zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Camel, Bydgoszcz "Hala Astoria" 13.09.2000

24.10.2000  autor: Przemysław Semik
wystąpili: Camel
miejsce, data: Bydgoszcz, Astoria, 13.09.2000

Trasa promująca album "Rajaz". Skład: Andrew Latimer - vocals, guitars, flute; Colin Bass - vocals, bass, acoustic guitar; Denis Clemant - drums & percussion; Guy Le Blanc - keyboards.

Kiedy Camel w roku 1997 pierwszy raz zawitał do Polski, zagrał tylko dwa koncerty - w Krakowie i Warszawie. W tym roku tych koncertów było aż cztery! Pierwszy w Bygoszczy w hali Astoria. Tak się złożyło, że do Bydgoszczy miałem najbliżej, więc byłem jednym z pierwszych, którzy powitali Latimera ponownie w Polsce.

Koncert miał się zacząć o godzinie 19:00, ale przed halą zjawiłem się jeszcze przed 18:00, aby zająć jak najlepsze miejsce. Nie były one numerowane, co nieczęsto się zdarza. Dzięki wcześniejszej obecności udało mi się usiąść w pierwszym rzędzie, około 8 metrów od sceny. Godzina pozostała do koncertu wydawała się wiecznością, ale pocieszał mnie fakt, że jakieś pół godziny przed koncertem nie było już miejsc siedzących.

Ciekawostką był fakt, że tuż przede mną swoje stanowisko miał Camelowy spec od świateł, a kiedy 10 minut przed 19:00 usiadł przy swoim stole wyjął... ściągę, czyli pełną rozpiskę utworów jakie zespół miał zagrać na koncercie. I tak to częściowo przez przypadek, a częściowo przez swoją ciekawość, pozbawiłem się jakichkolwiek niespodzianek.

Kiedy zegarki oznajmiły godzinę 19:00, cała publiczność zaczęła wołać Latimera i spółkę. Wyszli bardzo szybko, zaraz po zgaszeniu świateł. Niestety nie ujrzeliśmy żadnego ze starych Camelowych perkusistów i klawiszowców, których zastąpiło dwóch nowych członków zespołu - młodziutki Denis Clemant na perkusji oraz kanadyjczyk Guy Le Blanc na klawiszach. Na basie i wokalu pozostał wierny Colin Bass, no i oczywiście Latimer - jedyny, który gra i śpiewa w zespole nieprzerwanie od samego początku, wraz ze swoimi gitarami LesPauls i Fender Stratocaster.

Rozpoczęli cicho i subtelnie od "Three Wishes" - utworu, który otwiera najnowszy album "Rajaz", ale od razu Latimer pokazał wszystkim jak się po mistrzowsku obsługuje gitarę. Dalej było trochę szybciej - grupa zaprezentowała bardzo długie trzy utwory z wcześniejszych płyt: "Echoes", "Nimrodel/The Procession/The White Rider" oraz "Watching The Bobbins". Zespół ogłosił dziesięciominutową przerwę, a Ci którzy spojrzeli na zegarki zobaczyli, że to były co prawda cztery utwory, ale minęła cała godzina!

Po przerwie zespół urządził tzw. "acoustic set" - czyli kilka kompozycji bez gitar elektrycznych i głównej perkusji. Muzycy usiedli we czwórkę nieco bliżej publiczności. Zrobiło się bardzo kameralnie. W tym układzie usłyszeliśmy kolejno: "Refugee" i "Fingertips" z płyty "Stationary Traveller" (co było miłym zaskoczeniem, bo cztery lata temu nie było nic z tego albumu) oraz "Slow Yourself Down" z 1972 roku i "Eyes Of Ireland" i "Rajaz" z dwóch ostatnich płyt.

Zespół wrócił do standardowego zestawu instrumentów i grał dalej. Usłyszeliśmy między innymi: "Hopeless Anger", "The Hour Candle", "Mother Road", "Song Within A Song", "Straight To My Heart" i "Sahara".

Na bis Camel wykonał "Lady Fantasy" z drugiej płyty, ale o dziwo tylko ten jeden utwór. Po "Lady Fantasy" zespół ostatecznie się pożegnał i nie wrócił już na scenę, choć ze ściągi faceta od świateł wiedziałem, że miał przygotowany na bis jeszcze "Ice" z płyty "I Can See Your House From Here". Cóż, może lepiej byłoby, gdybym nie zaglądał w tę rozpiskę, bo byłem bardzo rozczarowany, tym bardziej, że zagranie "Ice" nie wymagało takiego wysiłku jak np: "Lady Fantasy".

Koncert trwał około dwóch i pół godziny, i skończył się około 21:40. Później pozostał tylko szum w uszach i szok po wspaniałym koncercie. Część publiczności wybrała się jeszcze na spotkanie z muzykami do bydgoskiego klubu "Kuźnia", wykorzystując szanse na zdobycie autografów.

Mimo że zabrakło kilku utworów, które chciałem usłyszeć, to i tak czułem że najadłem się Camelem do syta. Było to bardzo potrzebne, bo dziś Camel nie wydaje płyt tak często jak kiedyś. Profesjonalizm Latimera uderzał na każdym kroku, a większość utworów zespół mocno rozbudował o bogate improwizacje (również w przypadku setu akustycznego). Nowi członkowie zespołu: klawiszowiec i perkusista bardzo chcieli się pokazać z jak najlepszej strony i bardzo dobrze im się to udało - grali naprawdę fantastycznie. Znakomite zgranie oraz ciągłe okazywanie wzajemnej sympatii jego członków znakomicie podnosiło sympatyczną atmosferę. Szkoda, że brak czasu nie pozwolił mi na obejrzenie pozostałych koncertów Camela - z pewnością bym się nie nudził.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

- Camel

Zobacz inne relacje

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?