zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Dark Underground Festival IV, Warszawa "Remont" 28.06.2000

1.07.2000  autor: Sulaco
wystąpili: Al Sirat; Grin; Reinfection; Atropos
miejsce, data: Warszawa, Remont, 28.06.2000

Postanowiłem pójść na koncert czterech undergroundowych zespołów do świetnie przystosowanego do tego typu imprez warszawskiego klubu Remont. Pod klubem normalka, jakieś 50 do 80 dusz, dużo czerni, długie rozpuszczone włosy, jakaś katanka, trochę ramonesek tudzież innych skórzanych wdzianek, gdzieniegdzie puszka piwa w ręce... Słowem czad.

Kupiłem bilet studencki za całe 12 PLN (choć student ze mnie jak z koziej...., ale to już inna historia) - swoją drogą nie wiem, jak przy tak niskiej cenie biletów impreza taka miałaby się jakoś zwrócić, nie mówiąc już - opłacić - organizatorom. Ale do rzeczy. Nie miałem niestety ze sobą zegarka (fantazja taka - po prostu nie noszę), więc nie mogłem kontrolować czasu, ale pewien jestem, ze zgodnie z wielo-już-letnią tradycją była jakaś obsuwa, być może nawet półgodzinna.

...W końcu na scenę wszedł Atropos. Nie znałem ich w ogóle (bo ja zasadniczo nie rozeznaję się w tzw. undergroundzie), ale zagrali rozsądny ciężki metal, korzeniami siedzący gdzieś w death metalu. Nie poruszyło mnie to zbytnio, ale słychać było, że koledzy (i koleżanka) robią to, co lubią i sprawia im to dodatkowo jakąś tam przyjemność. Wiem, że nie jest dobrze grać pierwszemu na takich imprezach - bo publiczność nie rozgrzana, bo akustyk jeszcze się nie dograł, bo to, bo tamto, ale nie było źle. Naprawdę. Nie jest to wprawdzie muza, za którą dałbym się zabić, ale jak ktoś lubi, to dlaczego nie?

Następnie chwila przerwy i koncert swój rozpoczął Al Sirat z krótkowłosym wokalistą/gitarzystą w koszulce Judas Priest (chyba Cola, o ile się nie mylę), długowłosym kędzierzawym gitarzystą w koszulce Black Sabbath, długowłosym basistą w koszulce typu t-shirt nie gloryfikującej żadnego zespołu (za to nosił dzwonowate spodnie i sześciostrunowy bas) oraz dość potężnie zbudowanym perkusistą ogolonym niemal na zero w koszulce zapinanej na guziki, również nie poświęconej żadnemu z tuzów heavy metalu.

No i zaczęła się jazda. Autentycznie. Podobało mi się tak bardzo, że zapragnąłem kupić ich płytę - można to było zrobić po koncercie, do czego zresztą, uprawiając zręczny i delikatny marketing, zachęcił wokalista zespoołu. Mięsisty heavy metal, mocno miejscami zahaczający o death, ale bardzo melodyjny, z "normalnym" miejscami wokalem, no i zagrany z takim jajem, energią i taką pasją, że... Kurna, uwielbiam, kiedy muzycy uwielbiają grać - a było to widać. Cola i drugi gitarzysta (wybaczcie, że nie po imieniu, ale nie mam kompletnie pojęcia o personaliach tych panów) to po prostu koncertowe zwierzaki. Proszę, nie odbierajcie tego jako kadzenie, ale według mnie Al Sirat był najbardziej kompetentnym muzycznie zespołem na całym Dark Underground Fest. Bardzo podobało mi się, ze zarówno Cola, jak i drugi gitarowiec, robili na przemian za rytmika i solistę. Cola powinien więcej śpiewać normalnym głosem (growl, czy śpiewanie okołogrowlowe szybko się nudzi), bo ma warunki i ciekawą barwę wokalu. Basista też nieźle pogrywał. Johnem Myungiem, Tony Levinem, czy innym Cliffem Burtonem to on jeszcze nie jest, ale znajduje się na dobrej drodze i rzeczywiście robił użytek z tych sześciu strun swojego basu. Tylko tak dalej. I wreszcie perkusja. Bardzo lubię ten instrument i chociaż sam nie gram, to ważne jest dla mnie, jak ta perkusja jest wykorzystywana. W przypadku Al Sirat nie zawiodłem się. Bębny nie służyły wyłącznie do wybijania rytmów, a stanowiły pełnoprawny instrument.

Po drugim bodaj utworze coś się stało z gitara Coli, ten tylko krzyknął "dobra, napierdalamy z jedną gitarą!" i zagrali jeszcze kilka numerów (w tym "Sad But True" z takim kopem, ze sama Metalka nie ma pojęcia pewnie, że mogłoby to zostać tak zagrane), ale w końcu Cola miał chyba dość i wydaje mi się, ze skończyli wcześniej niż planowali. Wielka szkoda. Publika również przyjęła ich świetnie. Bezapelacyjnie najlepszy koncert wieczoru. A potem to już niestety doły.

Czterej chłopcy z Reinfected grają (a właściwie usiłują grać) kompletnie nieoryginalny grindcore z growlująco-wrzeszczącymi wokalami. Muszę przyznać, że jeśli już w ogóle grindcore, to wolę takiej muzyki słuchać w wykonaniu starych dobrych Napalm Death (ze "Scum" i "From Enslavement..." chociażby), Extreme Noise Terror i choćby naszej rodzimej Dead Infection, bo brzmi ona jakoś bardziej autentycznie. W tym, co proponuje Reinfection, brak mi tej, no, finezji :) A tak na poważnie, to mam wrażenie, ze warsztat chłopców musi się jeszcze poprawić o co najmniej kilka klas. Dało się to szczególnie usłyszeć w przypadku perkusisty, który odstawiał ciągle jakieś babole z rytmem (i nie były to bynajmniej zamierzone zmiany tempa), a jednej z blach używał chyba zamiast werbla, bo najczęściej ją słyszałem, ale może to kwestia nagłośnienia...?

Reinfected nie podobało mi się i mocno mnie wymęczyło (siedziałem zresztą wtedy w salce obok przy stoliku i patrzyłem, jak Francuzi kopią Portugalczyków, czy jakoś tam odwrotnie - aha, nie siedziałem sam, bo znalazło się wielu, którzy przedłożyli mistrzostwa Europy nad Reinfection).

Pozwolę sobie nie wypowiadać się o ostatnim zespole wieczoru - Grin, ponieważ wyszedłem z klubu w trakcie pierwszego kawałka (zmęczenie+późna pora i widmo jazdy nocnym autobusem na gapę+niezupełnie moja muza), wspomnę tylko, że zagrali taki brutalny death metal, jednak technicznie byli o wiele lepsi od Reinfection (bo i sami muzycy jacyś tacy bardziej zaawansowani wiekiem).

Osobny rozdział to dźwięk i słyszalność. Ja naprawdę nie wiem, jak to jest. Czy te suwaki i pokrętła są kurna przyspawane do konsolety, że nie można ich ruszyć? Było stanowczo za głośno, praktycznie zero selektywności. Tam gdzie stałem w czasie występu Al Sirat, momentami prawie nie słyszałem wokalu. A wystarczyłoby przecież obniżyć trochę "master volume" i wszystkim by się japa rozjaśniła w uśmiechu.

Podsumowanie? Pierwsza połowa bardzo ciekawa; zdecydowany dół w przypadku Reinfection i nieco lepiej Grin (to rzecz jasna sprawa gustu). Nie żałuję wydanych na bilet, piwo, tosta i małą coca-colę pieniędzy. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołów

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?