- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Yngwie J. Malmsteen's Rising Force "War To End All Wars"
Od kilku już lat każdego roku Yngwie raczy swoich fanów nową produkcją. Później trasa - niestety, nie wiadomo czemu, omija Polskę :-( - i znowu nowa płyta. W tym roku ukazuje się album "War To End All Wars". Promocją, dosyć szeroko zakrojoną, zajmuje się nowa wytwórnia - Spitfire Records. Poza tym, pod skrzydłami nowego wydawcy, wznowione zostały w nowej szacie graficznej niektóre wcześniejsze albumy maestra.
Ale do rzeczy. Muzyka utrzymana jest w stylu maestra. Tutaj żaden fan nie powinien być rozczarowany. Można powiedzieć, że na "War To End All Wars" Yngwie wrócił do swoich korzeni. Płyta firmowana jest przez Yngwie J. Malmsteen Rising Force - jak produkcje z lat 80-tych, a nie Yngwie Malmsteen.
Poziomem muzyka nie odbiega od tego, co prezentował na swoich dotychczasowych albumach. Znajdziemy tu melodyjne piosenki, do których każdy fan Yngwiego jest przyzwyczajony. Oczywiście są również numery instrumentalne - trzy. Jest też niespodzianka, która mnie zaskoczyła i zwaliła z nóg. Taka sobie ciekawostka. Zagadnienie to zostanie szerzej omówione w dalszej części niniejszej pracy (sorry za zwrot, ale jestem w trakcie pisania dyplomu).
Dosyć ciekawy jest pierwszy numer na płycie - "Prophet of Doom". W środku, przed solówką, Yngwie gra tematy zaczerpnięte od Paganiniego, co nie jest niczym niezwykłym w jego przypadku. Chciałem natomiast zwrócić uwagę na chórki w refrenie (of doom, of doom...). Brzmią jak u kapeli znanej pod nazwą Queen. Drugi utwór to mocny riff. Maestro "kręci" riffy na gitarze, jak opętany dentysta wiertłem.
Następne numery to melodyjne, gitarowe piosenki. W numerze "Catch 22" słyszymy zapożyczenie z "See You In Hell" (płyta "Eclipse"). Taki drobny autoplagiat. Dalej pojawia się instrumentalne "Molto Arpeggiosa". Początkowy bas (też robota Malmsteena) wprowadza mroczny klimat. Dalej jest charakterystyczne dla Yngwiego neoklasyczne granie. Następne dwa utwory instrumentalne to "Preludium" i "InstruMENTAL Institution". Pierwszy to miniaturka, a la Vivaldi z a la symfoniczną aranżacją. Natomiast drugi to pełno wymiarowy Yngwie w pojedynkach z Olaussonem. W połowie płyty jest ballada "Miracle of Life". Akustyczny wstęp, wchodzi Mark Boals, muzyka nabiera rozmachu i słyszymy spokojne, nastrojowe solo. "Wild One" - kompozycja mogąca być kawałkiem Deep Purple. Dynamiczny melodyjny utwór. Podobne wrażenie odniosłem słuchając "Wizard". Zupełnie inny jest "Tarot". Rozpoczynający motyw, grany na klawiszach, sugeruje, że nie będzie to zwykła melodyjna piosenka. Wolny pompatyczny riff i klawisze w tle. Atmosfera jak w zamku czarnoksiężnika, czytającego tajemne księgi przy świetle księżyca. Nr 13 to tytułowy "War To End All Wars". Bardzo dynamiczny utwór. Muzyka przywodzi na myśl odgłosy bitewne z pola walki.
Nie pisałem o solówkach, bo te są na poziomie do jakiego każdy fan jest przyzwyczajony. Yngwie Malmsteen - wystarczy. Więcej nie trzeba nic dodawać.
Płyta jest kolejną udana pozycją w karierze Maestra. Żaden fan nie powinien być nią zawiedziony, ani rozczarowany. Krążek godny polecenia również tym, którzy pierwszy raz słyszą/czytają o "Szybkim Szwedzie". Warto go posłuchać.
Na koniec wspomniana wcześniej niespodzianka. Nie wiem, jakie zioła mieli chłopaki podczas sesji nagraniowej, ale ostatni (bonusowy) numer to... reagge. Może mam coś nie halo z uszami, ale to jest reagge... Poważnie, reagge...
(Polecamy odwiedzenie strony autora recenzji o Yngwiem Malmsteenie: yngwie.rockmetal.art.pl - red)