- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Alestorm, Wrocław "Alibi" 23.09.2014
miejsce, data: Wrocław, Alibi, 23.09.2014
Dobrze mieć alibi na wtorkowy wypad do Wrocławia, a na pytanie o powód znacznego spóźnienia do pracy, móc po prostu odpowiedzieć: byłem na koncercie i zaspałem. Spóźnienie kiedyś odpracuję, a przegapionego koncertu może bym żałował.
Wrocław (23.09), Warszawa (24.09), Kraków (25.09) - najbliżej do Wrocławia, problem tylko z dojazdem, bo jestem z kumplem i brak transportu. Pociągi już od jakiegoś czasu nie chcą jeździć w nocy, choć trasa z Poznania do Wrocławia to nie jakiś boczny tor (PKP chyba nikt nie zrozumie). Autem nikt nie chce jechać, bo trzeba wypić. Zorganizowałem więc starego druha, który bezpiecznie nas zawiózł i przywiózł. I gitara!
Problem tylko w tym, że wyjeżdżaliśmy z chaty w momencie, kiedy klub "Alibi" otwierał drzwi. No, życie, no! Z tego powodu przepadł Troldhaugen, a Crimson Shadow kończył grać, gdy dotarliśmy do spelunki. Niemniej zdążyłem wyrobić sobie opinię, że ci ostatni wykonywali melodyjny metal, który momentami przypominał poczynania Iron Maiden. Jakoś tak wyszło, że Brainstorm przesiedzieliśmy na dworze, wychylając piastowski trunek i ględząc o głupotach. Trochę niezręcznie do tego się przyznawać, bo w sumie po cholerę pisać relację. Powody są dwa: 1. pewnie nikt inny tego nie uczyni; 2. o występie Alestorm mogę co nieco powiedzieć.
A więc Alestorm wyszedł na mikro scenę "Alibi" znacznie po 21:00. Przy dźwiękach intro, które brzmiało jak jakiś dyskotekowy syf, w absolutnie bezpośrednim kontakcie (bo barierki dotykają sceny) swe miejsca z przodu zajęli: gitarzysta Dani Evans, wokalista i klawiszowiec Christopher Bowes, basista Gareth Murdoch, a z tyłu: klawiszowiec Elliot Vernon i perkusista Peter Alcorn. Chciałem napisać, że Alestorm tam się zaczyna, gdzie Running Wild się skończył, ale może to trochę niestosowne. Na pewno piracki heavy metal, który wykonują obie załogi, ma cechę wspólną: jest przystępny i przebojowy. Różnica jest taka, że Alestorm to zespół z krwi i kości, a Running Wild to aktualnie projekt solowy Rolfa Despoterka.
Alestorm objeżdża obecnie Europę w ramach trasy "Storming Across Europe 2014". Szkoci promują swój ostatni longplay "Sunset on the Golden Age" (2014). Dobrym zwyczajem zaczęli abordaż na "Alibi" od utworu z nowej płyty - "Walk the Plank". Potem popłynęli z "The Sunk'n Norwegian" i znów coś się wylało z nowej beczki - "Drink". W tym momencie było już oczywiste, że występ będzie udany: zawiązała się fajna interakcja publiczności z zespołem, czemu pomagał brak fosy i ochroniarzy. "Over the Seas" i "Shipwrecked" to kolejne fajne "kołysanki" na pełnym morzu. Po tych fajnych "kołysankach" na pełnym morzu zespół obrał kurs na "Magnetic North". Przyszedł też właściwy moment na tytułową kompozycję z krążka "Back Through Time" (2011).
Nie mieliśmy dość. Swoje zdanie wyrażaliśmy dość wulgarnie skandowaniem słowa "napierdalać!". Bowes nie mógł pojąć, o co nam chodzi. Wsłuchiwał się, wsłuchiwał, potem podszedł do mikrofonu i powtórzył trochę niezgrabie obce mu zupełnie wyraz, co niesamowicie nas rozbawiło. W końcu zaprosił wszystkich do starej tawerny - "Nancy the Tavern Wench". Wzniósł też kilka toastów: w zapasie miał piwo i zainstalowaną przy zestawie perkusyjnym butelczynę polskiej wódki. Działanie drinków z każdym numerem było coraz bardziej widoczne. A to dopiero połowa koncertu! "Midget Saw" też miał działanie jak wysokoprocentowa używka. Po piracku, czyli lekko przesterowanym głosem, pośpiewać można było przy "Pirate Song". Jeszcze jedna propozycja nie do odrzucenia z "Sunset on the Golden Age", a mianowicie "Surf Squid Warfare". Wyspa robiła się coraz ciaśniejsza za sprawą takich sztormów, jak "Keelhauled", "Rumpelkombo" i "The Huntmaster". Do portu przycumował Alestorm w rytm "Wenches & Mead".
W mieście portowym Wrocław "Alibi" zespół szukał dalszej zaczepki. Niezła rozpierducha wynikła w roku 1741, kiedy to starły się armie brytyjska z hiszpańską; wydarzenie nazwane zostało "(The Battle of Cartagena)". Potem wybrzmiał zrabowany z galeonu Pirates of the Sea cover "Wolves of the Sea". Na horyzoncie łopotał wielki żagiel, kiedy Kapitan Morgan szedł na zemstę. Po wszystkim nie pozostało nic innego, jak tylko wychylić kufel "Rumu". To był świetny koncert - 19 kompozycji i blisko 100 minut dobrej zabawy. Znów mi się przypomniało, jak to fajnie jest na małych kameralnych koncertach, bo po tych wszystkich stadionowych fetach, jakie zaliczyłem wiosną i latem, doszedłem do wniosku, że czas już chyba odpuścić sobie zmanierowane "gwiazdy". Z drugiej strony szkoda, że takiego Iron Maiden czy Manowar nie da się ujrzeć w maleńkim klubiku.
A już nie do pomyślenia jest, by "sławni" rockmeni wyszli po koncercie napić się piwa z ludźmi. Alestorm bez problemu. Wspólna fota? Czemu nie! Kilka pytań? Proszę bardzo! Przytulanie spragnionych fanek? Na zawołanie! Najbardziej spodobał mi się Christopher Bowes, który był już najebany jak bąk. Z jego świadomością było na tyle kiepsko, że baby robiły z nim, co chciały. No i czy to nie nazywa się właśnie rock and roll, kochani?
Koncert był dość dobrze nagłośniony - może nie było nie wiadomo jak selektywnie, ale za to czytelnie, bo nie za głośno. Nie wiem, jaka jest idea dwóch instrumentów klawiszowych na jednej scenie, choć przecież Vernon też śpiewa (w bardziej złowieszczy sposób od frontmana). Nie za bardzo pasowało mi oświetlenie. No coś tam "mrygało", ale mnie to "mryganie" męczyło. Zdecydowanie wolę, gdy za dużo nie kombinuje się z efektami świetlnymi. O profesjonalnym zapleczu może świadczyć fakt, że na scenie działały dmuchawy z dymem, a po koncercie sprzęt zwijało chyba sześcioro techników. Zespół tej klasy ma "firmowe" kostki i pałki, co widać na załączonym zdjęciu.
Alestorm, gadżety koncertowe, Wrocław 23.09.2014, fot. Mikele Janicjusz
Koncert zorganizowały wspólnie dwie agencje: PW Events oraz Knock Out Production. Zaproponowano bardzo rozsądne ceny biletów: 50 zł (tylko pwevents.pl), 60 zł (przedsprzedaż) i 70 zł (w dniu koncertu). Pomyślano też o biletach kolekcjonerskich i właśnie takie zakupiliśmy, bo już naprawdę odstraszają mnie te gówniane papierowe świstki sprzedawane w sklepach z multimediami.
Materiały dotyczące zespołów
- Alestorm
- Brainstorm
- Troldhaugen