- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: "Brutal Assault 2015", Jaromer 5-8.08.2015
miejsce, data: Jaromer, Twierdza Josefov, 5.08.2015
miejsce, data: Jaromer, Twierdza Josefov, 6.08.2015
miejsce, data: Jaromer, Twierdza Josefov, 6.08.2015
miejsce, data: Jaromer, Twierdza Josefov, 7.08.2015
miejsce, data: Jaromer, Twierdza Josefov, 7.08.2015
miejsce, data: Jaromer, Twierdza Josefov, 8.08.2015
miejsce, data: Jaromer, Twierdza Josefov, 8.08.2015
"Brutal Assault 2015" przebiegał pod znakiem upałów sięgających 40 stopni. Wręcz nieludzkie warunki skutecznie uniemożliwiały nam oglądanie i fotografowanie większości koncertów odbywających się w godzinach popołudniowych, ale mimo wszystko wybrnęliśmy z tego... jakoś. O tym, jak przeżyliśmy dwudziestą edycję "BA", słów kilka.
"Brutal Assault 2015", Jaromer 8.08.2015, fot. Wakor
Było ciężko. "Wiem, że było ciężko! Osiemnaście filmów mi było ciężko!" - cytując klasyka. Osiemnaście występów na setkę obejrzanych w 4 dni w takim ukropie (temperatura w nocy spadała do "jedynych" 28 stopni), to i tak osobisty sukces. Każdy, kto sądzi inaczej, powinien smażyć się z nami pod sceną niczym w piekle, bo chyba nie ma pojęcia o czym mowa.
"Brutal Assault", gdyby ktoś jeszcze tego nie wiedział, to największy i najlepszy festiwal muzyki ekstremalnej w tej części Europy - i do tego dla Polaków. Tak, dokładnie - dla Polaków. Raz, że na "Brutala" mamy wyjątkowo blisko (ok. 30 km od granicy w Kudowie, 40 km z Lubawki), to jeszcze o takiej imprezie w naszym kraju możemy tylko pomarzyć i raczej pomarzymy jeszcze z kilkadziesiąt lat. Pewnych sposobów finansowania, a przede wszystkim mentalności nie przeskoczymy, niestety. Dlatego rodacy "Brutal Assault" szturmują tłumnie i spędzają czas tam wyjątkowo "po polsku". Było to chyba ostatnim celem, o jakim myśleli czescy organizatorzy 20 lat temu, gdy rozpoczynali swoją przygodę z "BA", no ale tak jest.
"Brutal Assault 2015", Jaromer 8.08.2015, fot. Wakor
Ta edycja, prócz pogodowej anomalii, przyniosła jednak parę rozczarowań. Przede wszystkim "Brutal" nie brzmi. Kłopoty z nagłośnieniem były zmorą. Normalnie pomyślałbym, że aparatura przegrzewała się na śmierć, ale przecież zdarzało się to już wcześniej. Jeśli Czesi nie dojdą do odpowiednich wniosków i wreszcie nie zrobią z tym porządku, to nie wróży nic dobrego. Przerobiłem tam takie atrakcje, jak "studnię" na trybunce, bas od którego drżą uszy, werbel, który pozostaje w głowie jeszcze na długo (dosłownie) i ostateczny blamaż, na jaki skazany został Napalm Death ze słyszalnym jedynie wokalem i perkusją na dwóch ostatnich numerach. Takie rzeczy nie powinny się zdarzać, przynajmniej nie na taką skalę.
Druga sprawa to skład: owszem zabójczy, ale to standardowy zestaw, który krąży aktualnie po wszystkich trasach i festiwalach w Europie. Dodatkowo niektóre z zespołów występowały na wcześniejszych "BA" nawet i parokrotnie. Przydałby się tutaj jakiś headliner z jajem, tak, jak rok temu przytrafiło się to ze Slayerem, bo tym razem takiego strzału zabrakło.
Środę rozpoczęliśmy od niby pożegnalnej trasy Nuclear Assault. Spora dawka klasycznego thrash metalu w starym wydaniu - czyli adidasy, czupryny i podarte dżinsy porzucone dla brzuchów piwnych, ale i tak thrashowej energii w łojeniu może im pozazdrościć wielu.
Triptykon, Jaromer 5.08.2015, fot. Wakor
Triptykon, czyli trzecie po Hellhammer i Celtic Frost wcielenie Thomasa Gabriela Fischera, oglądałem kolejny raz na trasie promującej "Melana Chasmata" (czyżby jednej z najlepszych płyt wszech czasów?). I było standardowo - co prawda, nagłośnienie trzewi nie wyrywało, jak na "Hellfeście", ale firma Toma G. Warriora poniżej pewnych standardów nie schodzi. Czyli klasyk "Procreation" na dzień dobry i lecimy. Niesamowita Vanja Slajh nadal na basie "słodko pręży się przegina" i Warrior wydziera się w piekłogłosy. Apokalipsa trwa przy "Goetia" w najlepsze ("Satan, savior, father, lord, constructor of my world"), potem znów repryza Celtic Frost w postaci wielkiego "Circle Of The Tyrants" i zaczynamy ucztę z "Melaną" przedzieloną "Messiah" Hellhammera - od którego wszystko się zaczęło. Krótki, treściwy, satysfakcjonujący, ale też trochę przewidywalny występ potężnego projektu.
Soulfy, Sepulturę (i jeszcze Cavalera Conspiracy do kompletu brakło) dziwnie ogląda się na jednych i tych samych festiwalach, zważywszy na fakt, że wszystkie te składy lecą na legendzie starej Sepultury (cóż, takich płyt, jak "Roots" czy "Chaos AD" nikt z nich już nie nagrywa), żyją z odcinania z niej kuponów i grają wiele jej rzeczy (kilka standardowych, oczywiście powtarzających się). Tak było i tym razem, chociaż jakościowo półka wysoka, to nie miałbym nic naprzeciwko, żeby wreszcie się dogadali i zrobili coś porządnego wszyscy razem.
Katatonia. Nagłośnienie zepsute od pierwszych chwil. To znaczy nie było takiej tragedii, jak rok temu, ale jeśli przyjechali poprawić złe wrażenie, to nie do końca się to udało. Przynajmniej wybrnęli solidnym zestawem utworów w pakiecie z "Ghost Of The Sun", "My Twin" czy "July". Reszta bez zarzutów.
Mayhem, Jaromer 5.08.2015, fot. Wakor
Mayhem. Tu naprawdę nie wiem, o co chodzi, bo na przemian oglądam ich raz w formie szczytowej, a potem dla odmiany w lekko żenującej. Tu mieliśmy do czynienia z tą pierwszą, bo nie może być inaczej, jeśli koncert w ramach rocznicowej trasy (30-lecie największej legendy norweskiego black metalu) zaczyna się od "Deathcrush". Reasumując: wszystkie elementy awangardowe były, w tym Attila Csihar obowiązkowo poprzebierany i odprawiający hamletowski dialog zza ołtarza z atrapą ludzkiej czaszki (a może to jednak nie jest atrapa?). Przelecieli po całej mayhemowej klasyce, dobijając do najważniejszego punktu programu, czyli "De Mysteriis Dom Sathanas" i "Freezing Moon". Świetne to to było, niemniej bardziej bawiło, niż straszyło.
Czwartek, Arcturus. Jedni kochają, inni nienawidzą. Mnie trochę zirytowały te klawisze na chama kojarzące się z taką "płaszczyzną" żywcem wyciągniętą z jakichś niszowych, progresywnych wąsaczy lat 80. Na szczęście po chwili na scenie pojawił się Enslaved z solidną odtrutką wikingmetalową. Bloodbath był kapitalny. Od początku mam takie wrażenie, że to projekt założony przez kilku starych kumpli, którzy postanowili sobie deathmetalowo pohałasować, oderwać się od dołujących klimatów w swoich macierzystych kapelach i przez to powrócić do korzeni. I to się im w pełni udało, a Nick Holmes tylko sobie przypomniał, jak należy śpiewać. I po części też jak prowadzić własną twórczość, czego efektem jest najlepsza płyta jego Paradise Lost od lat, jak również według mnie płyta roku 2015.
Kreator, Jaromer 6.08.2015, fot. Wakor
Cannibal Corpse. Prestiż ciągle im rośnie, czego dowodem był dobry gig i tym razem. Brzmienie na duży plus, łojenie łbem na okrągło przez George'a Fishera (jak on może to robić przez bitą godzinę, skoro "nie ma szyi?") z "Make Them Sufler" i "Hammer Smashed Face" w tle. Kreator odpuściłem (zgodnie z głupią zasadą - widziałem mnóstwo razy, więc pora na coś nowego, czego jeszcze nie widziałem) na rzecz Agalloch na małej scenie i to był błąd. Amerykanie męczyli strasznie, podczas gdy Niemcy (według niektórych relacji) dali idealny show. Uroki festiwali cd.
Przy Sunn O))) zeszliśmy z tego łez padołu. Dosłownie. Raz, że drone metal w środku nocy po całodziennym użeraniu się z afrykańskim klimatem, to kiepska propozycja, a dwa że Sunn O))) na żywo wysadza w inny wymiar, to inna kwestia. Chociaż momentami faktycznie brzmią, jak "agregat od prysznica", to zobaczenie ich na żywo robi duże wrażenie. Może tak kiedyś wspólna traska ze Swans? Pasowaliby idealnie.
Nervosa, Jaromer 6.08.2015, fot. Henryk Michaluk
Piątek zaczęliśmy od Brujerii - "Marihuana" była, spokojnie. Potem Primordial. Momentami za sprawą zawodzeń wokalisty czułem się, jakbym oglądał paganmetalowy The Cure. Obecność Napalm Death na "Brutalu" to tradycja. W końcu to najbardziej "czeski" death - grindowy twór ever. Szkoda tylko, że tym razem bez osobników skaczących po scenie, co jest normalne na ich klubowych koncertach, stąd polecam je bardziej. Wspominałem wcześniej, że wysiadło im na końcu nagłośnienie. Barney nic sobie z tego nie zrobił - zdzierał gardło dalej. Mega profesjonalizm.
Od "Metalmanii 2008" zastanawiam się, na czym polega fenomen The Dillinger Escape Plan i do tej pory tego nie rozumiem - nie tyle samej muzyki, co ludzi, dla których jest to takie zjawiskowe. A może jest. Nie wiem, nie znam się, nie wypowiem się, bo dwa najważniejsze zespoły dla mnie miały dopiero nadejść. Szczęśliwie Candlemass został przeniesiony z małej sceny na dużą (wskoczył w harmonogram na miejsce odwołanego Killing Joke) i dobrze się stało, bo tam jest jego właściwe miejsce - w końcu to prekursor doom metalu, kult jakich mało! Trochę ubolewałem, że z grupy wyleciał Robert Lowe, bo to był właściwy wokalista na właściwym miejscu, ale co zrobić. Wszelkie wątpliwości ucinam - Mats Leven daje radę, a "Epicus Doomicus" jest nadal "Metallicus". Zagrali przekrojowy koncert z cyklu "the best of" z obowiązkowymi "Bewitched", "At The Gallows End", zmierzając do korzeni - "Solitude". Candlemass to, podobnie jak Death, historia muzyki. A w aktualnym wcieleniu zwanym Death DTA w składzie z Genem Hoglanem i Stevem Di Georgio, to wirtuozeria i mistrzostwo death - thrash metalu w jednym. Oglądałem ich na poprzedniej trasie z płytą "Human" w tle i ujmę to tak - zmiana perkusisty i gitarzysty zdecydowanie wypadła na plus. Teraz odkurzają album "Symbolic" na jego dwudziestolecie - bardziej komercyjne wcielenie Schuldinera, jeśli można to tak ująć. Death DTA to nie jest żaden coverband. To kontynuacja tej inspirującej muzycznej przygody. Zapotrzebowanie na te sztuki jest ogromne, odgrywane są one z olbrzymim zaangażowaniem (wyraz frajdy na twarzach Hoglana i Di Georgio jest wyraźny), a wyczekiwanie przez publiczność, cóż... głód tych dźwięków przez lata nie był zaspakajany. Wszystko to składa się na niezwykły efekt takiej wzajemnej radości z grania, jak i słuchania. Więc co to komu przeszkadza. Panowie w kulki nie lecą, zaczynają od "Philosophera" i potem jest już tylko lepiej. Przy "Symbolic" i "Crystal Mountain" wprost serce pęka, że można znowu tego materiału słuchać na żywo i do tego wystawianego przez tak zacne grono muzyków. Serce niby z metalu, a pęka, dziwne.
"Brutal Assault 2015", Jaromer 8.08.2015, fot. Wakor
Sobota należała do jednego bandu. Przewidywalnego wprawdzie jak jasna cholera, ale co z tego, skoro wszyscy czekają i najlepiej bawią się przy... Do tego dojdziemy. Sólstafir - nudzą cudownie, wszyscy czekają na "Fjarę", atmosfera piknikowa trwa. Cradle Of Filth nie dało się oglądać, więc ewakuujemy się na małą scenę na Dead Congregation. Generalnie totalna rozwałka. Jeszcze tylko At The Gates i... Jeśli ktoś odpuścił koncert w Czechach zaczynający się od słów: "Polacy, jesteście?", to popełnił błąd, bo Vader dobrze przygotował się na "Brutal Assault". Matko Broszko, co to był za morderczy zestaw: otwieracz "Wings" zabrzmiał, jak na "Metalmanii w 2003" roku, a "Silent Empire" jak z "Live In Japan" sprzed lat. "Cold Demons", "Carnal", "Dark Age", "Sothis" i między tymi starociami rzeczy z ostatniej płyty, "Tibi Et Igni" - w ogóle nie było czuć między nimi dystansu, różnicy lat. Vader, obok Death DTA, zagrał jak dla mnie najlepszą sztukę "Brutal Assault 2015". Amen.
"Brutal Assault 2015", Jaromer 8.08.2015, fot. Wakor
Na koniec anegdotka podsumowująca "najgorętszy" festiwal metalowy czasów nam współczesnych. Gdy gnaliśmy na Triptykon, do auta przez okno wpadł nam szerszeń. Mieliśmy na pokładzie 8. pasażera Chamskiego Busa. Kolega załatwił go celnym ciosem butelką piwa. Historia zatoczyła koło, a duch Gigera jakby nadal był między nami.
Zobacz: relacja Mikele Janicjusza.
A przecież to nie koniec. Przy Cannibal Corpse zabrakło mi trochę takiego spontanu jak u poprzedników, ale za to była pełna profeska, dobre brzmienie, niszczące wokale Corpsegrindera i m. in. "Stripped, Raped and Strangled", "Sentenced to Burn", "I Cum Blood", "Hammer Smashed Face" i "Devoured by Vermin" w setliście. Zobaczyć bandę śmiesznie ubranych Czechów napierdzielających radosne pogo przy "Make Them Suffer" i wrzeszczących "Suffeeeeeer!!!" - bezcenne. Po nich świetny występ dał Kreator - ze zmęczenia oglądałem ich trochę z boku, a i tak kopali po dupie i wyglądali, bo Niemcy chyba najbardziej ze wszystkich ekip zadbali o wizualia. Do tego przekrojowy zestaw hitów i czego chcieć więcej? (może czegoś z "Coma of Souls", ale nie będę wybrzydzał). Annihilator, od którego nic specjalnego nie oczekiwałem, dał zaskakująco energetyczną sztukę. A na koniec Sunn O))) przypierdolili tak, że aż mnie rozbolał brzuch, czyli było zajebiście, bo ta muzyka ma boleć. Potem do namiotu i spać, bo następny dzień miał być najważniejszy i taki też się okazał, ale o tym może później, jeżeli będzie mi się jeszcze chciało pisać, bo i tak mi się te z założenia kilkuzdaniowe komentarze rozrosły niepomiernie.
Pierwszego dnia po zapoznaniu się z okolicą, poznaniu wielu fajnych ludzi i wypiciu teoretycznie nierozsądnych ilości piwa (na szczęście Czesi serwują lekkie "sikacze", a polskie zapasy szybko się skończyły) na terenie festiwalu zameldowałem się na Melechesh. Zaliczyłem pierwszy młyn, zagrali przyzwoicie, ale niestety (zapewne z uwagi na brak czasu) pominęli to, w czym są najlepsi, czyli rozbudowane, wolne kompozycje z ostatnich płyt. Później na małej scenie obejrzałem Ad Nauseam - bardzo fajny koncert wcześniej prawie zupełnie nieznanej mi kapeli (co nadrobię), rekomendacja dla fanów trochę bardziej pojechanego death metalu w stylu Gorguts, Ulcerate itp. Kontynuując zwiedzanie i lądując w wyjątkowo długiej (ale tylko tego dnia) kolejce po kupony ze zdziwieniem stwierdziłem, że Katatonia mocarnie zaczyna swój występ, by po chwili zrozumieć, że to "Procreation (of the Wicked)" i że popieprzyła mi się rozpiska, a na scenę wyszedł Triptykon, czyli mój numer jeden pierwszego dnia, więc sprintem pod scenę. Nie zawiedli - mi trochę "chropowate" brzmienie pasowało do ich muzy, zwłaszcza że postawili na ciężar i zagrali swoje brutalniejsze numery plus mocarne covery CF i Hellhammer. Trochę szkoda mi ich spokojniejszych kawałków, które na płytach nawet preferuję, ale na żywo ma to sens i ich koncert to prawdziwy monument. Dla mnie najlepszy występ tego dnia i jeden z lepszych całego festiwalu. Katatonię ominąłem w poszukiwaniu napojów, jak wróciłem zobaczyłem "My Twin" i coś tam jeszcze, brzmiało nieźle. Na koniec dnia Mayhem - rzeczywiście w bardzo dobrej formie, chociaż ich klubowa sztuka sprzed paru miesięcy, zbliżona co do setlisty, zrobiła na mnie jeszcze większe wrażenie.
Materiały dotyczące zespołów
- Ad Nauseam
- Carnifex
- Katatonia
- Mayhem
- Melechesh
- Monuments
- Nuclear Assault
- Perturbator
- Soulfly
- Touche Amore
- Triptykon
- Annihilator
- Arcturus
- Asphyx
- Be'lakor
- Benighted
- Biohazard
- Bloodbath
- Cannibal Corpse
- Dr. Living Dead
- Enslaved
- Gutslit
- Headcrash
- Horse The Band
- Kreator
- Nervosa
- Ramming Speed
- Squash Bowels
- Sunn O)))
- Vildhjarta
- Agalloch
- Amenra
- Atari Teenage Riot
- Excrementory Grindfuckers
- Hour of Penance
- Neglected Fields
- Nuclear
- Sarke
- Svartidaudi
- Antropomorphia
- Blood Eagle
- Brujeria
- Death To All
- Decapitated
- Demonic Resurrection
- Godflesh
- Hed Pe
- Ill Nino
- Kataklysm
- Killing Joke
- Krisiun
- Marduk
- Napalm Death
- Primordial
- Pro-Pain
- Sepultura
- The Dillinger Escape Plan
- Walls of Jericho
- Candlemass
- Dodheimsgard
- God Dethroned
- KYPCK
- Lantlos
- Maximum Penalty
- Sebkha-Chott
- Skepticism
- Toxic Holocaust
- Winterfylleth
- At The Gates
- Blood Red Throne
- Cradle Of Filth
- Cryptopsy
- Defeated Sanity
- Einherjer
- Esoteric
- Heaven Shall Burn
- Psycroptic
- Ratos De Porao
- Rectal Smegma
- Rosetta
- Skalmold
- Sólstafir
- Suicide Silence
- The Haunted
- Vader
- Anaal Nathrakh
- Carach Angren
- Dead Congregation
- Demilich
- Ne Obliviscaris
- Outre
- Rome
- Victims
- Wisdom in Chains
Zobacz inną relację
"Brutal Assault 2015", Jaromer 5-8.08.2015
autor: Mikele Janicjusz