- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Yngwie J. Malmsteen's Rising Force "Unleash The Fury"
Yngwie Malmsteen zalicza się do tego niewielkiego grona muzyków, o których niemal każdy słyszał, i który ma równie wielkie grono oddanych fanów, jak i zagorzałych przeciwników. Ci pierwsi uznają szybkość, z jaką Yngwie "zasuwa" po gryfie za dowód jego geniuszu, a wirtuozerskie popisy wzbudzają wypieki na ich twarzach. Drudzy narzekają na mizerne zdolności kompozycyjno-aranżacyjne pana Y.M. (stąd szybkość zamiast pomysłów) i totalny brak emocji w wygrywanych przez niego nutach.
Nowy album gitarzysty rewolucji wśród jego fanów i antyfanów nie zrobi, gdyż jest to klasyczna do bólu pozycja Malmsteena. A więc dynamika, melodia oraz wszechobecne gitarowe popisy, doprawione pewną ilością klasyki. Trzeba jednak przyznać, że w ramach swojej ukochanej konwencji Yngwie stara się zróżnicować muzykę na ile się da. I tak są na płycie numery cięższe i wolniejsze ("Winds Of War (Invasion)", "Bogey Man", "Revelation (Drinking With The Devil)"), dynamiczne i szybkie ("Revolution", "Beauty And A Beast", "Exile"), akustyczne miniaturki ("Fuguetta", "Paraphrase"), numery z motywami bardzo mocno nawiązującymi do klasyki ("Crown Of Thorns") i oczywiście gitarowe popisy ("Guardian Angel", "Magic And Mayhem"). Tworzy to całkiem fajny, choć niestety dość nierówny miks, gdyż obok nagrań ciekawych i przykuwających uwagę mamy słabe "wypełniacze", by wymienić "Locked And Loaded", "Crown Of Thorns" czy "Let The Good Times Roll". Ich obecność zastanawia tym bardziej, że płyta jest bardzo długa - trwa ponad 72 minuty - więc nawet, gdyby tych w/w kawałków się pozbyć, to nikt nie mógłby zarzucić, że album jest zbyt krótki. No, ale na szczęście na "Unleash The Fury" jest też sporo niezłego grania, jak "Winds Of War (Invasion)" z klimatycznym początkiem, miarowe "Bogey Man", spokojne "Cherokee Warrior", "The Hunt" z fajnym riffem czy "Guardian Angel" - gitarowy fajerwerk, ale odegrany z uczuciem.
Klasycznie "malmsteenowska" w brzmieniu, dość zróżnicowana, ale i nierówna płyta, która pewnie zachwyci dotychczasowych fanów, ale nowych raczej artyście nie przysporzy.