- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Overkill, Annihilator, Warszawa "Proxima" 23.02.2000
miejsce, data: Warszawa, Proxima, 23.02.2000
Na początku chcę zaznaczyć, że Annihilator to jedna z moich ulubionych kapel i to głównie na ich występ się wybierałem. Overkill niestety prawie wcale nie znam, a nagłośnienie nie pozwalało obiektywnie ocenić, jak zespół zagrał, dlatego sprawozdanie opisuje jedynie koncert tej pierwszej kapeli.
Przeprawa z mojej małej wioski na przedmieściach Warszawy zaczęła się już o 13:00 - musiałem kupić filmy do aparatu, spotkać się w centrum z Rickiem i około 14:00 dotrzeć do Proximy, aby przeprowadzić wywiad z Jeffem Watersem. Choć na początku mieliśmy drobne problemy z dostaniem się do środka, w końcu udało nam się bez problemu porozmawiać z gitarzystą Annihilator i zrobić sobie z nim pamiątkowe zdjęcia.
Następnych kilka godzin przebiegało nieciekawie - szlajanie po mieście, posiłkowanie się i tak dalej.
O godzinie 18:00 znów zjawiliśmy się pod Proximą. Przed klubem zgromadziła się już spora grupa fanów. Przez następne pół godziny mieliśmy okazję poobserwować przez szybkę ochroniarzy. Tego dnia bramki pilnował sam szef Metal Mindu. W końcu zaczęto wpuszczać ludzi. Nie mieliśmy dużych problemów z dostaniem się do środka - Dziuba zajrzał na głęboko ukrytą (żeby przypadkiem ktoś nie podpatrzył nazwiska i nie wszedł za darmo ;) listę osób z akredytacją i wpuścił nas, uprzednio zaznaczając mnie nalepką "Overkill Annihilator Press/Photo". Z takim wyposażeniem dostałem się pod samą scenę, na której zaczęli już pojawiać się muzycy Annihilatora.
Zaczęli od "Welcome to your death" - tytuł odwzorowuje mniej więcej to, co działo się zarówno pod jak i na scenie. Energiczny utwór z "Alice in hell" nie pozwalał na stanie w miejscu i nasłuchiwanie (chyba, że ktoś jest Rickiem ;). Publika wrzeszczała razem Randym Rampage, który na żywo szokuje i siłą wokalu, i wyglądem. Panowie z Annihilatora nie dali publice odpocząć, serwując tym razem "Back to the palace" z płyty "Criteria for a black widow". Nie spodziewałem się, że kawałek ten może zabrzmieć jeszcze lepiej niż na płycie. To, co Waters wyczyniał na scenie, po prostu zabijało. Z miłego faceta, z którym jeszcze kilka godzin wcześniej spokojnie rozmawiałem o ich najnowszej płycie, przemienił się w bestię. Właściwie, to wszyscy muzycy Annihilatora byli zaraźliwie przepełnieni energią. Ray Hartman nie zapomniał jak wali się w bębny, Dave Davis na swoim Flying V wyrywał z niezwykłą precyzją riffy. Nowy basista, Russell Bergquist, także świetnie pasuje do zespołu. Do tego dochodzi jeszcze Randy Rampage - facet po prostu rządzi! Gdy utwór kończy się, Randy wita się z publicznością i zapowiada kolejny kawałek - "Word salad". W tym momencie podchodzi do mnie ochroniarz i grzecznie oznajmia, że jeszcze jeden utwór i schodzę spod sceny. Znów powrót do "Alicji". W klubie wytworzyła się niesamowita atmosfera. Trochę denerwowało nagłośnienie. Jeśli ktoś nie znał jakiegoś kawałka, to słyszał po prostu ścianę dźwięku. Po "Word Salad" thrashers z Kanady postanowili przypomnieć publiczności płytę "Never Neverland", grając "I am in command".
Materiał, który zespoł zagrał był czysto koncertowy. Nie dało się przecież usiedzieć ani przy kawałkach, które wymieniłem, ani przy "Refresh the Demon", "Punctured", "King of the kill", "Stonewall" i "Set the world on fire". Zespół zagrał cudownie. Na zakończenie, w odpowiedzi publiczności, która wrzeszczała "Alice", zagrali "Alison Hell". Ciężko jest mi opisać to, co działo się wówczas pod sceną - jeden wielki kocioł i banda thrashowych twardzieli, wrzeszczących (a właściwie wyjących falsetem) refren. Ostatnim utworem zagranym na bisy była "Phantasmagoria" - powrót do "Never Neverland".
Tak skończył się jeden z najlepszych koncertów jakie widziałem. Mam tylko dwa zastrzeżenia - nagłośnienie i czas trwania. Annihilator zagrał godzinę. Mam nadzieję, że następnym razem będzie dłużej i lepiej. W końcu Waters i spółka wracają do nas już na jesieni.
Materiały dotyczące zespołów
- Overkill
- Annihilator