- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
relacja: Acid Drinkers, Wrocław "Kolor" 4.02.1997
miejsce, data: Wrocław, Kolor, 4.02.1997
Dzień 4 lutego pamiętnego, 1997 roku, godzina 18:30, Kolor Rock Caffe, Wrocław. Właśnie tu odbył się koncert zespołu Acid Drinkers oraz trzech (!!!) innych, towarzyszących mu kapel. Jak na Kolor przystało koncert zaczął się punktualnie. Po bitwie, odbytej o oddanie kurtki do szatni, dostałem się (prawie) pod scenę.
Przez pierwsze półtorej godziny grały supporty z Poznania. Niestety nie pamiętam jak nazywały się te kapele, gdyż na bilecie nie było o nich wzmianki, a przedstawiali się bardzo niewyraźnie. Muszę powiedzieć, że dwie pierwsze nie wyróżniały się niczym szczególnym, oprócz "łomotu", znanego nam już dzięki takim zespołom jak Sepultura czy Pantera. Nie spodziewając się już niczego dobrego po trzecim zespole, miałem ochotę usiąść i wypić piwo, bo nie było sensu tracić słuchu (a było głośno) ani sił. Jednak postanowiłem postać jeszcze chwilę i poczekać (taki instynkt samozachowawczy ;). I tu bardzo mile zaskoczył mnie trzeci zespół. Grali bardzo fajnie, metalowo, po prostu c00l! Ich wersja "Born 2 be Wild" stanie się (a przynajmniej powinna) przebojem. Dla mnie niestety, dla niektórych na szczęście, zeszli po półgodzinnym występie. Po chwili weszli na scenę członkowie znanego zespołu: ACID DRINKERS.
Pierwsze wrażenie: Popcorn ufarbował sobie włosy na wredny, czerwony kolor, reszta bez zmian :) O godzinie 20:00 zaczęło się :) Trzeba przyznać, że chłopaki mają coś w sobie, gdyż przed sceną zrobił się jakby większy ścisk ;) Pierwszą piosenką, jaką zagrali, były "24 Radykalne Pytania", następnie "Hiperenigmatyczny Towar Pana Nic". Dobrze zaczęli. Od razu człowiekowi się ciepło zrobiło, a pot zaczął skapywać z czoła. Było super do "Powolny i uwalony (Metoda Jonasza)", gdy nagle się coś zepsuło i Popcorn nie mógł ustawić gitary (nie było w ogóle jej słychać). Zbuntował się i przestał grać (stanął sobie i stał :) Okazało się, że było za duże obciążenie (no cóż, wina elektrowni, bo za mało prądu do Koloru podsyła ;) Dopiero po interwencji Litzy zaczęło się na dobre. Następne piosenki po prostu powalały z nóg. Zakończyli bisem "Roznosiciela Pizzy" i "Dzikiej Rzeczy".
Ogólnie koncert był fajny i gdyby nie problemy techniczne byłby jeszcze lepszy (co chwilę wymieniano struny zarówno u Litzy jak i Popcorna, a i Ślimak zmieniał pałki). Kwasożłopy dali z siebie wszystko. Grali na maxa, najbardziej zakręcenie, jak tylko mogli (nie wliczając "kręcenia pałą"). Zagrali swoje najlepsze kawałki, nie opierali się głównie na najnowszej płycie "Stan umysłu". Można było usłyszeć hity takie jak "Pier* przemoc i wiem, że mam rację", "Uliczne kręcenie" i znanego już wszystkim Twista Litzy. Nie zabrakło też Stefka Portfela, który zaśpiewał wspaniały utwór "Droga do nieba".
Stan mojego ciała dzisiaj (jeden dzień po koncercie) jest jeszcze trochę słaby, gdyż na żadnym koncercie się jeszcze tak nie wyskakałem :) Trochę jest mi się jeszcze trudno poruszać, ale myślę, że do następnego koncertu się polepszy ;)
"IF YOU ONLY FEEL THE BLUES..."