- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Camel, Warszawa 2.06.2018
miejsce, data: Warszawa, Progresja Music Zone, 2.06.2018
Przed klubem jestem swoim zwyczajem około godzinę przed planowanym rozpoczęciem. Jeszcze nie wpuszczają i utworzyła się na zewnątrz ogromna kolejka. Od kilku dni mamy w kraju upalne temperatury. Wejście do środka przebiegło jednak bardzo szybko i sprawnie. Na sali duszno i gorąco. Trudno się oczekuje w takich warunkach, ale to mój wybór i jakoś muszę wytrzymać. Tegoroczne tournee Camel nazwano "Moonmadness Tour", a to ze względu na zapowiedź prezentacji całej płyty "Moonmadness", którą formacja wydała w 1976 roku. W 2015 roku, podczas poprzedniej wizyty w Polsce, ekipa przedstawiła aż pięć nagrań z tego albumu i zostały one bardzo dobrze przyjęte, stąd zapewne kontynuacja owego muzycznego wątku.
Camel, Warszawa 2.06.2018, fot. Meloman
Rozpoczęło się z piętnastominutowym poślizgiem o 20:15. Najpierw z taśmy usłyszeliśmy pierwszy instrumentalny krótki utwór "Aristillus". W tym czasie artyści instalowali się na scenie. Tak naprawdę początek stanowił kawałek "Song Within A Song", który poszedł już na żywo. Camel w składzie: Andy Latimer - gitara, flety, wokal, Colin Bass - gitara basowa, wokal, Denis Clement - perkusja i jak się później okazało as w rękawie, czyli Peter Jones na klawiszach - o nim wspomnę jeszcze później. Cała płyta "Moonmadness" zabrzmiała magicznie. Latimer czarował grą na fletach i gitarze oraz śpiewał. Jednak najbardziej w tej części występu poruszyła mnie wersja "Air Born" z cudnym wokalem Petera Jonesa. Numer ten nabrał jakby nowej treści i innego wymiaru. Jeszcze nie napisałem, że lider tym razem siedział na krzesełku, sam wspomniał o tym, iż zdarzyło się to mu po raz pierwszy od pięćdziesięciu lat.
Camel, Warszawa 2.06.2018, fot. Meloman
O godzinie 20:55 zakończyła się część pierwsza widowiska. Po dwudziestominutowej przerwie muzycy powrócili na estradę nagraniem "Unevensong". Prawdę mówiąc to był najmniej ciekawy moment, bo i numer raczej przeciętny. No ale uparli się i grają go od jakiegoś czasu na żywo. Cóż, ich prawo, niech będzie. Dalej poszły już same klasyczne i wyśmienite pozycje. Najpierw "Hymn To Her" (na wokalu Jones). Dobrze wypadło, ale trochę inaczej, bo zawsze kojarzyłem ten tytuł ze śpiewem duetu Latimer - Bass. Potem dwa doskonałe kawałki: "Rose Of Sharon" z "Dust And Dreams" oraz instrumentalny "Coming Of Age" z "Harbour Of Tears", który zabrzmiał drapieżnie rockowo w końcowych partiach gitary. Numer "Rajaz" też miał swoją gwiazdę i był nim ponownie klawiszowiec, który zagrał odlotową solówkę na saksofonie w miejsce partii gitarowej. Instrumentalny "Ice" to fantastyczny popis Latimera na gitarze z legendarną już mimiką twarzy lidera. Dalej ekipa powróciła do krążka "Dust And Dreams" w postaci połączonych ze sobą "Mother Road" i "Hopelles Anger". Ostatnią piosenką podstawowego setu była "Long Goodbyes" z głównym wokalem - a jakże - Petera Jonesa w duecie z Bassem i charakterystyczną partią solową Latimera.
Camel, Warszawa 2.06.2018, fot. Meloman
Na bis, co można było przewidzieć, musieli zagrać "Lady Fantasy", tak jak na wszystkich dotychczasowych czterech trasach w Polsce (1997, 2000, 2015 i 2018). Koniec imprezy o 22:50. W stosunku do innych koncertów tegorocznego tournee nie usłyszeliśmy "Mystic Dreams" oraz "Never Let Go", ale nic to - i tak było kapitalnie.
Camel, Warszawa 2.06.2018, fot. Meloman
W podsumowaniu tego upalnego i dusznego wieczoru w "Progresji" chciałbym trochę zboczyć z tematu, ale nie do końca. Znajomi czasami pytają mnie: po co oglądać po raz czwarty ten sam zespół na estradzie? Odpowiem tak, że każdy występ jest inny, szczególnie w większym odstępie czasu. Usłyszałem inny zestaw utworów, ujrzałem po raz pierwszy Latimera siedzącego na scenie, lecz w świetnej formie. Jednak nade wszystko dane mi było zobaczyć muzyka, o którym do tej pory nie miałem pojęcia, czyli Petera Jonesa - niewidomego klawiszowca o pięknym głosie. Poza tym udało mi się pomimo ciężkich warunków klimatyczno - lokalowych wytrwać do końca, nie padłem zemdlony jak niestety pewna pani obok mnie. Warto było poświęcić prawie cały weekend (półtora dnia i nocleg w Warszawie) tej letniej wiosny dla Wielbłąda. Poniżej lista utworów:
Część pierwsza - "Moonmadness" w całości:
Aristillus
Song Within A Song
Chord Change
Spirit Of The Water
Another Night
Air Born
Lunar Sea
Część druga:
Unevensong
Hymn To Her
Rose Of Sharon
Coming Of Age
Rajaz
Ice
Mother Road
Hopeless Anger
Long Goodbyes
Bis:
Lady Fantasy