- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Deep Purple i "Thank's Jimi Festiwal", Wrocław 1.05.2009
miejsce, data: Wrocław, Pola Marsowe, 1.05.2009
Majówka we Wrocławiu rozpoczęła się w iście rock'n'rollowy sposób. Najpierw było bicie Gitarowego Rekordu Guinnessa na corocznym "Thank's Jimi Festiwal", a później muzyczna uczta zaserwowana przez Deep Purple na "Polach Marsowych".
Po raz siódmy na skąpanym w słońcu wrocławskim rynku gitarzyści pobili rekord Guinnessa, grając hit "Hey Joe", znany przede wszystkim z wykonania Jimiego Hendrixa. W tym roku udział w imprezie zgłosiło 6346 gitarzystów, ponad 3 razy więcej niż w 2008 r. Poprzedni rekord należał do Amerykanów - piosenkę wykonało 2052 muzyków. Na głównej scenie pojawili się m.in. Leszek Cichoński, Ryszard Sygnitowicz, Marek Raduli, Mieczysłwa Jurecki czy Sebastian Riedel.
W tym roku atrakcją "Thank's Jimi Festiwalu" była wspólna próba zagrania kawałka Deep Purple "Smoke On The Water" z samym Stevem Morsem w roli maestro (gitarzysta Deep Purple od 1994 r.). Morse był wyraźnie zachwycony ogromną liczbą ludzi grających klasyk jego zespołu, co odnotował na swym blogu. Najwspanialszym momentem festiwalu była chwila, w której każdy z uczestników podniósł gitarę pudłem do nieba, tworząc prawdziwy gitarowy las. Ponad 6000 instrumentów naprawdę robiło wrażenie. Po zakończeniu zabawy na scenie pojawił się zespół Cree Sebastiana Riedela, który zagrał dla bardzo rozrzedzonej już publiczności. Nie przeszkodziło to grupie zaprezentować kawał dobrego bluesa i wprawić mnie oraz innych rock'n'rollowych braci w taneczny nastrój.
"Thank's Jimi Festival" był transmitowana przez internet, dzięki czemu również muzycy za granicą mogli wesprzeć naszych w gitarowych zmaganiach. Pomogli nam gitarzyści z USA (Detroit, Chicago, Nowy Jork), ze Szwecji, Węgier i Australii. Ideę festiwalu wspiera w sieci "Guitar Player Magazine", który promuje tę akcję jako "1st of May World Gitar Day".
Tego samego dnia we Wrocławiu około godziny 19 rozpoczął się koncert na "Polach Marsowych". Jako pierwszy wystąpił zespól Leszka Cichońskiego Guitar Workshop, który rozgrzał publiczność. Następnie przyszła pora na gwiazdę wieczoru. Deep Purple po krótkim przywitaniu się zaczęli prawdziwym wystrzałem - "Highway Star". Zespół wprowadził nas w magiczny spektakl z takimi kawałkami, jak "Hush", "Perfect Strangers" czy kultowe "Smoke On The Water", wyśpiewane przez około 20 tysięcy fanów. Dla mnie najlepszym kawałkiem, który pomogliśmy wykonać Purplom, był "Black Night". Do tej pory, gdy sobie to przypomnę, to czuję ciary przechodzące po plecach. Miłym zaskoczeniem była solówka Dona Aireya, która zawierała w sobie fragment utworu Chopina i Mazurka Dąbrowskiego.
Zespół był bardzo zadowolony z żywiołowej reakcji fanów. Nieraz Gillan po zakończonej piosence stwierdzał, że jesteśmy "amaizing", co prowokowało do okrzyków, braw i wszelakich innych gestów rozradowania i szacunku do idoli. Publiczność bawiła się wyśmienicie, można było poczuć więź zespołu z każdym z fanów.
Na pochwałę zasługuje nagłośnienie koncertu. Każdy instrument można było niemal idealnie usłyszeć, a głośność była odpowiednio dopasowana. Scena była wyposażona w dwa telebimy, dlatego będący daleko mogli śledzić, co się na niej dzieje. Plusem na pewno była oprawa świetlna, doskonale wizualnie uzupełniająca piosenki.
Jedyne, do czego można się przyczepić, to słaba kondycja wokalna Gillana, ale prawdę powiedziawszy chyba nikt się nie spodziewał, że pod tym względem będzie tak, jak 40 lat temu. Drugi minus to tylko jeden bis, który pozostawił uczucie niedosytu. Część fanów domagała się bezowocnie, by zespół zagrał jeszcze jeden utwór - "Child In Time". Można było sobie go co najwyżej ponucić pod nosem, kierując się do bramy wyjściowej "Stadionu Olimpijskiego".
Bilety kosztował 15zł. (3 zespoły), a było parędziesiąt osób =/ Child in Time słyszało może kilkanaście (utwór na zakończenie). Chodźcie też na polskie koncerty!!!
Poza tym koncert rewelacyjny... :D
Było rewelacyjnie i tylko na początku słychać było brak rozgrzania wykonawców.
Niektórzy skarżą się na brak Lorda. Don Airey jest na prawdę nie gorszym klawiszowcem a jego Chopin godny 1 miejsca na festiwalu Chopinowskim (rockowo a zgodnie duchem muzyki).
Zgadzam się też, że najgorzej wypadł Ian Gillan. Dobrze, że w połowie koncertu zauważył iż śpiewanie o tonację niżej idzie mu lepiej. Za to był świetnym wodzirejem.
Bardzo chciałbym zobaczyć naganie z koncertu. Czy ktoś to rejestrował?