- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Apocalyptica, Warszawa "PR Program III" 30.05.1998
miejsce, data: Warszawa, PR Program III, 30.05.1998
W studiu "Trójki" widać było z początku tylko cienie czterech muzyków, skutecznie ukrytych za wiolonczelami. Sytuacja ta trwała blisko 10 minut, podczas których czekaliśmy na głos, który miał zapowiedzieć transmisję występu Apocaliptiki.
Wtedy ich ujrzeliśmy w pełnej krasie. Ubrani byli w "wyjściowe" fraki i wydawało się, że przed nami siedzi czterech grzecznych studentów konserwatorium muzycznego z Finlandii. Jednak pierwsze takty "For Whom The Bell Tools" rozwiały nasze wątpliwości. Co pociągnięcie smyczkiem, to muzycy łeb w dół. Doszło nawet do tego, że przy jednym takim ślizgnięciu Eicca (lider formacji) zaczepił o swoje włosy... Wariowali nie gorzej od gwiazd rocka. Przy kończącym występ "Creeping Death" z repertuaru Metallici (z "Ride The Lighting"), podnosili swoje pudła oraz grali w przeróżnych, dziwnych pozach... Udowodnili, że są zespołem wybitnie hardrockowym, tworzącym muzykę na swój, oryginalny sposób.
Zagrali prawie wszystko, czego oczekiwałem. Tak jak wspominałem, rozpoczęli od "For Whom The Bell Tools"... I w tym momencie porwali publiczność, jak również mniemam słuchaczy "Trójki". Musze powiedzieć, że wejściowe intro zagrali w tym utworze znakomicie. Po tym numerze nadeszła kolej na utwór "From Out Of Nowhere" z repertuaru Faith No More. Jest to jeden z moich ulubionych kawałków z nowej płyty i naprawdę byłem zachwycony jego wykonaniem. Po tym utworze muzycy się przedstawili i z pewną dozą grozy został zapowiedziany singlowy "Harmageddon", który jest autorskim utworem formacji. Nie powiem, był to jeden z najlepszych punktów koncertu, gdyż zdaje mi się, że muzycy przyłożyli się do tego numeru znacznie wyjątkowo. Kolejne dwa kawałki, które zagrali, to szlagierowe, wręcz kultowe ballady Metallici. Po kolei nastąpiły: "Unforgiven" i "One". Dodam, że zapowiadając "One", Eicca mówił do nas w ojczystym języku, lecz sądzę, że każdy zrozumiał przesłanie, gdyż skończył wypowiedź jednym słowem: ONE... Zrobił na mnie wrażenie utwór "Metal Boogie", który na kompakcie jest ukryty pod nazwą M.B. Kompozycja jest również dziełem zespołu. Słuchając kompaktu, nie dostrzegłem jak fajny jest to numer. Na koncercie mroczna aura, towarzysząca temu kawałkowi, po prostu powalała... Gdy siedzący z boku Max pociągnął palcami za struny, wydobywając charakterystyczne dźwięki "Nothing Else Matters", sala zamarła. Każdy z naprawdę wielką przyjemnością wsłuchiwał się w ten jakże wspaniały utwór. Była to z pewnością najsilniejsza pozycja koncertu. Warto wspomnieć o utworze "Inquisition Symphony" - tytułowej kompozycji z nowego albumu, autorstwa Sepultury. Utwór ten poprzedził krótki wstęp, usłyszeliśmy, że to speed metal. Rzeczywiście było gorąco. Występ zakończył "Master of Puppets", którego reklamować chyba nie trzeba.
Specjalnie ominąłem "Refuse/Resist" z repertuaru kolesi z południowej Ameryki, gdyż, przyznam, zawiodłem się na jego koncertowym wykonaniu. Wiolonczelowa interpretacja pozostawia wiele do życzenia, miałem wrażenie, że wszystko wokół buczy i w rzeczywistości nic nie było słychać. Stało się tak z pewnością za sprawą zgrzytliwych pociągnięć smyczka jednego z muzyków - w miejscu, gdzie gryf wiolonczeli łączy się z pudłem - które wydobywały moim zdaniem nieprzyjemny dla uszu pisk. Zaskoczyła mnie jednak inna rzecz. Ten kawałek Sepultury rozpoczyna się uderzeniami jakiś plemiennych bębnów. Bardzo mi się podobał sposób zagrania tej części przez jednego z muzyków - dodam, że jedynego z krótkimi włosami. Polegał on na waleniu o gryf wiolonczeli gołymi dłońmi.
Koncert zakończył się dwoma bisami: "Enter Sandman" i "Creeping Death". Podobno pierwszy z nich miał być cytuje: "unheard song - nobody heard it before"... Drugi zaś zakończyli wspaniałymi popisami, o których już wspominałem wyżej.
Było gorąco... Goście z Apocaliptici są nie tylko świetnymi muzykami, lecz również fajnymi kolesiami do pogadania. Po koncercie była bowiem możliwość kontaktu z muzykami, którą skrzętnie wykorzystałem, zdobywając autografy i zdjęcia z zespołem...
Dodam jeszcze tylko, że słuchanie Apocaliptici na żywo jest wspaniałe i w ogóle nieporównywalne z odsłuchiwaniem płyt...