- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Decapitated, Sceptic, Parricide, Serpentia, Kraków "Extreme" 23.02.2002
miejsce, data: Kraków, Extreme, 23.02.2002
Kilka godzin przed rozpoczęciem koncertu nie wiedziałem, jaki zespół miał wystapić w roli zaplanowanej niespodzianki. Rozwiązanie zagadki znalazłem kilkaset metrów od dworca, gdy zobaczyłem plakat imprezy, na którym, poza znanym mi już wcześniej składem, widniała również nazwa Parricide. Dzień wcześniej grali jeszcze jeden koncert w Krakowie. Niestety nie mogłem się na nim zjawić, na co miałem wielką ochotę po tym jak zobaczyłem ich na Helloween Fest w Lesznie.
"Extreme" pod tą nazwą funkcjonuje niezbyt długo, a o ile się nie mylę jest on wydzieloną częścią klubu "Rotunda". Po przedostaniu się przez niewielki jeszcze tłum ludzi, w okolicach godziny 18 znalazłem się w środku. Przyznam, że "Extreme" pomimo swego nietypowego okrągłego kształtu, sprawia naprawdę bardzo dobre wrażenie, może nie wygląda okazale, ale jest w stanie pomieścić 400-500 osób. Wszelkie inne walory, jak choćby miejsca do siedzenia, ceny piwa (przynajmniej dla mieszkańca Warszawy) także wypadają nad wyraz dobrze. Jedynym zauważalnym mankamentem jest mała scena, ale chyba nic nie stoi na przeszkodzie, by w krótkim czasie ą trochę ją rozbudować.
Pierwszym zespołem, który zainstalował się na deskach "Extreme" była Serpentia. Od momentu, gdy zapoznałem się z zawartością ich materiału "...And The Angels Descended To Earth", miałem ochotę zobaczyć ich w akcji. Wreszcie nadarzyła się okazja. Trochę zmartwiła mnie informacja o pewnej zmianie stylu zespołu, a wcześniej już dowiedziałem się o nowym wokaliście, którym ku mojemu zaskoczeniu okazał się Grzesiek z Fausta. Pełen nadziei skierowałem się w okolice sceny. Na podstawie tego, co usłyszałem i zobaczyłem, wydaje mi się, że te zmiany nie wyszły Serpentii na dobre. Obecnie Krakowianie prezentują mieszankę death z elementami black, może trochę thrashu, wciąż melodyjnie, brakuje mi jednak klawiszy, które wcześniej świetnie spełniały swoją rolę. Mam też pewne zastrzeżenia do nowego wokalisty. O ile z growlem było wszystko w porządku, to wchodząc na wyższe, "skrzeczące" rejestry, jego głos ginął (wina nagłośnienia?). Grzesiek znacznie lepiej pasuje do Faust, w którym z tego co mi wiadomo, nadal śpiewa. W ciągu 30 bądź 40 minut Serpenia chyba nie zagrała nic ze znanego mi "...And The Angels...", choć może utwory były w nowych arażancjach i po prostu ich nie rozpoznałem. Pod koniec koncertu zespół grał bez jednej gitary, tak więc jej właściciel pozwolił sobie w tym czasie na machanie "piórami". Podsumowując ich występ, trochę się zawiodłem, choć wszystko właściwie było zagrane poprawnie.
Po niedługiej przerwie przyszła pora na Parricide. Spowiedziałem się dobrego występu i w istocie tak było. Szalone tempa, doskonały perkusista i niesamowite możliwości wokalisty, który growluje chyba z najniższego punktu swoich wnętrzności, wypełniały klub "Extreme". Potężny walec przetaczał się przez kilkudziesiąt minut. Niestety masakrze, jaką zgotował Parricide, zabrakło jednak trochę miażdżącego brzmienia, a winić za taki stan rzeczy należy akustyka. Przez cały koncert jeden z gitarzystów był zdecydowanie cichszy, ciężko wychwytywalne było co gra. Problem pojawił się w momencie, gdy pękła struna drugiego wioślarza i zespół został tylko z jedną gitarą, walec ucichl, a riffy przestały być czytelne. Mimo tego był to bardzo dobry koncert, a wśród utworów nie zabrakło także szybszej wersji "Hammer Smashed Face" Cannibal Corpse. A może Parricide kiedyś odwiedziłby Warszawę?
Kolejny zespół przyzwyczaił chyba wszystkich do świetnych występów. Sceptic, bo o nim mowa, ciągle boryka się z problemami "kadrowymi", więc wizyta w Krakowie była dla mnie okazją do zobaczenia ich w znowu zmienionym składzie. Koncert rozpoczął się w miarę spokojnie, od "połamanego" numeru "Ancestor Of All Powers", a zaraz po nim usłyszeliśmy "Interior Of Life". W trakcie tego występu potwierdziła się reguła, o której usłyszałem od dwóch uroczych mieszkanek Krakowa, mówiąca o tym, że tutaj ludzie zaczynają się rozkręcać dopiero przy trzecim zespole. Tak było w istocie, podczas występu Sceptic po prostu wrzało. Koncert nabrał większego tempa podczas świetnego "Ancient Portal", po którym zabrzmiał szybki "Incapable Rules" z genialnym, melodyjnym riffem i przepiękną solówką. Podobnie jak w przypadku Parricide, był problem z ciszej "gadającą" gitarą, na której wymiatał Rafał Kastory, przynajmniej popisy techniczne Jacka Hiro były słyszalne jak należy. Jak się później okazało, dla Rafała, a także dla perkusisty Maćka Zięby krakowski występ był pożegnalnym koncertem w szeregach Sceptic. Dalsze minuty wypełniły kolejne kompozycje z obu albumów zespołu, w tym "Die From Within" i "Lost Identity". Świetne kilkadziesiąt minut technicznego death metalu.
Ten wieczór kończył prawdopodobnie najmłodszy wiekiem (lecz nie stażem) zespół, jakim jest Decaptitated. Fanem tej grupy nigdy nie byłem, jednak ich umięjetności, jak i to do czego już doszli w tak młodym wieku, uważam, że należy docenić. Kilka widzianych przeze mnie dobrych koncertów również utwierdzało mnie w tym przekonaniu. Nie inaczej było tym razem w klubie "Extreme". W pierwszych chwilach z głośników bryzgnęło szaleńczym "Nihility" ze świeżo wydanego albumu o tym samym tytule. Jakieś trzy kwadranse wypełniła porcja szybkiego death metalu, w trakcie których na garść pochwał zasłużył niewątpliwie świetny perkusista Witek. Oprócz kilku nowych kompozycji, szybkich "Eternity Too Short" oraz "Babylon's Pride", a także wyróżniającego się wolniejszego "Spheres Of Madness", nie zabrakło również starszych numerów, takich jak "Winds Of Creation", "Blessed" czy "Way To Salvation". Niestety, młodość i energia bijąca z muzyków musiały jednak zmieścić się w granicach niedużej sceny, więc w ich występ siłą rzeczy musiało się wedrzeć trochę statyczności. Końcówka tego brutalnego setu należała do dwóch coverów, który wywołały szaleństwo pod sceną. Najpierw "Suffer The Children" Napalm Death, a następnie świetny "Mandatory Suicide" Slayera. W tym czasie na scenie pojawił się wariujący przyjaciel zespołu znany jako Szołmen. Niezwykle dobrze przyjęty koncert Decapitated zakończył na bis utworem "Nihility". Ludziom było za mało, jednak muzycy już nie powrócili na scenę.
Materiały dotyczące zespołów
- Decapitated
- Sceptic
- Serpentia