- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Annihilator, Overkill, Warszawa "Proxima" 23.02.2000
miejsce, data: Warszawa, Proxima, 23.02.2000
To był naprawdę wspaniały koncert. Obydwa zespoły udowodniły swoją klasę i pokazały, jak powinno się grać klasyczny thrash/heavy metal. Obydwie grupy istnieją już od dawna, lecz nadal są w wyśmienitej formie.
Już przed koncertem wiadomo było, że nie będzie zapowiadanego supportu przed głównymi gwiazdami wieczoru. Muzycy Annihilatora wyszli na scenę dość niespodziewanie już o 18:55, tak że początkowo dostrzeżeni zostali tylko przez tych, którzy znajdowali się bezpośrednio przy barierkach. Krótkie intro i zaczęło się. Jeff po lewej stronie sceny - robiący intrygujące miny podczas solówek, po środku Randy Rampage - wyglądający jakby czas zatrzymał się dla niego w latach osiemdziesiątych. Ubrany był w koszulkę swojego zespołu z obecnej trasy, skórzaną kurtkę i spodnie, na których lewej nogawce znajdowały się kolorowe ochraniacze. Po koncercie twierdził, że są z metalu. Do paska przywiązane miał kajdanki i inne metalowe akcesoria, a na nogach klasyczne białe adidaski. Swoim wyglądem przypominał nieco Vince'a Neila skrzyżowanego z Robem Halfordem. Po prawej stronie stali wyjątkowo ruchliwy basista i gitarzysta. Annihilator rozpoczął od tradycyjnego "Welcome To Your Death". Mimo że nagłośnienie pozostawiało trochę do życzenia, szczególnie jeśli chodzi o czytelność wokali, to głównie dzięki wyjątkowej ekspresji i radości grania zespół pokazał, na co go stać. Wokale Randiego wyjątkowo dzikie, szybkie sola zarówno w wykonaniu Jeffa, jak i drugiego gitarzysty, który jak się wydaje przejął część dotychczasowych partii Jeffa. Zespół zaprezentował materiał głównie z dwóch pierwszych płyt. Usłyszeliśmy więc "Word Salad", "Stonewall", "Wicked Mystic", wspaniałe "Alison Hell" i "Phantasmagoria" na bis. Z kolejnych były: tytułowe "Set The World On Fire", "King Of The Kill", "Refresh The Daemon". Annihilator nie zagrał żadnego utworu z płyty "Remains", która przez wielu fanów została potraktowana jako wypadek przy pracy. Z nowego materiału wybrane zostały "Back To The Palace", zagrane już jako drugie, "Bloodbath" i "Punctured". Zespół miał jednak pecha, gdyż podczas "I Am In Command" stało się coś z nagłośnieniem, tak że prawa gitara straciła prawie zupełnie na słyszalności, ale mimo tego utwór został zagrany do końca, jakby nic się nie stało. Po króciutkiej przerwie technicznej można było kontynuować. Muzycy wyglądali na bardzo zadowolonych z przyjęcia fanów. Jeff robił miny i czasami gestykulował, Randy konferował z fanami i zawzięcie biegał po scenie. W pewnym momencie zdarzyło mu się nawet zderzyć z drugim gitarzystą podczas wskakiwania na scenę. Pod koniec koncertu Randy rzucił się w objęcia publiczności. Koncert trwał blisko godzinę i 10 minut, a jeszcze przez pewien czas po zejściu muzyków ze sceny skandowana była nazwa "Annihilator" z charakterystycznym polskim akcentem w wymowie tego słowa.
Po około pół godzinie, przy bardzo adekwatnej do koncertu muzyce Dimmu Borgir (nie lepiej było puścić jakiś thrash, Iron Maiden lub Helloween, wtedy można by było sobie pośpiewać?), sprzęt Overkilla został zainstalowany i zespół mógł zaczynać. Pierwszy na scenie pojawił się Tim Mallare - perkusista, który jako pierwszy udał się na swoje miejsce. Światła zgasły, gęste dymy zasłoniły scenę, słychać było początek "Necroshine". Przy oślepiającym świetle pojawili się. Od lewej: Joe Comeau, Blitz, DD Verni i Dave Linsk, a za nimi znajdował się oczywiście perkusista. Brzmienie niezwykle potężne i miażdżące, choć trochę nieczyste. Miejscami nie do końca czytelne, szczególnie dla moshujących pod sceną. Po "Necroshine" usłyszeliśmy wyjątkowo szybkie "E.vil N.ever D.ies", "Coma", "Battle", "Long Time Dyin'", "Revelation", "Bastard Nation", odśpiewane wspólnie z publicznością. Dalej połączone ze sobą "Wrecking Crew" i "Powersurge" z płyty "Taking Over". Dalej utwór, którego domagało się wielu fanów - "Rotten To The Core", a potem dynamicznie wykonane "Elimination". Kolejnym hymnem odśpiewanym razem z fanami było "In Union We Stand". Był też motorheadowy klasyk - "Overkill" - i pierwsza część trylogii o tej samej nazwie z płyty "Feel The Fire". Zespołu nie trzeba było długo prosić o bisy. Finałowe "Fuck You" bardzo ucieszyło rozgrzaną publiczność. Overkill to chyba jedyny zespół, który nie obraża się, gdy fani pokazują "fucka" w kierunku sceny, co więcej, sami tego oczekują. Podczas tego utworu Blitz skoczył, podobnie jak wcześniej Randy, w publiczność. Trzeba jednak przyznać, że doleciał dalej, niesiony rękami niemal duszących go z radości fanów. Jeszcze długo po zejściu muzyków ze sceny skandowana była nazwa Overkill. Po ich koncercie, trwającym blisko półtorej godziny, można było spotkać Randiego, który pojawił się na sali, by spotkać się z polskimi fanami. W rozmowach podkreślał, jak bardzo podobało mu się nasze przyjęcie. Reszta muzyków nie wyszła na salę, gdyż w planach mieli jeszcze przelot samolotem na Białoruś, gdzie odbył się następny koncert. Mimo tego, niektórzy szczęśliwcy natknęli się jeszcze na Blitza i D.D Verniego, którzy chętnie pozowali do wspólnych zdjęć.
Obydwa zespoły pozostawiły po sobie bardzo dobre wrażenie i pokazały, jak należy grać szybki thrash metal osadzony w bardzo dobrych tradycjach lat osiemdziesiątych.
Materiały dotyczące zespołów
- Overkill
- Annihilator