- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Yngwie Johann Malmsteen "Live!!"
Jest. W końcu ukazał się poza Japonią, w Polsce też, ostatni album Yngwiego Malmsteena "Live!!". Nie powiem, żeby było w sklepie tych płyt dużo, ale zawsze to coś. Album składa się z dwóch krążków. Ponad półtorej godziny muzyki. Na płytach zarejestrowane są koncerty z Sao Paulo z Brazylii, podczas ostatniej trasy koncertowej, promującej album "Facing The Animal". Odybyły się dokładnie rok temu - w maju 1998 roku.
Płyta jest bardzo ładnie wydana. Szczególnie wkładka, na której można obejrzeć szereg zdjęć, ilustrujących występy Mistrza. Okładka też niczego sobie.
W środku znajdują się utwory głównie z płyty "Facing The Animal". Muzyka, a dokładnie rzecz biorąc wykonanie, nie jest specjalnym zaskoczeniem. Yngwie wywija, jak nigdy dotąd. Jeśli chodzi o popisowe zagrywki i różne fikołki techniczne, to jest ich tu masę. Granie Yngwiego nie sprowadza się do odtworzenia nuta w nutę wersji studyjnych. Bardzo dużo improwizuje. Szczególnie w numerze "Bedroom Eyes". Dużo bluesowych wstawek. Oczywiście w odpowiednim tempie (w końcu to Yngwie). Numer jest przez to "żywszy". Pojawiło się więcej niż dotąd motywów zaczerpniętych z muzyki klasycznej. Tej "klasycznej", jak i fragmentów "Concerto Suite...".
Koncert zaczyna się mocno - "Resurrection". Potem "Facing The Animal". Chciałbym zwrócić uwagę na drugi ze wspomnianych kawałków. Owszem, ciężki riff, ale i duża "gęstość na minutę" popisów solowych. Ja odebrałem to, jakby riffy były dodatkiem do całości. Pierwsza rzucająca się "w oczy" różnica w wykonaniu - solówki ukręcają głowę.
Oczywiście nie zabrakło "Far Beyond The Sun" i "Black Star". Pierwszy bardzo rozimprowizowany. Podobnie drugi. "Far Beyond The Sun" z tym samym wstępem, co w Leningradzie - "Adagio g-moll" Tomaso Albinoniego tylko trochę więcej "mieszania" w grze na gitarze. Natomiast "Black Star" zaczyna się już inaczej. Popisy na gitarze klasycznej, przechodzące w "Eine Kleine Nacht Musik" W. A. Mozarta, fragment "Ody do radości" L. van Beethovena. Pojawia się fragment "Preludium dla April" z "Concerto Suite..." i właściwe "Black Star".
Yngwie zagrał również utwory z "Inspiration". "Gates Of Babylon" Rainbow i "Pictures Of Home" Deep Purple.
Oczywiście jest też coś w rodzaju "Guitar Solo". Ponad piętnastominutowy występ "Yngwie i jego gitara". Początek jak zwykle stanowi pierwsza część "Trilogy Suite". Proszę nie odbierać tego jako powtarzanie w kółko tego samego. Jest to bardzo świeże wykonanie. Yngwie dużo improwizuje, wprowadza dużo zmian. Znam wszystkie te utwory, ale wciąż mnie zaskakują. Po fragmencie "Trilogy Suite" jest motyw z "Concerto Suite..." - "Sarabande". Po tym następuje najbardziej interesująca część albumu - "Red House" Jimi'ego Hendrixa. Yngwie sam tu śpiewa, przy własnym akompaniamencie. Prezentuje się jako niezły wokalista, jego głos pasuje do tego bluesa. Ciekawe, kto rozpozna, że to Maestro. A dalej... "Badinerie", kończące II suitę orkiestrową J. S. Bacha. Ciekawe zestawienie. Na koniec trochę pocinania, znowu fragment wspomnianej "Ody do radości" Ludwika, tym razem na gitarze elektrycznej. Występ solo kończą różne efekty sprzętowe.
Podsumowując, mogę dodać, że płyta nie jest zaskoczeniem dla fanów Malmsteena. To, co jest w niej nowego, to dużo więcej improwizacji, więcej zmian w wykonaniu utworów z piętnastoletniej solowej kariery Mistrza. Dowodzi to, że Yngwie Malmsteen wciąż jest w doskonałej formie. Nie odtwarza czegoś, co już nagrał, muzyka wciąż zaskakuje. Jeśli ktoś lubi jego muzykę, może w ciemno kupić płytę. Ja się nie zawiodłem.
(Zapraszmy na stronę o Yngwiem Malmsteenie (yngwie.rockmetal.art.pl), stworzoną przez autora recenzji - red.)