- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Worms of Senses "Give Up!"
Chociaż od powstania górnośląskiego Worms of Senses minęła już ponad dekada, jego nazwa jeszcze niedawno nic mi nie mówiła. Gdy na krótko przed premierą "Give Up!" zapoznałem się z wcześniejszą twórczością zespołu - w postaci minialbumu "Exhibeat Heart" z 2014 roku i zawierającego ponoć podobnie stary materiał, ale opublikowanego dopiero w 2023 roku, "The Archives" - stwierdziłem, że nie straciłem nic ciekawego. Nowe single pokazały mi jednak grupę jako taką, która na polskiej scenie rocka alternatywnego powinna się liczyć.
Otwierający album utwór "Body" intryguje już samą linią wokalu. Za najsłabszy element na wcześniejszych publikacjach zespołu uznałem właśnie śpiew. Na "Give Up!" nie mam mu już nic do zarzucenia - stwierdzam postęp. Michał Maślak nie zawodzi, obojętnie, jaką technikę akurat stosuje, a są wśród nich m.in. falset i krzyki. Co jeszcze ważniejsze, instrumenty nie dają mu się zdominować - każdy muzyk pokazuje, na co go stać. We wspomnianym "Body" równie istotną rolę odgrywają plemienne dźwięki, w tym bębny w stereo. W opisie kolejnych utworów wypada przede wszystkim zwrócić uwagę na stylistyczną wszechstronność zespołu. W "Give Up!" i "Disco Freud" słuchacze otrzymują klimaty retro - klawisze na początku pierwszego z nich przywodzą na myśl lata świetności rocka psychodelicznego, a do czego nawiązuje drugi, podpowiedź znajduje się w tytule. W dość mrocznym "Klockan Elva" grupa cyklicznie wpada w jazz rock. "Me and Me" z cięższym riffem to już metal alternatywny, a w "Tiger" tercet sięga nawet po sludge. "Fade Away" to przy tym wszystkim po prostu rockowa piosenka, mimo że do prostoty jej daleko. Na tym jednak zróżnicowanie zaledwie ośmiu utworów trwających łącznie niecałe czterdzieści minut się nie kończy. Muzycy chętnie wprowadzają zmiany tempa bądź klimatu w środku kompozycji. Zabieg taki zastosowali chociażby w "Give Up!", "Tourist" i "Fade Away". W utworze tytułowym po dwóch minutach następuje nastrojowe spowolnienie. Jeśli ktoś się chce przekonać, jak przyjemnie potrafią razem brzmieć gitarzysta Michał Maślak, basista Rafał Miciński i perkusista Piotr Jeziorko, to jest najwłaściwszy ku temu fragment albumu. W "Tourist" za to, po stosunkowo błahej, dość indierockowej pierwszej minucie, zespół obiera zupełnie inny kierunek, a z wprowadzającą niepokój pracą sekcji rytmicznej współgrają bardziej eksperymentalne, psychodeliczne dźwięki.
Pomimo takiej zmienności i stylistycznej mieszanki muzycy potrafili nadać utworom wspólne cechy. Tercet jest zgrany i ma swój charakter. Jego kompozycje często nie są banalne pod względem rytmicznym. Zespół wyłamuje się z tradycyjnego metrum w "Disco Freud" i "Tourist", pozornie też w "Klockan Elva". Ostatni z wymienionych utworów można zresztą uznać za najciekawszy i najambitniejszy na albumie. Które jeszcze należy zaliczyć do najlepszych, to już kwestia gustu. Część słuchaczy pewnie wskaże "Body". Inni - "Tiger", który uderza mocą i energią, ale posiada też klimat, gdy zanika jazgot gitary i wchodzą wyższe dźwięki. Kawałków słabych na "Give Up!" nie ma, aczkolwiek niektóre fragmenty pogodnego "Disco Freud" mogą bardziej rockowo nastawionych odbiorców zniechęcać. Zastanawia przy tym fakt, że utwory - jeśli nie liczyć tytułowego - zostały ułożone na liście w kolejności alfabetycznej, co sugeruje, że zespół nie przemyślał kompozycji albumu. Książeczce też nie poświęcono wiele czasu - jej zawartość jest skromna: w większości teksty prostą czcionką na czarnym tle, do tego kilka linijek danych produkcji i jedno zdjęcie z sylwetkami tercetu. Jakim więc cudem zespołowi wyszedł taki dobry album? Skrzyżowanie dzieła przypadku z nastawieniem, że muzyka powinna się obronić sama?
Wygląda na to, że po latach ograniczonej aktywności Worms of Senses wrócił dojrzalszy i z silnym postanowieniem wydania wreszcie czegoś konkretniejszego. Owocem jest osiem dobrych lub nawet lepszych, godnych polecenia utworów. Mam nadzieję, że przy następnym albumie zespół postara się bardziej i zaplanuje go jako całość, bo widzę tu potencjał na przynależność do krajowej czołówki rocka alternatywnego. "Give Up!" może być już pierwszym krokiem na tym polu.