- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Anathema, A Dog Called Ego, Warszawa "Progresja" 5.10.2012
miejsce, data: Warszawa, Progresja, 5.10.2012
To było moje trzecie spotkanie z zespołem Anathema na żywo. Twórczości ekipy dokładniej zacząłem przyglądać się od wydawnictwa "We're Here Because We're Here" w roku 2010. Wiedziałem, że ostatnio grają na koncertach dużo materiału z dwóch ostatnich albumów, a także atmosferyczne kawałki z wcześniejszych płyt. Tak więc można było spodziewać się dobrego widowiska.
Anathema, Warszawa 5.10.2012, fot. Meloman
Nie pamiętam tak wypełnionego klubu "Progresja". Komplet widzów, biletów tuż przed imprezą brak. Na sali tłoczno, ale jeszcze jakby ktoś chciał, to zdołałby wetknąć przysłowiową szpilkę. Jako support wystąpiło niemieckie trio A Dog Called Ego. Tyle, że najpierw około godziny dwudziestej na scenę wszedł gitarzysta i wokalista Anathemy - Vincent Cavanagh, zaanonsował muzyków, a także zagrał na gitarze wraz z nimi w pierwszym numerze. Formacja w czasie czterdziestu pięciu minut przedstawiła repertuar z kręgu metalowych klimatów ocierających się o post-rock.
Oczekiwanie na gwiazdę wieczoru trochę się wydłużało, bo rozpoczęła swój występ około 21:20. Najpierw w głośnikach zabrzmiało intro w formie początkowego fragmentu "The New Machine" Pink Floyd. Na otwarcie swojego występu Anathema zaprezentowała obydwie części "Untouchable" z najnowszego albumu - "Weather Systems". Potem muzycy przeszli do utworów z przedostatniego krążka, "We're Here Because We're Here". Usłyszeliśmy skoczne "Thin Air", romantyczny "Dreaming Light" (coś im w tym kawałku nie wyszło), a także "Everything" (tu już lepiej). Muszę zwrócić uwagę, że te trzy propozycje wypadły zdecydowanie gorzej niż przykładowo na "Ino-Rock" w Inowrocławiu w roku 2010. Za to bardzo dobrze formacja zaprezentowała swoje starsze numery z wydanego w 1999 roku krążka "Judgement", począwszy od "Deep" poprzez "Emotional Winter". Na koniec tej części zabrzmiało "Wings Of God" z gitarowymi solówkami. Bez zarzutu i z polotem, tak jak w studio, zagrali "A Simple Mistake". Dalej nastąpił powrót do kawałków z ostatniej płyty. Świetnie wypadły dwa numery, w których mnóstwo się dzieje, to znaczy "The Storm Before The Calm", a zaraz później "The Beginning And The End". W "Lightning Song" uwagę zwracała blondwłosa wokalistka Lee Douglas swoim wyśmienitym śpiewem. Szczególnym elementem programu były kobieco-męskie harmonie wokalne w niektórych utworach.
Anathema, Warszawa 5.10.2012, fot. Meloman
Koncertowy band liczył sześć osób. Oprócz jedynej niewiasty - na scenie jeszcze trzej bracia Cavanagh z gitarami - Vincent (główny wokalista), Danny (wreszcie bez nakrycia głowy i do tego z bujnymi włosami), Jamie (na basie) - John Douglas (brat Lee) na perkusji oraz przy klawiszach Daniel Cardoso. Po bardzo dobrym wariancie nagrania "Universal", muzycy powrócili do swych wcześniejszych dokonań, a konkretnie do roku 2003. Vincent podszedł do swojego zestawu klawiszowego, umiejscowionego z tyłu estrady, i usłyszeliśmy charakterystyczne "Closer" z wokalem przetworzonym przez vocoder. Potem zabrzmiała kapitalna wersja "A Natural Disaster" z panią Lee w roli głównej i na zakończenie podstawowej części majestatyczne "Flying". Gdy muzycy wychodzili na bis, w głośnikach słychać było męski głos, co zapowiadało, iż za chwilę zagrają "Internal Landscapes", utwór zamykający ich ostatni longplay. Ten monolog jest fragmentem wywiadu z Joe Garassim, człowiekiem, który przeżył śmierć kliniczną. Dalej do naszych uszu docierały same klasyki, które Anathema prezentuje na żywo, czyli "Empty", "Orion" (cover zespołu Metallica), smutna ballada "One Last Goodbye" (napisana przez braci po śmierci ich matki) i już na finał dynamiczny i melodyjny przebój "Fragile Dreams".
Byliśmy świadkami bardzo dobrego widowiska na mistrzowskim poziomie, fantastycznie zagranego, dobrze nagłośnionego i wyśmienicie odebranego przez publiczność. W niektórych momentach sala podchwytywała tekst i śpiewała razem z wokalistami. Co jakiś czas nad głowami unosiły się ręce w gestach oklasków oraz słychać było okrzyki zachwytu i aprobaty. Kontakt artystów ze słuchaczami zaznaczony był bardzo wyraźnie, a główną rolę z ramienia zespołu odegrał w nim Danny Cavanagh. Tenże muzyk przyznał się już na koniec, że będzie obchodził urodziny. Na to zebrani odśpiewali mu tradycyjne polskie "Sto lat". Kiedy kapela pożegnała się już i schodziła ze sceny, z głośników popłynął hit George'a Michaela "Careless Wisper". Wtedy Danny podszedł jeszcze raz do mikrofonu i zaśpiewał fragment tej znanej piosenki. Całość imprezy trwała prawie dwie i pół godziny. Dla kilkuset osób zebranych w klubie (łącznie ze mną) nie był to czas stracony.
Lista utworów:
Untouchable Part 1
Untouchable Part 2
Thin Air
Dreaming Light
Everything
Deep
Emotional Winter
Wings Of God
A Simple Mistake
Lightning Song
The Storm Before The Calm
The Beginning And The End
Universal
Closer
A Natural Disaster
Flying
Bis:
Internal Landscapes
Empty
Orion
One Last Goodbye
Fragile Dreams
Przeczytaj: relacja z Katowic ("Mega Club" 6.10.2012).
Materiały dotyczące zespołów
Zobacz inną relację
Anathema, Katowice "Mega Club" 6.10.2012
autor: Paweł Kuncewicz