- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Behemoth, Hermh, Azarath, Black River, Wrocław "W-Z" 30.09.2009
miejsce, data: Wrocław, W-Z, 30.09.2009
Kolejna wesoła kompania przetoczyła się przez gród nad Odrą w kilka tygodni po tegorocznej edycji "Blitzkriegu" (z Vader w roli głównej). I choć oba koncerty miały miejsce w tym samym klubie, to wszelkie porównania sobie odpuszczę, licząc na to, że nienajlepsza niestety forma Vader na wrocławskim przystanku trasy to tylko chwilowa słabość.
Frekwencja podczas obecnego wydarzenia była należyta, nawet na tyłach sali koncertowej było dość tłoczno i byli tacy, którzy próbowali rozkręcać tam młyn. Już samo to świadczy o tym, iż imprezę można ze wszech miar uznać za udaną. A że zestaw był doborowy, to i dziwić się nie należy.
Black River, Wrocław 30.09.2009, fot. Krzysztof Zatycki
Zresztą już podczas intra - zaserwowanego przez kolejną krajową supergrupę, a może nową inkarnację Neolithic, w postaci Black River - widać było, że Maciek Taff publikę ma już w garści. Ale znów nie było w tym zaskoczenia, bo ile kapel potrafi zacząć od nieśmiertelnego "What a Wonderful World" Louisa Armstronga, fragmentem spolszczonego na "co za wspaniały kraj"? Twoja kapela by się na to odważyła? I choć cały zespół zachowywał się i wyglądał wybitnie rozrywkowo, to postacią pierwszoplanową był zdecydowanie wokalista, który z racji różnych min przypominać mógł Tytusa z Acid Drinkers, a fryzurą i zachowaniem - Marka Oseguedę z Death Angel. Wprawdzie w obu przypadkach do pierwowzorów jeszcze trochę brakuje, ale kierunek jest dobry. W muzyce Black River każdy usłyszy, co mu tam w duszy gra, bo elementów w niej bez liku. Ja najchętniej porównam ich do "Rosomaczego Bluesa" i niektórych dalszych dzieł Szwedów z Entombed. Może nie z powodu stylistyki, ale podobnego black'n'rollowego feelingu, jak sam zespół zapowiadał tytułem nowej płyty, którego nie dało się podczas koncertu przeoczyć. Cały set był wybitnie równy, ale mnie osobiście najbardziej rozbawił "Night Lover", przed którym Maciek postanowił utrudnić kolegom gitarzystom podryw po koncercie. Nieładnie, oj nieładnie, tak bruździć. Po mniej więcej pół godzinie zespół zakończył i sprawnie ustąpił miejsca następcom. I wprawdzie podoba mi się to, że organizatorzy wreszcie nauczyli się sprawnego działania, to takie punktualne, wręcz jak w zegarku trzymanie się harmonogramu trochę zabija spontaniczność imprez. Było to wyraźnie widoczne po tym występie. Bis by zdecydowanie nie zaszkodził, następnym kapelom też.
Azarath, Wrocław 30.09.2009, fot. Krzysztof Zatycki
Azarath - mimo, a może za sprawą iście diabelskich prędkości - nie utrzymał rozrywkowego, bujającego klimatu, choć ich występ również bardzo mi się podobał. Zresztą jeszcze nie widziałem koncertu tej formacji, który by mi się nie podobał. Na bębnach wspomagał ich Adam Sierżęga, obecny perkusista Armagedon, a były Lost Soul, czyli krajanin, czego nie omieszkał podkreślić Bruno. Zresztą nie tylko w ten sposób starał się podkręcać imprezę, której naczelnym hasłem mogłoby być tak lubiane przez niego i Barta z Hermh słowo "napierdalać". Podkręcanie nastroju wspólne było także wszystkim pozostałym frontmanom, czym zostałem mile zaskoczony. Brzmienie instrumentów też wyborne, co rzucało się na uszy zwłaszcza przy okazji podanego w połowie seta "Sacrifice of Blood" z prującym wnętrzności basem i ozdobionym takoż masakrującym solem. Może z racji osobistych gustów najbardziej podchodziły mi znane piosenki, he, he... szczególnie te z "Diabolic Impious Evil", czyli mordercze "Devil's Stigmata", "Whip the Whore", a zwłaszcza klasyk o statusie niemal już sztandarowego hymnu tego zespołu, wieńczący całość "For Satan My Blood", choć nie zabrakło także równie potężnego "Devil Speed".
Hermh, Wrocław 30.09.2009, fot. Krzysztof Zatycki
Bez bicia przyznaję się, że nie jestem fanem Hermh, stąd słabo rozpoznawałem ich utwory. Niemniej jednak wygląda na to, że zestaw oparty był, co zrozumiałe, na utworach z ostatniej płyty "Cold+Blood+Messiah" na czele z "Lord Shall Be Revealed", "Hairesis" i "I Bring You Fear". Zwłaszcza ten ostatni został odegrany w brawurowy wręcz sposób. Była moc, co nadawało znanym z płyt utworów dużo bardziej wyrazistego charakteru. Porównując z koncertowymi fragmentami nie tak dawno przecież wydanego DVD "The Spiritual Nation Born", to jest to dziś bardziej okrzepły, świadomy zespół, którego działania są dobrze dopracowane w szczegółach, także wizualnie.
Behemoth, Wrocław 30.09.2009, fot. Krzysztof Zatycki
Fanem Behemoth także nie byłem nigdy, ich płyty jakoś mnie nie poruszają, stąd ciekaw byłem konfrontacji na żywo. I przyznać trzeba, że wyszli z niej z tarczą. Pojawienie się zespołu na scenie wywołało coś więcej niż entuzjazm, a mniej niż szaleństwo, ;) ale temperatura koncertu stopniowo rosła, by w końcówce uzyskać pożądany przez Nergala poziom. Było oczywiście masa atrakcji wizualnych, szczególnie pirotechnicznych, poczynając już od otwierającego "Ov Fire and the Void", ale to akurat wydaje się więcej niż oczywiste. Była też kref - nie wiem, czy sztuczna, nie wnikam, było solo na bębnach, poprzedzające zaplanowane bisy, i wesołe intra. Już posępny początek drugiego utworu, w którym publiczność z entuzjazmem rozpoznała "Demigod", sprawił, że także i moja opinia o tym zespole zaczęła dość gwałtownie się poprawiać. Potężne brzmienie, selektywność, żądza i radość grania wyraźnie biły z całego zespołu. A kiedy wszyscy trzej gitarzyści stawali przy mikrofonach, robiło to naprawdę duże wrażenie. O tym, że choreografię też mają opracowaną, świadczyła końcówka koncertu, kiedy to Orion i Seth stanęli posągowo na podwyższeniu perkusji. Drobiazgi, ale czasem nie trzeba wiele, by osiągnąć znaczący efekt. Nergal dużo uwagi poświęcił zapowiedziom utworów, określając np. "Shemamforash" z "Evangelion" jako "ewangelię wolnego człowieka", ale szczególny entuzjazm wywołując przemową przed "Christians to the Lions", nawiązując do pewnego pana, który miał ochotę odwołać koncert zespołu i określając ten utwór jako dowód braku kompromisów. Zespół przetoczył się przez co ważniejsze utwory ze swego dorobku, m.in. "Pan Satyros", wyśpiewany przez publikę "Conquer All", "Decade ov Therion", "At the Left Hand ov God", "Slaves Shall Serve" czy "Chant for Ezkaton". Miło z ich strony, że sięgnęli także w przeszłość aż do debiutu, reprezentowanego przez "Wolves Guard My Coffin". I tu wyraźnie widać było, jak daleką drogę przeszli od tamtego czasu, ile mocy nabrała ich muzyka. Nie było natomiast wyczekiwanego przez wielu pienia o lasach Pomorza. I nie sposób nie zauważyć, że chwilami choćby w "Antichristian Phenomenon" z "Thelema.6" zbliżali się do niemal slayerowskiej intensywności przekazu.
Całość zamknął wyczekiwany, także przeze mnie, "Lucifer" - czy też "Lucyfer" - bo przecież tekst jest rodzimy, wzięty z popularnego przez laty wśród blackowców wiersza Micińskiego. I tu ten jeden raz w majestatycznej mocy tego utworu wyczułem echa starej Norwegii, która leży przecież mocno u podstaw tego zespołu. I to zrobiło na mnie wrażenie dużo większe niż maska przywdziana na tę okazję przez Nergala.
Znakomity koncert, po czymś takim nikogo nie powinna dziwić popularność Behemoth, bo swe dzieło opanowali w stopniu perfekcyjnym. Z chęcią ujrzę ich zapewne jeszcze nie raz. A wątpiących zachęcam do stawienia się na pozostałe koncerty trasy.
Materiały dotyczące zespołów
- Behemoth
- Hermh
- Azarath
- Black River