- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Ametria, Insane, Warszawa "B-65" 22.12.2000
miejsce, data: Warszawa, B-65, 22.12.2000
Przez kilka tygodni trwał w klubie B-65 cykl koncertów podziemnych kapel. Wiele z nich ze względu na obsadę zapowiadało się bardzo dobrze, więc zawitałem na kilka. Niestety za każdym razem musiałem opuścić klub B-65 zawiedziony. Nie dopisywały dwie rzeczy (kluczowe niestety...) - publiczność i nagłośnienie. Na koncertach, które miałem okazję obejrzeć i wysłuchać, było średnio po 20 osób (wliczając zespoły które oczekiwały na swój występ), natomiast brzmienie grup (nierzadko bardzo dobrych) przypominało mi szkolne koncerty, które grałem za dawnych czasów w salach gimnastycznych - bez nagłośnienia.
Łatwo zgadnąć, z jakim nastawieniem szedłem 22 grudnia na koncert Insane i Ametrii do rzeczonego klubu. Postanowiłem, że jeżeli ten koncert będzie choć trochę przypominał poprzednie, będzie to moja ostatnia wizyta w klubie B-65. Byłem zaskoczony!!! Dawne Kotły wypełniał dosyć spory tłumek o magicznej jak na ten klub liczbie ponad 100 osób. Do tego ludzie naprawdę dobrze się bawili (sam przypomniałem sobie stare dobre czasy i poskakałem w rytm ciężkich riffów). Najważniejsze jest jednak to, że oba zespoły zabrzmiały naprawdę dobrze. Może to kwestia sprzętu, który w całości przywieźli muzycy (o tym, że B-65 nie grzeszy dobrym sprzętem, przypominał mikrofon przyczepiony skoczem do statywu), a może sprawka Byka, który sprawował pieczę nad "heblami".
Koncert rozpoczął zespół Insane, który pokazał się od zupełnie innej strony, niż na swoim ostatnim koncercie w Remoncie. Od samego wejścia chłopaków na scenę można było zauważyć, że przy zupełnie profesjonalnym podejściu grają ten koncert na pełnym luzie. Muzycznie zespół Insane wypadł bez zarzutu (Wiśnia - bębniarz - nie przekroczył krytycznej granicy pięciu browarów ;) ). Całość miała walnięcie, przy bardzo selektywnym brzmieniu. Można mieć tylko trochę pretensji do wokalisty za to, że... czasami nie było go słychać i chyba nie była to wina nagłośnienia. Brawo dla zespołu za męską decyzję zaprzestania poszukiwań drugiego gitarmena. Adam Hamed znakomicie daje sobie radę sam, a przy luzie, z jakim chłopaki zagrali koncert, miałem wrażenie, że taki powinien być właśnie zespół Insane - liczący cztery osoby. Muzycy bez problemu nawiązywali dialog z publicznością (jak zwykle głównie dzięki Wiśni, który ma do tego celu specjalnie ustawiony mikrofon), co tworzyło bardzo miłą atmosferę kameralnego koncertu. Występ Insane miał znakomitą dramaturgię. Na rozgrzewkę zagrali parę dynamicznych numerów (lubię w Insane to, że przy ciężkim brzmieniu grają bardzo dynamicznie), następnie zaprezentowali trochę "spokojniejszego" brzmienia, a zakończyli bardzo ciężkim, wielokrotnie powtórzonym, potęgującym efekt apogeum, riffem. To jednak nie usatysfakcjonowało publiki - niektóre numery musiały zostać powtórzone.
Następnie zagrała Ametria - znów prawie bez zarzutu. Prawie, bo zdarzyło im się jedno niewybaczalne potknięcie. W jednym z numerów stało się coś dziwnego, po czym muzycy spojrzeli po sobie i wokalista oświadczył, że "numer zdechł". Co prawda była to jedna z nowszych produkcji, ale to nie zmienia faktu, że na występie pozostała skaza. Poza tym incydentem występ Ametrii był również w pełni profesjonalny. Najbardziej zwraca na siebie uwagę obdarzony niesamowitą charyzmą frontman - Arkadiusz. Ma on warunki na świetnego wokalistę - ciekawy, rymowo-skandowany sposób wyrzucania z siebie słów, wspomnianą charyzmę, no i oczywiście fajne tatuaże ;). Znakomicie wspomagają go wokalnie drugi gitarzysta i basista. Ich chórki w niczym nie przypominają chórków Irki Santor, czy Natalki Kukulskiej, ale dodają nieprawdopodobnej mocy. Koncert znacznie urozmaicił gościnny występ Moniki (z Dive), która na początku czuła się chyba trochę nieswojo, ale mniej więcej w połowie numeru eksplodowała. Koncert zakończyły cztery bisy. Jednym z nich był nieudany najnowszy numer, który teraz wyszedł od początku do końca, ostatnim zaś trochę żartobliwa "piosenka" o szatanie.
Był to jeden z lepszych podziemnych koncertów, jakie widziałem ostatnio, nie tylko w B-65, ale w ogóle w Warszawie. Czy powinienem się dziwić? Przecież w końcu zarówno Insane, jak i Ametria to dobre "firmy", od kilku już lat znane w warszawskim "andergrandzie" (i nie chodzi tu o metro). Bardzo ważna jest rzecz, na którą zwrócił uwagę Arkadiusz - muzyka grana przez oba zespoły jednoczy subkultury - tak samo wysoko skaczą przy niej ci z długimi i ci z krótkimi, ci w szerokich i ci w czarnych. I o to chodzi...