zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

relacja: Alan Parsons Live Project, Warszawa "Sala Kongresowa" 16.03.2010

22.03.2010  autor: Jakub Szwajkiewicz
wystąpili: Alan Parsons Live Project
miejsce, data: Warszawa, Sala Kongresowa, 16.03.2010

Marzenia czasem się spełniają. Takim moim małym muzycznym marzeniem zawsze było zobaczyć Alana Parsonsa na żywo. To muzyk, którego zawsze podziwiałem, słuchając tak obłędnych albumów, jak "Tales of Mystery and Imagination", "I Robot" czy mojego najukochańszego "The Turn of a Friendly Card". Gdy tylko ruszyła sprzedaż biletów na koncert, który miał się odbyć 16 marca 2010 r. w "Sali Kongresowej", wiedziałem, że nie może mnie tam zabraknąć. Miejsce chyba idealne dla takiej muzyki. Wydaje mi się, że "Sala Kongresowa" po prostu "lubi" symfonicznego i progresywnego rocka. Dzień mógłby być pewnie bardziej dogodny, ale prawdziwa pasja czasem wymaga poświęceń. Skład zespołu The Alan Parsons Live Project (bo właśnie pod tą nazwa grupa występuje od 2003 roku) oprócz Alana Parsonsa uzupełniają: Godfrey Townsend (gitara), Steve Murphy (perkusja), Manny Focarazzo (klawisze), John Montagna (gitara basowa) oraz P.J. Olsson (wokal).

Zaczęło się niemal punktualnie, kilka minut po 19:00. Chwile wcześniej można było posłuchać fragmentów "The Dark Side of the Moon" w nieco reggae'owych aranżacjach. Oczywiście nie był to przypadek, gdyż Alan Parsons miał swój niebagatelny udział w powstaniu tego progresywnego dzieła. "Ciemna strona księżyca" towarzyszyła nam jeszcze podczas kilkunastominutowej przerwy, którą zarządził zespól w połowie koncertu. Jeśli chodzi o repertuar, to mogliśmy usłyszeć perfekcyjnie wykonane "I Robot" - zagrany na otwarcie, "I Wouldn't Want to Be Like You", w którym zaśpiewał gitarzysta, "Don't Let It Show" - zapowiedziany przez Parsonsa jako utwór, który pewnie każdy doskonale zna oraz "Breakdown" (wszystkie z albumu "I Robot"). Nie zabrakło też oczywiście parsonsowych szlagierów, bo na takie miano chyba zasługują "Don't Answer Me", "Time", "Eye in the Sky", "Games People Play" czy "Old and Wise" (dwa ostatnie zagrane na bis). Wszystkie doczekały się ogromnego aplauzu publiczności, która tego wieczora bardzo żywiołowo reagowała na progresywne dźwięki. Czymś wspaniałym było usłyszeć całą suitę "The Turn of a Friendly Card" z albumu o tym samym tytule. Jej wykonanie zostało nagrodzone owacją na stojąco. Częste zmiany tempa, doskonale współpracujący muzycy i perfekcyjne wykonanie każdego numeru dały razem piorunujący efekt. Z pierwszej płyty zespołu zabrzmiały tego wieczora "The Raven" i "(The System of) Dr. Tarr and Professor Fether". W setliście znalazły się również "Damned If I Do" - zagrany tuż po przerwie, "Days Are Numbers (The Traveller)", "Standing on Higher Ground", "Lucifer", "We Play the Game" (z solowej płyty Parsonsa "A Valid Path") oraz "All Our Yesterdays" - jeszcze niewydany utwór, który nie zrobił jednak większego wrażenia.

Koncert pozostawił po sobie niezwykłe wrażenia muzyczne. Perfekcja wykonania, umiejętność stworzenia niepowtarzalnego nastroju, melancholia przeplatająca się z dynamiką, doskonały dobór efektów świetlnych to elementy, których tego wieczora na pewno nie zabrakło. Widać było, ze Alan był w bardzo dobrym humorze. Dużo żartował, chętnie ustępował pola pozostałym muzykom, którzy również mogli się wykazać. Wokalista kilka razy bardzo pozytywnie zaskakiwał swoimi możliwościami wokalnymi, szczególnie jego falsetowe popisy (jak choćby ten w "Time") robiły wrażenie. To samo dotyczy gitarzysty, którego partie solowe były naprawdę na najwyższym poziomie. Publiczność nagrodziła występ zespołu owacjami na stojąco, bo nikomu nie przyszło nawet do głowy, żeby pod koniec koncertu siedzieć sztywno na swoim miejscu. Jeszcze przed zejściem muzyków ze sceny pojawiła się dziewczyna z bukietem kwiatów, który wręczyła Alanowi. Chyba mogę z pełnym przekonaniem stwierdzić, ze zrobiła to w imieniu całej publiczności. Lider grupy i jego zespół to z pewnością ludzie, którzy umieją porwać publiczność bez silenia się na wymuszone, żywiołowe reakcje, bo nikt tego od nich nie oczekuje. Dwie godziny grania, niezapomniane emocje i nadzieja, że kiedyś doczekamy się upragnionej powtórki.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Materiały dotyczące zespołu

Napisz relację

Piszesz ciekawe relacje z koncertów? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?