- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Anathema, Mother's Cake, Wrocław "Orbita" 27.10.2014
miejsce, data: Wrocław, Hala "Orbita", 27.10.2014
Ta trasa Anathemy należy do jednej z dziwniejszych pod względem setlisty. Twórcy "Judgement" czy "Alternative 4" postanowili bowiem ograniczyć się do ostatnich, "progresywnych" płyt, do tego większy nacisk kładąc na właśnie promowaną i niezbyt udaną "Distant Satellites".
Anathema, Wrocław 27.10.2014, fot. Paweł Kuncewicz
Krakowscy organizatorzy również dali ognia, tym razem umiejscawiając wydarzenie w niezbyt nadającej się do odbioru tego typu koncertów wrocławskiej "Hali Orbita". Ja wiem, że to wynika z sentymentu do "Hali Wisły", w której Rock Serwis z uporem maniaka przez ostatnich 20 lat puszczał wszystko, co się tylko dało, ale to już nie ta epoka - rock zszedł do klubów. Takich z np. obficie zastawionymi barami i dobrą akustyką (a nie z jednym automatem do kawy, który był na całą "Orbitę", halę wyłożoną koszmarnym, blaszanym dachem, od którego każdy dźwięk się odbija). Do tego nie oszukujmy się - frekwencyjnie szału nie było i nawet zapowiedziany przez zespół specjalny set, który będzie zagrany jedynie we Wrocławiu, niewiele tu pomógł. Klubowe granie to jednak podstawa.
Anathema, Wrocław 27.10.2014, fot. Paweł Kuncewicz
Te czasy, kiedy Porcupine Tree rozgrzewało przed Dream Theater, a następnie Anathema przed Porcupine Tree też się niestety skończyły. Supportem była hybryda Rush i Red Hot Chili Peppers zwana Mother's Cake. Dźwięki dosyć męczące i mało oryginalne.
Technicy pozamiatali ze sceny graty Mother's Cake i oczom naszym ukazał się nowy sprzęt Anathemy. Doinwestowali - dwa zestawy perkusyjne, trzy klawiszowe, doskonałe światła. I zwraca się to w rewelacyjny sposób, bo zespół teraz brzmi i wygląda naprawdę przepotężnie. Progresywna machina przedstawiająca muzyczno - wizualny spektakl.
Anathema, Wrocław 27.10.2014, fot. Paweł Kuncewicz
Na początek obydwie części "The Lost Song" z "Distant Satellites", a potem powrót do przedostatniej i na szczęście bardzo udanej "Weather Systems". Do muzyki tak fajnej, że nawet w odhumanizowanej hali sportowej zrobiło się po prostu przytulnie. Z "WS" tego wieczora pojawił się jeszcze "The Beginning And The End", bodajże jedyny utwór z aktualnego okresu działalności Anathemy, który spokojnie mógłby się znaleźć na którejś z kultowych płyt z lat 90.
Można nie lubić "Distant Satellites" za całokształt, ale przyznać trzeba, że takie "Ariel" czy "Anathema" na żywo odbiera się zupełnie inaczej. Nie wspominając już o utworze tytułowym, odegranym zupełnie inaczej niż na płycie. I nagle w ten sposób z płaskiego gniota dało się zrobić prawdziwego, elektronicznego wymiatacza w stylu Archive (zresztą to samo "Closer", który zawsze kojarzył mi się z Radiohead).
Anathema, Wrocław 27.10.2014, fot. Paweł Kuncewicz
Po zasadniczej części koncertu zaczęła się ta dodatkowa. Nie wiem, ale ludzie, którzy kupili bilety do Warszawy czy do Krakowa, powinni w tym momencie poczuć się przynajmniej zrobieni w jajo. Ja w każdym razie, gdyby w taki sposób zakończyli występ, miałbym generalnie duży niedosyt.
Bo to nawet nie chodzi o te trzy utwory z "Judgement" czy dwa z "Alternative 4", które do tej pory grali nader często - ale Wrocław dostał "A Dying Wish" i "Sleepless", które już nie są takie oczywiste. Do tego udało się to odtworzyć z wielkim i stricte metalowym wykopem, jak za dawnych lat, tyle że jeszcze lepiej.
Anathema, Wrocław 27.10.2014, fot. Paweł Kuncewicz
Za rok Anathema powróci z serią specjalnych koncertów z okazji swojego 25-lecia, pojawią się specjalni goście i utwory. Jeżeli ten bis był namiastką przyszłej trasy - strach się bać, będzie się działo.
A swoją drogą zastanawiałem się chwilę, czy pójść w Wwie na Opeth, czy Anathema dwa dni wcześniej. Wybrałem Opeth i to był strzał w 10.