- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Alan Parsons Live Project, Toronto "The Guvernment" 14.09.1999
miejsce, data: Toronto, The Guvernment, 14.09.1999
Jest w tym chyba jakas ironia, ze Parsonsowi przyszlo grac w sali, gdzie na ogol kroluje disco czy tez inne taneczne rytmy. Ale w jakiejkolwiek wiekszej sali te 200 - 300 osob, ktore przyszly na wystep, wygladaloby mizernie. Po raz pierwszy od dlugiego czasu nie czulem sie, ze zawyzam srednia wieku widowni. Nawet ekipa techniczna zespolu wygladala dziwacznie: zamiast osilkow w przepoconych podkoszulkach, po estradzie dostojnie kroczyli stateczni panowie w wyprasowanych koszulach.
Gdy wreszcie zgaslo swiatlo i zaczal sie wystep, przez pierwsze pare minut czulem sie jakbym sie przez przypadek zablakal na popularno-naukowy wyklad na temat czasu, przestrzeni, czwartego wymiaru i innych tym podobnych zagadnien. Zwiazane to bylo z tematem najnowszej plyty zespolu "Time Machine", zainspirowanej powiescia H. G. Wellsa., nie bedacej jednak muzyczna interpretacja ksiazki, ale raczej szerokim spojrzeniem na zagadnienie. Plyta ta ukazala sie w Kanadzie w dniu koncertu, wiec nie mialem okazji sie z nia wczesniej zapoznac. Na nowy material nie trzeba jednak bylo dlugo czekac, pierwszy zagrany utwor byl tytulowym numerem z ostaniej plyty. Utwor ten, znany takze jako "H.G. Force" jest typowym instrumentalnym produktem grupy. W trakcie koncertu zespol przedstawil jeszcze trzy utwory z tej plyty, z ktorych jeden jest w oryginale spiewany przez wokalistke.
Alan Parsons gorowal nad caloscia koncertu bardziej w sensie fizycznym niz muzycznym. Jest to kawal chlopa i przewyzszal pozostalych czlonkow zespolu o glowe, nawet gdy nie stal na centralnie umieszczonym podwyzszeniu. Natomiast muzycznie wklad jego byl niewielki. Poza dwoma, trzema fragmentami, ktore zagral na klawiszach, ograniczal sie glownie do brzdakania na gitarze akustycznej i potrzasania tamburynem. Zapowiedzi utworow byly krotkie i nieczeste, ale przypomnial nam, ze za pare tygodni uplynie 150 lat od smierci Allana Edgara Poe i namowil wszystkich do uczczenia tego wydarzenia, a to przy okazji zagrania utworu "To One In Paradise", pochodzacego z pierwszej plyty. Nie byl to jedyny kawalek z "Tales..." - bardzo energicznie odegrano "The System of Dr Tarr & Professor Fether", a kulminacyjny fragment z "The Raven" zostal zgrabnie wpleciony w "Breakdown" z "I Robot".
Mielismy okazje wysluchac przegladu calego dorobku APP, z czego najbardziej utkwily mi w pamieci: "Prime Time" ze wspanialym gitarowym popisem Iana Bairnsona, najbardziej chyba znany instrumentalny kawalek Parsonsa "Sirius", "Money Talks" zgrabnie polaczony z "La Sagrada Familia", "Psychobabble", za ktorym nie przepadam w wersji studyjnej, a ktory w rozbudowanej wersji koncertowej brzmial duzo ciekawiej, "Stereotomy", "Standing On Higher Ground". Na bis zagrali "Time" z mojej ulubionej plyty "Turn Of A Friendly Card" oraz "Eye In The Sky".
Wokalista Niel Lockwood nie zachwycil mnie w poczatkowej fazie koncertu ale potem sie rozkrecil i, mimo ze nie grzeszy nadmiarem estradowej osobowosci, wypadl zupelnie przyzwoicie. W sumie koncert byl calkiem niezly, chociaz niektore kawalki, wyrwane z kontekstu albumu brzmialy jak zwykle, banalne pioseneczki.