- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Woody Alien "Right And Simple"
Za nami rok 2011. Na planecie Ziemia, w kraju zwanym Rzeczpospolita Polska, gdzie ziemniak to warzywo numer jeden, a średnia roczna suma opadów wynosi około 600 mm, nie słychać ostatnio o jakichś rewelacjach typu "kosmiczne kręgi zbożowe". Pojawia się za to czwarta już odsłona Drewnianego Obcego, czyli czwarta płyta zespołu Woody Alien.
Skład zespołu się nie zmienił. "Right And Simple" nagrywano też w tym samym studiu, co poprzednią płytę, pt. "Microgod", której recenzję odkopiecie bez szpadla w archiwum rockmetal.pl. Tak więc: ludzie ci sami, miejsce to samo, a dźwięki choć podobne, to jednak nieco inne.
- Jakie?
Właściwe i proste - jak mówi sam tytuł krążka. Tak, tak. Trochę mniej mamy tutaj czadu niczym z koncertu, a więcej przemyślanych patentów, klarownie przedstawionych. Płyta ma wciąż prostą produkcję, to znaczy wokal męski studencki, bas na przesterze, naturalna perkusja plus skromne ozdobniki. Jeśli jednak ktoś myśli, że do tej muzy wystarczą głośniczki w laptopie, to źle myśli. Przydadzą się przyzwoite słuchawki, żeby docenić inwencję zespołu i Przemysława "Perły" Wejmanna, który kręcił gałkami. Na cieniutkim sprzęcie nie usłyszycie na przykład, jak bęben basowy w końcówce kawałka "Who Wrote" osiągnął rozmiary beczkowozu.
Marcin Piekoszewski na basie wciąż serwuje kapitalne riffy, które są podstawą muzyki Drewnianego Obcego. Wokalnie jest prosto, ale ciekawiej niż na wcześniejszych krążkach zespołu. Tu i ówdzie wokal przepuszczono przez jakiś efekt. Czasem pojawi się fragment zaśpiewany wieloma głosami. Jest też, co najważniejsze, więcej emocji w głosie. Bębny są coraz bardziej osadzone w ryzach piosenek, ale jest kilka fragmentów w nietypowym metrum i kilka niecodziennych pomysłów. Wszystko też niesie jak trzeba, więc Daniel Szwed może być z siebie zadowolony. Poza tym pojawiają się dodatkowe instrumenty perkusyjne, m.in. dzwonki.
Nie ma na tej płycie schematów. Każdy kawałek jest osobnym mikrokosmosem rodem z drewutni. Podczas pierwszego przesłuchania co rusz myślałem sobie "a to sukinsynowie". W tak minimalistycznym składzie trzeba mieć sporo pomysłów na granie, żeby utwory nie nudziły i Woody Alien takie pomysły ma, jak w mordę strzelił.
Trudno wybrać najjaśniejszy punkt tego albumu, ale przy super hiper energetycznym kawałku "Easy And Plain" wszystkie stawy moich kończyn odmarzają na dobre. Wyróżniłbym też "Kill Enemies", gdzie wchodzi rytm, który mógłby znaleźć się w piosence Beyonce, ale gdy pojawia się bas, wiadomo już, że Beyonce nie wpadnie zaśpiewać ani potańczyć (pewnie ćwiczy uda na pływalni). "Equation" ma w sobie coś hipnotyzującego. Wystarczyło przesłuchać go trzykrotnie pewnego pochmurnego dnia i miałem wrażenie, że młynek do mielenia pieprzu (taki oldschoolowy, drewniany) chce mi coś powiedzieć. Następny na płycie "I'm Into" zawiera basowo - talerzowy wicher, ale po burzy przychodzi spokój, z którego wyłania się po prostu riff zajebisty. "Pig In A Poke": jaskiniowy bas na początku gra chorego walczyka, potem brudne riffy, którymi rzuca nerwowa rytmika, jakieś świszczące efekty i zdesperowany wokal. Krótki, instrumentalny "Can't Get Rid Of It!" to przejmująca linia basu, na którą nałożono przesterowaną perkusję, wypuszczającą serie z kałacha. Brzmi to jak ilustracja dźwiękowa do jakiegoś koszmaru wojennego.
"Right And Simple" ma kilka edycji. Na mojej półce leży płyta zapakowana w jasne eko-pudełko z wytłoczonymi pierwszymi literami nazwy zespołu i tytułu płyty. Jest też plakat zawierający teksty piosenek i podstawowe info o albumie. Prosta, ale niecodzienna rzecz.
W nawiązaniu do tytułu ostatniego utworu na płycie można stwierdzić, że Woody Alien zaczyna podróżować. Chłopaki wciąż lecą po orbitach jazzcore'a czy innego noise rocka, ale kombinują, dodając do basowo - perkusyjnej surówki nowe przyprawy. Na szczęście robią to ze smakiem, w dodatku tak, że na koncertach da się zagrać te utwory prawie bez zmian.
No i Perła za gałami, czyli wiadomo że klęska;)
Uwielbiam takie wypowiedzi.
Warto porozmawiac o "rzeczach", ale dobrze jest wiedziec z kim. czy nie?
Dowodem osobistym mam się wylegitymować?
Piszesz o płycie która jest podpisana, nie nagrywaliśmy jej pod pseudonimami..
skora akcja nie jest incognito to niech i reakcja nie będzie, kumasz..
Materiał nie twierdzę że jest zły, ale jarać się (jak np. recenzent) naprawdę nie mam czym. Kilka ciekawych pomysłów, które się tu znalazło, nie rozwija skrzydeł przez uszczuplone instrumentarium. Tak sobie WA wymyśliliście, ok., tyle że takie projekty zawsze w moim odczuciu przegrają z typowymi składami i inaczej niż ciekawostki nie mogę ich traktować. Dokładając do tego taką a nie inną produkcję, nie mogę WA traktować inaczej jako garażowej, czy też piwnicznej ciekawostki, nad którą naprawdę rozpływać się nie ma co, szczególnie przy ogromie bardziej rozbudowanej muzyki.
Poza tym takie basowe riffowanie (kostkowanie momentami chyba mocne tu chodzi) jako żywo przywodzi mi przed uszy Nomeansno, tyle że tam było więcej melodii i wszystko chwytliwe bardziej. No produkcja lepsza;)