- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Wizard "Magic Circle"
"Magic Circle" to szósty już krążek niemieckiego kwartetu Wizard. Rzut oka na naprawdę paskudną okładkę (fatalna kolorystyka, niedopracowanie, banalny pomysł) i w głowie kiełkują mało pozytywne myśli. Po zapuszczeniu płyty nie jest niestety wiele lepiej.
Głównie dlatego, że Wizard są kompletnie nieoryginalni i bez większych skrupułów zrzynają z Manowar. Począwszy od wokalisty, który bardzo mocno przypomina Erica Adamsa (te falsety!), przez miarową sekcję i utrzymane w średnich i szybkich tempach gitary, aż po ogólny muzyczny klimat i image grupy - wszystko to przypomina właśnie twórców "The Triumph Of Steel" czy "Fighting The World". Samo nawiązanie do Manowar nie byłoby oczywiście niczym złym (choć od dawna odczucia wobec tej grupy mam mieszane), tyle tylko, że "nawiązanie" to jest tu chyba zbyt bezpośrednie. "Magic Circle" mogłoby bowiem spokojnie być kolejnym albumem Manowar. Nie ma tu praktycznie żadnych nowych elementów, żadnych udziwnień, żadnych zaskoczeń. Wizard nawet się o to nie starają. Grają wprawdzie nieco szybciej, mniej jest zwolnień, ale trudno nazwać to innowacją. Dla jednych może to i być zaleta, dla mnie jednak nie. Rozumiem, że gdy zespół wymyśli dla siebie jakąś stylistykę, to trzyma się jej przez lata, ale takie prostackie w sumie ściąganie z innej kapeli działa mi po prostu nerwy. Jest to tym bardziej irytujące, że muzyka sama w sobie w żadnym razie nie jest zła. I gdyby tylko dodać "coś od siebie" album mógł być naprawdę ciekawy. Bo "On Your Knees" to numer mocarny i pełen siły, "Uruk-hai" jest zarówno agresywny, jak i dynamiczny (trochę kojarzy mi się ten numer z Angel Dust), a "Warriors Of The Night" bardzo fajnie łączy ciężar z melodią (kilka "falsetyzujących" zaśpiewów da się jakoś przeżyć...).
Niestety - brak tego "własnego muzycznego pierwiastka" powoduje, że album jest tylko "manowaropodobnym" klonem. Oby następnym razem Wizard wnieśli do muzyki coś swojego...
Materiały dotyczące zespołu
- Wizard