nie gromadzi może na swoich koncertach takich tłumów, jak dawniej Pantera, ale obserwując reakcje i oddanie fanów, zgromadzonych w krakowskim "Studio" 22 czerwca 2009 roku, nie sposób było mieć wątpliwości - to gwiazda wielkiego formatu, za którą jej miłośnicy podążą na koniec świata. Down zagrał w Polsce zaledwie rok wcześniej, a od tamtej pory grupa nie nagrała nowego materiału, mimo to do Krakowa zjechali się fani z całej Polski. Oczekując na koncert w przedsionku klubu, wysłuchałem opowieści z drogi niemal z każdego zakątka naszego kraju. Sporo było również narzekań na mocno wygórowane ceny w sklepiku z akcesoriami zespołu, gdzie w sprzedaży znajdowały się choćby damskie bokserki z logo grupy czy plakat z autografami za 60 zł.
Down w klubie "Studio" w Krakowie, fot. Lazarroni
Zanim na scenę wyszli muzycy Down, pojawił się na niej support - pochodząca ze Śląska formacja Jack Daniels Overdrive. Jeszcze przed koncertem doszły mnie słowa prowadzonej obok rozmowy, mniej więcej w tonie "widziałem ich, oni są świetni". Teraz z czystym sumieniem mogę się pod tym podpisać, jak zresztą spora grupa słuchających ich występu fanów metalu. To był mięsisty, pełen energii występ, a obdarzony porządnym głosem Wojtek "Suseł" Kałuża nawiązał dobry kontakt z publicznością, która nie ograniczyła się do samego bicia braw, co wyraźnie przypadło do gustu muzykom. W trakcie koncertu nie kryli swoich muzycznych fascynacji, które słychać było nie tylko w ich piosenkach - na koniec, zadowolony z ciepłego przyjęcia Suseł, bez ceregieli zapowiedział wrzaskiem "najlepszą grupę świata". Po półgodzinnym występie słuchacze długo skandowali "dziękujemy", z kolei podziękowania dla nich, oprócz wyrażenia ich ze sceny, zespół umieścił na swojej stronie w internecie. Pochwalił się tam również miłymi słowami od Kirka Windsteina - muzyka Down, który słuchał ich koncertu.
Down w klubie "Studio" w Krakowie, fot. Lazarroni
Przed koncertem Down już dość licznie zgromadzona publiczność jeszcze się powiększyła, gdy powrócili na salę fani czekający do tej pory w klubowej knajpce. Czy było warto wybrać się na ten koncert? Zdecydowanie. Zespół dał kopa, jakiego Kraków dawno nie widział i mimo zbliżającego się "Knock Out Festival" nie jest pewne, czy prędko ujrzy. Na dobry początek, po głośnych owacjach dla zespołu, usłyszeliśmy "Lysergik Funeral Procession". Jak się później okazało, była to - poza "The Seed" i "Ghosts Along the Mississippi" - jedna z trzech piosenek z drugiej płyty Down, "A Bustle in Your Hedgerow". W repertuarze dominowały utwory z debiutanckiego albumu "NOLA" i ostatniego "Over The Under". To właśnie stąd pochodziła kolejna piosenka "The Path". Publiczność od początku koncertu praktycznie z miejsca zaczęła zabawę, młyn w środku stopniowo rósł. Jednak dopiero "Lifer" spowodował, że sala eksplodowała prawdziwą energią, skacząc i śpiewając kolejne wersy piosenki wraz z Philem Anselmo.
Od tej pory fani nie milkli praktycznie ani na chwilę. Do powiedzenia, oprócz skandowania nazwy grupy i śpiewania z Philem kolejnych utworów, mieli przeważnie jedno, za to głośne i dobitne słowo. Po utworze "N.O.D." rozległo się w całej sali gromkie "napierdalać!". Anselmo początkowo nie wiedział, co odpowiedzieć, ale spytał osoby z pierwszego rzędu o znaczenie i nawet jeśli nie było ono zbyt trafne, wyraził swoje wielkie zadowolenie. Już wcześniej zresztą widać było, że koncert go bawi i bardzo chętnie witał się dłonią ze wszystkimi fanami z pierwszych rzędów, a także tymi, którzy niesieni nad głowami tłumu zawędrowali blisko sceny.
Down w klubie "Studio" w Krakowie, fot. Lazarroni
Obok kolejnego kawałka, "The Seed", szczególny entuzjazm wywołał "On March the Saints", jeden z najbardziej lubianych utworów grupy, który Phil dedykował wszystkim obecnym na sali, a także kolejny "Ghosts Along the Mississippi". Podczas obu kawałków publiczność szalała tak, jak wcześniej przy "Lifer". Phil nie był zadowolony jedynie z postawy osób stojących na antresoli, które nie bawiły się równie intensywnie, choćby dlatego, aby stamtąd po prostu nie wypaść. Sam oglądałem koncert właśnie stamtąd. Jego charyzma zrobiła jednak swoje i w końcu nas też przekonał do zabawy. Dalej na fanów czekało "Losing All", "Eyes of the South" i ciężka, przearanżowana wersja "Nothing in Return". Ten utwór z pewnością wielu obecnych miłośników grupy zapamięta najbardziej, wiele mówiło się zresztą o nim jeszcze przed koncertem, gdyż jego fragment zespół zagrał podczas próby.
Również zamykający główną część koncertu "Stone the Crow" porwał wszystkich do zabawy - miłośnicy Down po raz kolejny udowodnili, że świetnie znają jej teksty. Znakomitą pracę odwalili tutaj gitarzyści, Pepper Keenan i Kirk Windstein, których popisy w zasadzie mogłyby się nie kończyć. Sam koncert okazał się bowiem krótki, co zgodnie potwierdzali później zadowoleni mimo to fani. Na bis usłyszeliśmy genialną wersję "Bury Me in Smoke", który to tytuł stanowił głośno skandowaną odpowiedź całej sali na pytanie Phila "What do you want to hear?". Pozostało mu zatem dodać tylko "The next song is called" i dać publiczności powtórzyć ją jeszcze raz.
Down w klubie "Studio" w Krakowie, fot. Lazarroni
To teoretycznie był już koniec przedstawienia, ale nie całkiem. Zespół uraczył nas jeszcze obszernym fragmentem słynnego przeboju Led Zeppelin "Dazed and Confused", wprawdzie bez finałowej partii instrumentalnej, ale głośno odśpiewanego przez całą salę, a następnie ostatnim wersem "Stairway to Heaven". Później muzycy w podziękowaniu za przyjęcie pozbyli się pałek perkusyjnych i naprawdę sporej ilości piórek. Nie widziałem nikogo, kto opuszczałby "Studio" niezadowolony, choć z pewnością fatalna pogoda na zewnątrz nie sprzyjała długim, pokoncertowym dyskusjom. Ci, którzy zostali dłużej, mogli jeszcze porozmawiać i porobić fotki z członkami zespołu, którzy postanowili wyjść na chwilę do klubowej knajpy.
Należy się jeszcze parę słów o organizacji koncertu. Nagłośnienie, które w klubie "Studio" zawsze było sprawą dyskusyjną, w zasadzie trzymało poziom. O ile jednak w trakcie występu Jack Daniels Overdrive wszystko było elegancko słychać, na Downie wokal był chwilami dość skutecznie zagłuszany, zwłaszcza w początkowej fazie koncertu. Na pochwałę nie zasłużyła ochrona, która wprawdzie sprawnie i w miarę bezpiecznie wyłapywała stage diverów, ale chwilami była zbyt ostra. Zakrwawiony chłopak, który sam poprosił, aby mu pomóc wyjść z tłumu, usłyszał po prostu, że ma wypierdalać. Na pewno nie taka powinna być reakcja ochroniarzy z profesjonalnej firmy.
Zobacz:
Materiały dotyczące zespołów
Zobacz inną relację
Down, Jack Daniels Overdrive, Kraków "Studio" 22.06.2009
autor: Verghityax