- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Bakshish, Daab, Maleo Reggae Rockers, Warszawa "Stodoła" 25.04.2002
miejsce, data: Warszawa, Stodoła, 25.04.2002
Koncert miał się zacząć według zapowiedzi o godzinie 19:30. Tymczasem jednak podobno Bakshish i Maleo Reggae Rockers ugrzęźli gdzieś po drodze w zepsutym samochodzie i początek imprezy się przesunął. Dziurę w programie zapychało dwóch didżejów, którzy puszczali muzykę... reggae. Z głośników można było usłyszeć m. in. Kulturę, której płytę mieli nie wiadomo skąd. Zresztą wyraźnie się tym faktem chwalili. Może w końcu po wielu latach zapowiedzi ukaże się jakiś krążek tego zespołu i będzie można go zwyczajnie kupić. Ponadto było jeszcze klasyczne "Legalize it", przy którym didżej zażartował, żeby zalegalizować i opodatkować wszystkie narkotyki, a zdobyte w ten sposób pieniądze przeznaczyć na leczenie uzależnień od narkotyków.
Na dobre impreza zaczęła się z godzinnym opóźnieniem od występu Maleo Reggae Rockers. Na scenie pojawili się członkowie zespołu Bakshish - gitarzysta, basista, bębniarz, klawiszowiec i perkusista - a wraz z nimi Tomek Bielecki z harmonijką oraz oczywiście sam Darek Malejonek w sportowej koszulce Jamajka. Zaczęli od dość chłodno przyjętego "Keep on moving" Boba Marleya, ale już następny kawałek "Nikt" Kultury doprowadził publiczność do wrzenia i zaczęła się prawdziwa zabawa z ludźmi fruwającymi nad rozskakanym tłumem. Potem zagrali "W obliczu aniołów" z repertuaru 2 Tm2,3, "Elementary" Horaca Hindsa i wreszcie coś swojego, mianowicie "Jak wiatr". Następnie znów powrót do historii. Najpierw podniosły "See I & I" Izraela, jeden z moich ulubionych utworów reggae, a potem "Święty szczyt" Brygady Kryzys zakończony hymnem Maleo na cześć muzyki reggae. Śpiewał między innymi: "Słyszę ją, kiedy kładę się spać / słyszę ją kiedy się budzę / kiedy otwieram Biblię widzę / że złe siły chcą zniszczyć nas / ale ja wiem, że Jezus zwyciężył świat". Następnie zagrali "Idąc przez dolinę łez", jakiś nieznany mi klasyk, w którego refrenie pojawiały się słowa "raga mjuzik", oraz "Could you be loved" Marleya. Kolejną piosenką zapowiedzianą jako już ostatnia, dedykowaną wszystkim warszawiakom i nie tylko było "Żyję w tym mieście" Houka. Darek Malejonek odłożył gitarę w sposób zdradzający, że jeszcze tu wróci i zszedł ze sceny. Nie trzeba było długo namawiać muzyków do powrotu. Na bis zagrali zdaje się nową kompozycję z przekazem w stylu "Chcę Cię zawsze kochać". Po utworze Maleo odłożył gitarę już gdzieś na boku, piórko ofiarował stojącemu pod sceną chłopakowi, który z radości je ucałował, ale zaraz oddał stojącej obok dziewczynie, która z kolei ucałowała jego - chyba też z radości.
Występ był całkiem udany. Kolejność utworów mogła być nieco inna niż przedstawiłem. Trochę szkoda, że zagrali tak mało swoich kompozycji, a jest jeszcze kilka naprawdę bardzo udanych. Zainteresowanych odsyłam do płyty "Za zu zi". Był to drugi koncert Male Reggae Rockers, na którym byłem. Poprzedni miał miejsce na krakowskim rynku we wrześniu 1997 roku i muszę powiedzieć z perspektywy czasu, że zespół utrzymuje wysoki poziom Chodzą plotki o wydaniu płyty koncertowej z Michaelem Blackiem i o nowej płycie studyjnej. Czekam z niecierpliwością.
Potem przyszła kolej na Daab, którego twórczość znam trochę mniej. Gitarzysta i wokalista w czarnych okularach z włosami spiętymi w kucyk - dokładnie jak na koncercie, który miałem przyjemność oglądać kiedyś w telewizji. Po lewej stronie sceny zainstalowała się sekcja dęta - saksofon i trąbka. Zaczęli bodajże od "Fali ludzkich serc". Zagrali między innymi takie piosenki, jak "Przed nami wielka przestrzeń", "Marihuana", "Serce jak ogień". Sięgnęli także po chóralnie odśpiewane przez publiczność utwory Boba Marleya "No woman, no cry" i "Redemption song". Zespół dał się namówić na kilka bisów, wśród których były "Nie wolno", hicior "W moim ogrodzie" i "Exodus" najbardziej znanego na świecie muzyka reggae. Ogólnie bardzo dobry występ. Melodyjne, hipnotyczne rytmy i ekspresyjna zabawa publiczności. Tak trzymać!
Jako ostatni wystąpił najbardziej tajemniczy dla mnie Bakshish, Przepraszam z góry wszystkich fanów tego zespołu za moją ignorancję. Wrócili na scenę muzycy grający także w Maleo Reggae Rockers z dodatkiem pani z saksofonem i wokalisty, który sprawił już na początku bardzo dobre wrażenie - ot, taki łysiejący nie pierwszej już młodości sympatyczny pan. Wpadły zresztą mi w uszy komentarze, że się bardzo zmienił. Zespół zaczął od anglojęzycznej mieszanki, po której nastąpiły dwa znane mi utwory "Co za sytuacja" i "Jak łzy". Potem znowu dawka kompozycji, których nie potrafiłem niestety zidentyfikować. Dali się namówić na bisy, wśród których był utwór o nazwie "Samotność". Podczas tego koncertu dały o sobie znać problemy z nagłośnieniem, ale nie zepsuło to przyjemności w odbieraniu całym ciałem pulsacji muzyki. Trochę słabo było słychać wokalistę, zwłaszcza to, co mówił w przerwach. Pojawiały się też sprzężenia. Czyżby dźwiękowcy już przysypiali, bo było po północy? W każdym razie kolejny dobry występ tego wieczoru. Szczególnie oczarował mnie wspomniany już frontman zespołu, który wykazał się podczas koncertu aktorskimi umiejętnościami i poczuciem humoru. Na zakończenie występu powiedział "Dobre rano!", potem były jeszcze bisy, a całość zakończyła się dobrze po pierwszej w nocy.
Była to pierwsza tak totalnie regałowa impreza, na której byłem. Chyba nawet się nie spodziewałem, że może być aż tak fajnie. Kilka godzin muzyki na najwyższym poziomie. Ale jazda! Może pora powrócić od pomysłu zrobienia sobie dreadów? Na zakończenie pozdrawiam wszystkich, z którymi się bawiłem tego wieczoru, zwłaszcza Julka z mojego roku, którego kolor skóry szczególnie pasuje do takiej muzyki.
P.S. Jeśli, drogi Czytelniku, byłeś na tym koncercie, nie ograniczaj się tylko do biernego czytania, ale spisz, proszę, własną wersję wydarzeń.