zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku piątek, 22 listopada 2024

relacja: Budka Suflera, Warszawa "Sala Kongresowa" 13.11.1999

22.11.1999  autor: Rafał "Negrin" Lisowski
wystąpili: Budka Suflera
miejsce, data: Warszawa, Sala Kongresowa, 13.11.1999

Jak zacząć tę relację? Budka Suflera to obecnie w rockowym kręgu zespół hmm... kontrowersyjny. Wielu (większość? :-( ) rockerów odwróciło się od niego, "bo się skomercjalizował, zszedł na pop, "Takie tango" grają na wiejskich weselach". To wszystko nie zmienia faktu, że uważam Budkę za naprawdę porządną kapelę, złożoną z bardzo dobrych instrumentalistów i wokalisty obdarzonego świetnym głosem. Ponadto ich obecna muzyka wcale nie jest taka zła. Poza tym zawsze mogę powiedzieć, że cenię ich za przeszłość.

Po tym krótkim "wytłumaczeniu się" mogę przejść do zasadniczej części relacji. Opisywany koncert był drugim (pierwszy odbył się we wrześniu, trzeci będzie w grudniu) z serii koncertów z okazji 25-lecia istnienia zespołu. Z tego powodu zespół zaprosił pozostałych wokalistów, którzy występowali w zespole (tzn. "po i przed" Krzysztofem Cugowskim) - Romka Czystawa (po raz pierwszy od 14 lat na polskiej scenie - na co dzień mieszka gdzieś w Egipcie), który nagrał z Budką 2 płyty i Felicjana Andrzejczaka, który zaśpiewał z Suflerami tylko 3 piosenki, ale w tym tę najsłynniejszą - "Jolkę". Poza tym wystąpili w zwykłym składzie (plus 3 dziewczyny w chórkach, ale ich imion nie pomnę - chyba te, co zwykle).

Koncert zaczął się przydługim wystąpieniem Jerzego Janiszewskiego, wieloletniego managera zespołu. W swojej przemowie oprócz kilku słów o historii zawarł również więcej-niż-kilka słów o płycie "Greatest hits 2", o antologii, o tym że można je kupić - oraz wszystkie inne produkcje Budki bądź jej członków - podczas przerwy (w Kongresowej zawsze są przerwy) w sklepiku w hallu ("mogą państwo dotknąć Sztuki"), a także o tym, że zespół właśnie wyjeżdża do USA, gdzie zagra w Carrnaeggie Hall (piszę nazwę z pamięci, więc pewnie jest błąd) przed amerykańską polonią, a zapis tego występu również ukaże się na płycie.

Po tym wszystkim na scenie zrobiło się ciemno, rozbrzmiało dość długie, podniosłe intro (podczas którego zacząłem się zastanawiać czy Budka przypadkiem nie zaczęła grać black metalu - w sam raz by się nadawało). Po jakimś czasie wyszła na wciąż ciemną scenę sylwetka Marka Radulego i zaczęła podpinać się pod piec (jak sprawdziłem podczas przerwy - Mesa Boogie). Postała tak sobie przez chwilę schylona nad gitarą (Fender Stratocaster w kolorze cherry sunburst z czarnym pickguardem), następnie dzięki snopowi światła na nią skierowanemu przemieniła się w pełnoprawnego Radulego we własnej osobie i zagrała z kolei gitarowe intro (robiące już dużo lepsze wrażenie :-)). Na scenie pojawiła się reszta zespołu i występ rozpoczął się - ostrymi "Młodymi lwami", dzięki którym utwierdziłem się w przekonaniu, że z Suflerami nie tak źle i młodzi rockmeni mogą się od nich uczyć.

Później zagrali parę numerów (w tym jeden z moich ulubionych - "Ratujmy co się da", do tego w wersji ostrzejszej niż oryginał), po czym ze sceny zszedł Cugowski, a zastąpił go - zgodnie z chronologią historii zespołu - Romuald Czystaw. W odróżnieniu od Cuga (który jest raczej statyczny i hmm... "nastrojowy"), okazał się być wokalistą żywiołowym i rozruszał publiczność - właśnie podczas "Nie wierz nigdy kobiecie" pierwsze osoby opuściły swoje fotele i podążyły pod scenę poskakać (ja mimo wszystko wolałem sobie posiedzieć, niż skręcić nogę na jakimś schodku). Stwierdziłem też, że od czasu nagrania płyt z Budką głos Czystawa zrobił się ostrzejszy, bardziej chrypliwy. Wygląda na to, że Romek nie próżnuje w tym Egipcie ;-)) Występ Czystawa zakończył bis "Nie wierz nigdy...".

Według porządku chronologicznego na scenę wyszedł Andrzejczak. Rozpoczął od "Czasu ołowiu" - piosenki o muzykach, którzy już odeszli. Potem "Noc komety", ale wszyscy (czy aby na pewno?...) czekali na to, co musiało nastąpić po niej. "Jolka" rozruszała gardła publiczności (no, ja śpiewałem większość piosenek). Na krótki moment zapłonęły zapaliczki (w tym moja, przeznaczona specjalnie na koncerty - nie palę), ale wentylacja na sali skutecznie je wszystkie gasiła. Raduli zagrał solo zmodyfikowane w stosunku do oryginału, z posmakiem bluesowo-jazzowym - żartowałem, że dostosował je do gitary, na której je grał - czarnego Gibsona ES-355 (na marginesie, stwierdziłem, ze to porządny człowiek - przez cały koncert używał tylko 3 gitar: jednej elektrycznej, jednej elektroakustycznej i jednej akustycznej). Andrzejczak powrócił jeszcze i zaśpiewał na bis "Noc komety" (właściwie nie miał wyboru - takich ballad, jak te dwie w jego wykonaniu się nie bisuje...).

Po tym nastąpiła przerwa, którą z kumplem spędziliśmy na oglądaniu monstrualnych kolejek do toalet (co ci ludzie robili przed wyjściem z domu?! ;-)) i staniu w ogonku do automatu z pepsi, który na zmianę to przyjmował, to wyrzucał monety. Po powrocie na salę przywitał nas teledysk "V biegu" wyświetlany na "multimedia projectorze", na którym właściwie wszystko przybierało jednolicie żółty kolor.

Początek drugiej części koncertu był mniej ciekawy od pierwszej - wypełnił go blok utworów z "Nic nie boli tak jak życie" - z najsilniejszym moim zdaniem elementem w postaci "Gdzie jest ta krew". Blok został oczywiście zwieńczony "Takim tangiem", które zgodnie z wszelkimi przewidywaniami porwało do groteskowych, "wiejskawych" podrygów większość publiczności. Ja z kumplem przesiedzieliśmy ten numer z założonymi rękoma (nic nie poradzę, coś się we mnie buntuje, mimo iż jest to całkiem niezły utwór z mądrym tekstem - którego z resztą zapewne większość podrygującego towarzystwa nie rozumie...).

Po tej ogólnej radości na scenie pojawiły się wysokie stołki (dla Cuga i Radulego - Mietek Jurecki na siedząco nie wytrzymałby chyba pół minuty :-)) i - zgodnie z panującą w tym koncercie zazwyczaj chronologią - przyszedł czas na zaprezentowanie kilku utworów w wersjach z płyty "Akustycznie". Zabrzmiały bardzo podobnie do tych znajdujących się na cedeku (co nie zmienia faktu, że "Memu miastu na do widzenia" uważam za świetną akustyczną przeróbkę świetnego elektrycznego kawałka).

Aż do końca części akustycznej dręczyły mnie obawy. Mimo, iż - poza kilkoma wyjątkami - Suflerzy jechali zgodnie z kolejnością płyt, nie pojawiły się trzy spośród utworów, bez których trudno wyobrazić sobie dobry - a w każdym razie reprezentatywny - koncert Budki. Moja cierpliwość została nagrodzona, bo oto pierwszy z tej trójki - "Cisza jak ta". A potem... nastrojowy wstęp Lipki na klawiszach - "czyżby?" pytam kumpla. Nie musi odpowiadać, bo oto mocne gitarowe wejście oznajmia początek mojego ulubionego utworu Budki Suflera - "Jest taki samotny dom". W środku tego numeru ma miejsce przedstawienie zespołu, na scenę wracają Czystaw i Andrzejczak, wszyscy kończą kawałek, dziękują i schodzą.

Oczywiście wracają na bisy. "3 tenorów" śpiewa "V bieg" - piosenkę napisaną specjalnie z okazji 25-lecia. Nie jest to z pewnością arcydzieło, ale powstała w specyficznym celu, nie do końca chyba na serio i jest miłym wesołym akcentem kończącym. Jest jednak też niespodzianka. W chwilę po ponownym pożegnaniu się z publicznością i zejściu za kulisy - gdy wszyscy ruszyli już do wyjść - zespół powraca, by zagrać "Cień wielkiej góry" - trzeci z kawałków których brakowało mi do pełni szczęścia. Zostajemy więc oczywiście i śpiewamy. Kiedy schodzą wiadomo, że to teraz to faktycznie koniec występu.

A oto kompletna (prawie - kawałki, których tytułów nie znam oznaczyłem znakiem zapytania) setlista, owoc rzetelnego notowania przez cały koncert (zaleta miejsc siedzących):

Młode lwy
Sen o dolinie
Ratujmy co się da
Cały mój zgiełk
?
To nie tak miało być
Nie wierz nigdy kobiecie (Czystaw)
? (Czystaw)
? (Czystaw)
? (Czystaw)
Za ostatni grosz (Czystaw)
Nie wierz nigdy kobiecie (Czystaw)
Czas ołowiu (Andrzejczak)
Noc komety (Andrzejczak)
Jolka, Jolka - pamiętasz (Andrzejczak)
Noc komety (Anrzejczak)
Twoje radio
Jeden raz
Gdzie jest ta krew
Strefa półcienia
Takie tango
Memu miastu na do widzenia (akustycznie)
W niewielu słowach (akustycznie)
Martwe morze (akustycznie)
Cisza jak ta
Jest taki samotny dom
V bieg (1. bis, Cugowski, Andrzejczak, Czystaw)
Cień wielkiej soli (2. bis)

Koncert był dobry. Nie powalał na kolana, ale nie o to chodziło. Nie obyło się oczywiście bez pewnych minimalnych potknięć jak to, że na początku "Nie wierz nigdy kobiecie" Czystaw, zajęty na brzegu sceny zachęcaniem publiczności do zabawy nie zdążył do mikrofonu, kiedy trzeba było śpiewać albo że Cugowski zapomniał, że w "Cały mój zgiełk" trzeba już zaczynać śpiewać (co Lipko bardzo ładnie zatuszował grając jeszcze raz linię śpiewu na klawiszach). Jednak trudno tu mówić nawet o wpadkach. W moich oczach Budka udowodniła, że urządzanie jej rockowego pogrzebu to czynność zupełnie nie na miejscu.

Warto jeszcze na koniec powiedzieć parę słów o publiczności (uwaga, będzie klamra łącząca pierwszy akapit z ostatnim ;-)). Otóż niestety składała się ona - na tyle, na ile mogłem zaobserwować, Kongresowa jest dość duża :-) - w dużej części z osób... na niezbyt wysokim poziomie, żeby nie mówić brzydko. Ja na przykład otoczony byłem towarzystwem (nie wiem, chyba ich autobusem dowieźli jak do teatrów za czasów socjalizmu :-)), które przez większość koncertu siedziało jak wryte, poderwało się do pląsów podczas "Takiego tanga" (patrz wyżej) i - uwaga - jak jeden mąż wyszło (zwalniając calusieńki rząd) po pierwszym "dziękujemy państwu", zupełnie chyba nieświadome tego, że istnieje coś takiego jak bisy... I to jest dopiero smutne - jak przez całkowity przypadek, jakim była popularność "Takiego tanga", może się zepsuć wizerunek zespołu i widownie może wypełnić towarzystwo przyzwyczajone do wiejskich przyśpiewek. Ale to nie będzie całość publiczności Budki - po moim trupie :-)

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?