- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Coma, Warszawa "Park Sowińskiego (Amfiteatr)" 25.09.2010
miejsce, data: Warszawa, Park Sowińskiego (Amfiteatr), 25.09.2010
23 czerwca 2009 roku Coma zagrała w Gdańsku swój pierwszy koncert symfoniczny. Tamtego dnia bawiłem się na Nine Inch Nails i żadna inna impreza nie była w stanie mnie wtedy zainteresować. Zwłaszcza że nie lubię projektów symfonicznych: na ogół zupełnie nie wychodzą. Sama Coma przez długi czas nie była zachwycona zapisem tamtego koncertu, także postanowiono go nie upubliczniać. Dopiero na ostatnim DVD "Live" umieszczono fragmenty tamtego wieczoru i okazało się, że biją one na głowę "właściwy" występ zaprezentowany na tym DVD. Sprawa koncertu symfonicznego powróciła w postaci wydanej kilka dni temu płyty z jego zapisem (niestety, wciąż niepełnym - pozostaje tylko szukać bootlega) oraz powtórki samego wydarzenia 25 września 2010 roku, tym razem w Warszawie.
Na miejsce spotkania zespołu z Orkiestrą Symfoników Gdańskich i rzeszą fanów wybrano amfiteatr w Parku Sowińskiego. Wybór mógł wydawać się nienajlepszym pomysłem jak na koncert rockowy (miejsca siedzące), lecz jako że nie była to tak do końca impreza rockowa, okazał się jednak całkiem trafiony. Zresztą trzy miesiące wcześniej z podobnym projektem nawiedził Park Sowińskiego Serj Tankian. Na koncerty Comy zawsze walą tłumy, ale tym razem widać było, że przyjechali fani z całej Polski. Kolejka do wejścia nie miała końca, co odbiło się na samym występie. Miał się rozpocząć o 19, ale w końcu o tej godzinie na scenę wyszli jedynie państwo konferansjerzy z informacją, że występ opóźni się o kwadrans, bo jeszcze nie wszyscy zdołali dostać się na teren amfiteatru. I tak z półgodzinnym opóźnieniem scenę zaczęli wypełniać gdańscy symfonicy oraz muzycy Comy. Koncert rozpoczął się w identyczny sposób, co ten z Gdańska - od "Woli istnienia".
Narzekałem na początku, że takie projekty rockowo-symfoniczne zwykle wypadają słabo. Na ogół wychodzą z tego jakieś przekombinowane potworki albo po prostu nie udaje się zaaranżować wszystkich instrumentów w sensowną całość i w efekcie zespół gra swoje, orkiestra swoje, a słuchaczowi pozostaje tylko zastanawiać się, jaki to wszystko ma mieć ze sobą związek. Jak jednak przekonał mnie zapis gdańskiego koncertu z zeszłego roku, Comie się ta sztuka całkiem sprawnie udała. Najbardziej monumentalne utwory, jak "Leszek Żukowski", "Ostrość na nieskończoność" czy "Trujące rośliny" zostały jeszcze uszlachetnione przez orkiestrowe tło, a ballady pokroju "Pasażera", "Spadam" i "100 tysięcy jednakowych miast" zyskały niesamowitą atmosferę i jeszcze bardziej poruszają słuchacza. Najlepiej chyba jednak orkiestra zrobiła - paradoksalnie - najgłośniejszym, najbardziej czadowym utworom Comy. Z początku nie wyobrażałem sobie, jak w takiej wersji mogłaby zabrzmieć np. "Transfuzja". Wykonanie z płyty "Symfonicznie" przekonało mnie jednak, że można to sensownie zrealizować, a kompozycja zyskała dzięki wsparciu symfoników zupełnie nowe pokłady energii. Podczas warszawskiego koncertu wzbogacono "Transfuzję" cudownym wstępem saksofonu - robiło to na pewno lepsze wrażenie, niż głupawa konferansjerka Piotra Roguckiego, zarejestrowana na poprzedniej koncertówce. Podobnie było w przypadku "Systemu" czy "Nie ma Joozka", które w nowych aranżacjach zabrzmiały z niespotykanym dotąd pazurem. Nawet muzyczny żart w postaci kawałka "Fuck the Police" z wydanej ostatnio anglojęzycznej wersji "Hipertrofii" wypadł całkiem nieźle (a każdy z muzyków Comy specjalnie na jego odegranie założył sobie na palec mini-koguta policyjnego). Największe wrażenie zrobił na mnie jednak "Zamęt", któremu z podniosłym towarzystwem Orkiestry Symfoników Gdańskich było naprawdę "do twarzy".
Podczas podzielonego na dwie części koncertu odegrano też: "Pierwsze wyjście z mroku", "Świadków schyłku czasu królestwa wiecznych chłopców", "Feel the Music's Over", "Turn Back the River" oraz "Ekharta". Warto było usłyszeć zwłaszcza ten ostatni utwór, który (szczególnie w symfonicznej wersji) niesie ze sobą ładunek emocjonalny godny "Leszka Żukowskiego". Doczekaliśmy się też dwóch bisów, w trakcie których otrzymaliśmy m.in. powtórzony "System" oraz zagrany po raz drugi, już na sam koniec, "Fuck the Police". "Mam nadzieję, że się przy tym już zmęczycie i pójdziecie do domu" - żegnał publikę wokalista. W ogóle dość ograniczył swoją konferansjerkę, co wyszło występowi tylko na dobre. Niestety, rolę zagadywania publiczności przejęli "zawodowi" konferansjerzy w postaci pana i pani, którzy nawet niespecjalnie się kryli, że nie za bardzo wiedzą, gdzie są, kto to gra i co to jest w ogóle za impreza. Pan dwukrotnie pomylił tytuł piosenki zespołu, przekręcił też nazwisko jednego z muzyków. Pani za to była doskonale zorientowana w sponsorach i organizatorach "strefy gastronomicznej", którą to wiedzą przy każdej możliwości popisywała się przed publicznością. Kompletną porażką wieczoru był jednak konkurs dla fanów, który prowadzący zorganizowali w przerwie występu. Kto był, ten doskonale wie, o czym mówię, kto nie - niech się cieszy swoją niewiedzą.
Pomijając żenujących konferansjerów, "panią ubraną na biało" i drobne problemy organizacyjne przy wejściu na koncert, występ zasłużył na gorące pochwały. Choć tak zwani "hejterzy" zyskali dzięki projektowi "Coma Symfonicznie" kolejny argument za tym, jak to zespołowi brakuje pomysłów, odgrzewa kotlety i chamsko zarabia na fanach, uważam koncert z Orkiestrą Symfoników Gdańskich za naprawdę świetny pomysł i udaną próbę urozmaicenia występów łodzian. Także i sam zespół spisał się na medal, a Piotra Roguckiego w tak dobrej formie wokalnej nie słyszałem od bardzo dawna. Był to jeden z najlepszych koncertów Comy, w jakich przyszło mi uczestniczyć - a trochę już ich było...