zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016

2.07.2016  autor: Paweł Kuncewicz
wystąpili: David Gilmour; Leszek Możdżer
miejsce, data: Wrocław, Narodowe Forum Muzyki, 25.06.2016

Problem z muzyką Pink Floyd polega na tym, że po latach nie wiadomo, jak do niej podchodzić. Z jednej strony na jej fundamentach opiera się znaczna część współczesnego rocka, z drugiej zaś, mimo płaczliwych argumentów wszystkich "wychowanych na Trójce", to nie płyty "The Dark Side Of The Moon" lub "Wish You Were Here" należały do największych osiągnięć ludzkości. Poza tym wiele rzeczy w Pink Floyd z upływem lat się zdezaktualizowało. Nie ma to jednak żadnego znaczenia. O Floydach napisano setki artykułów, książek i podejrzewam, że niejedną rozprawę doktorską, dlatego też rozterki natury filozoficznej można odłożyć na bok i zająć się tym, co wydarzyło się w sobotni wieczór we Wrocławiu przed bryłą "Narodowego Forum Muzyki".

David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek
David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek

Davida Gilmoura zawsze uważałem za najzdolniejszego z załogi Pink Floyd. Jednak sam wokal i gitarowy kunszt to za mało, żeby zmieniać losy świata za pomocą muzyki. Brakowało mu charyzmy, dlatego nigdy nie zaistniałby bez Rogera Watersa i jego koncepcji. Gdy Watersa zabrakło, skończyła się pewna epoka. Owszem, z Gilmourem pozostał duch Pink Floyd, ale geniusz zdecydowanie się ulotnił właśnie z Watersem, którego koncerty to prawdziwe spektakle, widowiska dźwięku i obrazu. Byłem świadkiem tras "The Dark Side Of The Moon Live" i "The Wall Live" - były to wspaniałe produkcje, które chłonęło się od początku do końca i na długo zostawały w pamięci.

Tymczasem David Gilmour wraz z muzykami towarzyszącymi i orkiestrą Zbigniewa Preisnera we Wrocławiu po prostu wyszedł na scenę i zagrał: długo, a nawet za długo, solidnie i wyczerpująco. Poza tym nic więcej się tam nie wydarzyło. Ale po kolei.

David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek
David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek

Koncert odbył się w ramach "Wrocław 2016 - Europejska Stolica Kultury". Bilety w przyjaznych dla portfela cenach wyprzedały się w jeden dzień. Ponoć przewidziano 25 tysięcy miejsc dla publiczności przed gmachem "NFM". Miejsce to od razu wzbudziło kontrowersje, bo czy betonowy plac jest idealną lokalizacją do tego typu przedsięwzięcia, skoro pod ręką ma się nowoczesny i przyjemny stadion do tej pory znakomicie sobie radzący jako obiekt koncertowy? Nie wydaje mi się.

Na rozpoczęcie widowiska krótki set solo na fortepianie zagrał Leszek Możdżer. Był to suport dość dziwny, bo odbywający się na potężnej, wysokiej jak okoliczne kamienice scenie, dla wielotysięcznej publiki, w trzydziestostopniowym upale. Znaleźli się jednak tacy, którzy nawet w tych niezbyt sprzyjających występom okolicznościach postanowili pana Leszka posłuchać.

David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek
David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek

O 21:30 na scenie zainstalowała się orkiestra Preisnera oraz David Gilmour wraz ze sporym, bo dziewięcioosobowym zespołem. Ze stałych współpracowników towarzyszył mu Guy Pratt, związany z Pink Floyd od 1988 r. Intro "5 A.M." i utwór tytułowy "Rattle That Lock" rozpoczęły ten trzygodzinny, podzielony na dwie części maraton, który był transmitowany na żywo przez telewizje publiczne. Siedemdziesięcioletni David Gilmour nadal trzyma wysoki jak na swój wiek standard wokalny, chociaż jeśli chodzi o wygląd, to czas nie był dla niego zbyt łaskawy. Od razu zwróciłem też uwagę na specyficzne nagłośnienie, aż prosiło się o więcej mocy - chwilami było po prostu za cicho. Szczególnie dało się to zauważyć przy półakustycznym "Wish You Were Here". Przy "Money" wreszcie odpalono pełny zestaw świateł, a "In Any Tongue" (swoją drogą genialny utwór i najmocniejszy fragment "Rattle That Lock") wreszcie zabrzmiał, jak należy. Myślałem, że kolejny "High Hopes" pójdzie w jego ślady, ale znowu było kilka decybeli ciszej.

Jeśli jeszcze miałbym się do czegoś przyczepić, to byłaby to scena, która mogłaby być pół metra wyższa. Będąc w drugim sektorze i mierząc prawie 190 cm wzrostu, musiałem stawać na palcach, aby widzieć, co się na niej dzieje. Słynny okrągły telebim to oczywiście ten znany z czasów "Delicate Sound Of Thunder" i "Pulse". Wyświetlane na nim wizualizacje do utworów też pochodziły z tamtych lat.

David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek
David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek

Druga część koncertu rozpoczęła się od floydowej klasyki: "One Of These Days" i "Shine On You Crazy Diamond". I kiedy nastrój był już naprawdę dobry, wspomnienia powróciły, a wraz z chłodnym wiatrem zaczął dobiegać zapach marihuany, nastąpiło coś, czego nie umiem wytłumaczyć. Gilmour zabił cały klimat nudnym jak flaki z olejem, ciągnącym się w nieskończoność setem składającym się ze słabych fragmentów "On An Island" i "Rattle That Lock". Nawet wpleciony w ten zestaw "Coming Back To Life" niewiele pomógł. Publika w okolicach północy została uśpiona, aż tu nagle pojawił się charakterystyczny wstęp do "Sorrow", wielkiego momentu lat 80. i płyty "A Momentary Lapse Of Reason". Szkoda tylko, że był pozbawiony dawnej dynamiki. Przy "Run Like Hell" ludzie wreszcie trochę się rozruszali i zaczęli bawić. Potem nastąpiła seria bisów, a w niej klasyka z najwyższej półki i dwa największe gitarowe sola w dziejach muzyki: "Time" i "Comfortably Numb". Tym zakończeniem David Gilmour wynagrodził wszystkie pozostałe niedociągnięcia.

David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek
David Gilmour, Wrocław 25.06.2016, fot. Bartek Janiczek

Tego wieczora zagrano 23 w większości długie utwory. Rekord. Pewnie są tacy, którzy byli zachwyceni całością koncertu, w tym oprawą i brzmieniem. Jednak ja nigdy bezkrytycznie do twórczości Gilmoura nie podchodziłem. Miała ona swoje liczne wady. Czy jest jednak sens się nad tym w ogóle rozwodzić, skoro to on wymyślił gitary na "The Wall"? To, co z nimi zrobił na "Animals", w "Echoes" albo w "Time", przechodzi ludzkie pojęcie. Zaś to, co stało się na trasach "Delicate Sound Of Thunder" i "Pulse", dało i tak tej nieśmiertelnej muzyce drugie, a potem trzecie życie. Można by tak wymieniać bez końca. Mimo wszystko David Gilmour jest jedną z najznamienitszych postaci rocka XX wieku i chociażby z tego powodu zobaczenie jego koncertu było obowiązkowe.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
Kasik82 (gość, IP: 89.64.37.*), 2021-06-30 14:06:25 | odpowiedz | zgłoś
Co za bzdury???? Pink Floyd nie byłoby bez żadnego z tych czterech muzyków. Pink Floyd to Rick, David, Nick i Waters... Nie sam Waters, zapamiętaj to sobie. Jeśli takie masz zdanie o Davidzie trzeba było poczekać na Watersa. David jest lepszym muzykiem niż Roger, Waters lepszym teksciarzem dlatego super się uzupełniali.
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
wlod (gość, IP: 172.20.12.*), 2021-07-06 08:33:56 | odpowiedz | zgłoś
Dokładnie tak. Pink Floyd najlepsze rzeczy nagrywali jak łączyły się talenty wszystkich trzech kompozytorów (trzech, bo Nick prawie nie brał udziału w tworzeniu materiału). Pomijam oczywiście epokę Barretta, bo to był zupełnie inny zespół i w skali całego okresu działalności był jedynie epizodem (początki, pierwsza płyta, pierwsze single i niewielki wkład w drugą). Olbrzymią popularność zdobyli jednak już bez Niego. Co ciekawe Pink Floyd bez Watersa doskonale sobie poradzili, On bez Nich niekoniecznie (zupełnie odwrotnie niż rozłam na linii Black Sabbath - Ozzy Osbourne).
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
jarema37 (wyślij pw), 2021-07-06 20:14:49 | odpowiedz | zgłoś
Aż mnie oczy rozbolały jak to czytałem. W okresie największej popularności głównym kompozytorem był Waters (w rożnych proporcjach w kolejnych okresach, aż do całkowitej dominacji w końcowym okresie wspólnej działaności). Floydzi bez Watersa nagrali w miarę dobre (ale bez rewelacji) DB, a reszta to popłuczyny z przebłyskami. Waters nagrał GENIALNĄ AtD. Tak, to zgorzkniały i -już- stary cynik. Ale bez niego nie byłoby PF tego formatu. Bez szans. Niezależnie od formatu pozostałych muzyków. I w niczym nie umniejszam tu Gilmourowi. Szanuje faceta. Niewielu ma taką moc w palcach. Nawet Clapton nie umiał go zastąpić. Ale to w niczym nie zmienia faktu, ze bez Rogera Watersa nie byłoby wielkiego Pink Floyd
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
Krewetka (gość, IP: 5.173.217.*), 2021-07-07 10:25:50 | odpowiedz | zgłoś
Momentary laps of reason już bez Watersa, to jeden z najlepszych albumów Floydów.
Waters we wcześniejszym okresie trochę zawłaszczył zespół, ale to pod jego przywodztwem nagrali najbardziej rozpoznawalne płyty.
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
jarema37 (wyślij pw), 2021-07-07 19:50:51 | odpowiedz | zgłoś
Momentary jest w tym samym stopniu (albo mniejszym) albumem Pink Floyd jak Seventh Star albumem Sabbath (nad Luczykiem juz sie nie bede znęcał ;) ). Ma przebłyski, ale generalnie do geniuszu, a nawet bardzo dobrego poziomu, jej bardzo daleko.
Z cała reszta sie zgadzamy ;)
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
PinkFanFloyd (gość, IP: 31.0.127.*), 2020-03-26 03:16:39 | odpowiedz | zgłoś
....to był "inny" Koncert Davida Gilmoura, niż ten w Gdańsku. Muzyk sam zapowiadał, że będzie to inna trasa. Zresztą, twórczość Davida Gilmoura wypadałoby znać. To nie jest muzyk, Który będzie odgrywać po raz kolejny "Another Brick In The Wall part. II " na swoich koncertach. Jest to muzyk, mający swoją linię melodyczną, nieco różniącą się od watersowskiej, ale jednak obie, gdyby połaczyć, to można znaleźć wspólną nutę. Niewątpliwie nieco "inaczej" było niż w Gdańsku, a beazpelacyjnie jest to spowodowane odejściem na zawsze, Rick'a Wright'a, 15.09.2008 roku, po czym widać, że muzyk nie potrafi się z tym faktem pogodzić. Muzyka Pink Floyd'ów całej czwórki, Jest i będzie czymś, co przeskoczyło jakiś okres naprzód w rock and roll'u. Dziś, nie wydaje mi się, by ktoś wymyślił coś nowego. Zawsze, absolutnie zawsze, słychać Pink Floyd'ów, nieważne, czy ktoś gra na Fenderze, czy Gibsonie. Floyd'owsie dźwięki są oryginalne, trudne, liryczne, przejmujące i niebanalne, choć w niektórych przypadkach ( powiedzmy ), niby proste do zagrania choćby na gitarze akustycznej.....David Gilmour niewątpliwie różni się kierunkiem muzycznym od Roger'a Waters'a. Kiedyś ktoś powiedział, że Roger Waters ma "swoją politykę" i trudno się z tym nie zgodzić, bo wiadomo, że w jego życiu, były inne wydarzenia. Sam określił siebie, jako "dziecko wojny". Trochę mnie zaskoczyło, gdy dowiedziałem się, że stracił najpierw dziadka na I wojnie światowej, a później ojca, na II wojnie światowej ( o tym drugim zdarzeniu w Jego życiu wiedziałem ), stąd ma wstręt do każdej wojny. Koncerty obu panów, zawsze będą się różnić tekstowo i muzycznie, ale jest jeden wspólny mianownik: zawsze mają jakieś przesłanie. Na koncercie we Wrocławiu, brakowało mi utworu "There's No Way Out Of Here" z 1978 roku ( cover The Unicorn ), zamiast choćby "The Girl....." ("Dziewczyna w żółtej sukience"), za którym nie przepadam i "Near The End", z 1984 roku lub instrumentalny, właśnie pasujący do koncertu, bo z partiami orkiestrowymi-"Let's Get Metaphycal", również z 1984 roku. No, ale muzyk zdecydował nieco inaczej i repertuar był taki, a nie inny. Ogólnie wcale nie był to zły koncert, a "inny", choć do jakości zagranych utworów nie ma się czego czepiać. Jedynie do miejsca, gdzie koncert się odbył. Gdyby nie ekran, psinco, czyli nic bym nie widział, ale nagłośnienie było bardzo dobre. Właśnie słychać było, że wokal muzyka już zaczyna nieco słabnąć, choć nadal jest silny. Nie żałuję wydanych pieniędzy na bilet i czasu z muzykiem. Obu muzyków lubię od początku, kiedy jeden na drugiego "pomarudził"..... Miałem kiedyś nadzieję, że może jednak wejdą razem do studia i nagrają chociaż singiel pod nazwą "Waters and Gilmour", jednak wygląda na to, że jest to niemożliwe...... Pink Floyd tworzyli genialni, wrażliwi, z unikatowym talentem muzycznym muzycy, a do tego, bezapelacyjnie, z watersowskim talentem tekstowym. Są albumy, jeden lepszy, inny słabszy, ale mające wspólny mianownik: zawsze jest w nich przesłanie.........
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
Janusz R (gość, IP: 212.211.137.*), 2016-12-07 13:06:39 | odpowiedz | zgłoś
Jak kogoś nudzi muzyka Pink Floyd I Davida Gilmoura, dodatkowo cieszy go fakt ze ludzie zaczynaja tańczyć przy np Run Like Hell to proponuje chodzić na mandaryne , tam cały czas sie można bawić.
Nie rozumiem tych pseudofanów, którzy znaja jeden utwór I czychaja aż w końcu po nudnym koncercie zagra na bis ten jeden przy którym można fikać.
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
czeslawa (gość, IP: 31.174.22.*), 2016-07-04 20:52:37 | odpowiedz | zgłoś
Dobra relacja i co najważniejsze szczera. Mnie koncert wynudził, marzyłem o tym aby się móc tam położyć i zasnąć. Długa, smutna, żeby nie napisać smętna, podróż przez świat Gilmura, moje wrażenia? Przede wszystkim słabsze od zmęczenia.
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
pik (gość, IP: 217.96.216.*), 2016-07-04 15:56:06 | odpowiedz | zgłoś
O masz jaka dyskusja.. hmm już to kiedyś i gdzieś pisałem ale powtórzę.. jak dla mnie Black Sabbath (recka z koncertu mam nadzieję, że też jakaś będzie) i Floydzi to dwa najwybitniejsze zespoły w historii rocka i metalu a David Gilmour chyba był/jest najlepszym gitarzystą kiedykolwiek... w każdym razie ja uwielbiam jego grę, solówki i innych gitarzystów naśladujących jego charakterystyczny styl.. wszystkie płyty z lat 70-tych to arcydzieła, podobnie jest z BS, kwestia gustu który jest ''the best'' tak myślę..
re: David Gilmour, Wrocław 25.06.2016
Wolrad
Wolrad (wyślij pw), 2016-07-02 20:15:15 | odpowiedz | zgłoś
Ciekawa relacja, ale wyciąganie wniosków odnośnie znaczenia twórczości Pink Floyd proponuję pozostawić innym.
Dlaczego? Bo w tekście są same sprzeczności logiczne.
Z jednej strony jest informacja, że na PF "opiera się znaczna część współczesnego rocka", a z drugiej taka, że właściwie zespół nic wielkiego nie nagrał. Jak się daje takie "grube" wnioski, to trzeba to czymś poprzeć (patrz pisanie wypracowań
szkoła średnia).
W mojej opinii "Wish You Were Here" i "The Dark Side Of The Moon" bronią się do tej pory, żaden redaktor radiowej trójki nie musi mi o tym mówić. To zwyczajnie słychać. Ale jak chce się obalać klasykę rocka, to trzeba dać argumenty, co jest nie tak z Pink Floyd.
« Nowsze
1

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?