- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Within Temptation "Enter"
Był letni, słoneczny dzień. Nie pamiętam dokładnie, co wtedy robiłam. Na pewno coś, co mogłoby zabić Sztukę... Z pośpiechem i bez większego zainteresowania włączyłam kasetę, która już od paru dni czekała na moje wrażenia. Within Temptation "Enter"... Wiedziałam tylko, że pochodzą z Holandii i ocierają się o doomowo-gotyckie klimaty. Gatunek ten powoli stawał się trendem, nic więc dziwnego, że potraktowałam Within Temptation tylko jako kolejną nazwę w klimatycznym metalu. Jednak już pierwszy dźwięk sprawił, że poczułam coś bardzo odległego od znudzenia. A głos Sharon wywołał gorące ciarki emocji. Byłam usidlona... Wiedziałam jednak, że nie jest to odpowiednia pora na tego typu muzykę. Wróciłam do niej w objęciach Nocy...
A to, co wtedy mnie spotkało było i jest nadal czymś niepojętym, czymś nie do opisania. Trudno jest ubrać w kilka logicznych zdań to, co dzieje się na "Enter". W tej muzyce jest zbyt wiele emocji i intymności, by przy ocenie nie sugerować się własnymi uczuciami. Właśnie ten smutny klimat... ta intymna atmosfera... Nie mogłam się od niej uwolnić przez wiele samotnych nocy. I trwa to do dzisiaj. Zachwyt jest taki sam jak podczas pierwszego obcowania z tym dziełem.
Zaczyna się delikatnie, trochę jak "Sear Me MCMXCIII" My Dying Bride. A potem ten czarodziejski głos wokalistki opada na młodą, wiosenną trawę jak krople porannej rosy. Muska skrzydłami niczym motyl, wplata się we włosy... Wprowadza głębiej w środek kwiecistego domu. Do wnętrza pokusy... Mam wrażenie, że w tych dźwiękach kryją się moje ukryte pragnienia, sny i marzenia. Czuję, że one i ja stanowimy jedność. Czuję łączność duchową między ich pięknem, czarem i nostalgią, a moim sercem. Jak na uczucia przystało, są one sprzeczne i różne. Wrażliwe i subtelne jak w "Restless", czy "Pearls of Light" (to oczywiście dzięki Sharon), bardziej "agresywne" jak w "Deep Within", "Gatekeeper" ,"Blooded". Nostalgiczne, smutne, rozpaczliwe jak w "Enter" (ten kawałek tak bardzo przypomina najwspanialsze lata Paradise Lost, aż łezka się w oku kręci), "Candles", "Grace". Słowem to świat emocji - tych wyśnionych, wiecznie żywych, niezniszczalnych... Within Temptation wielokrotnie porównywano do The Gathering. To jednak zbyt duże uproszczenie. Przede wszystkim na "Enter" oprócz sopranu Sharon pojawia się niski, deathmetalowy growling Roberta, a to jest już obce współczesnemu The Gathering. Pewne fascynacje czuć na pewno, ale nie mają one większego znaczenia, rozpływają się we łzach piękna, w specyficznym klimacie pokusy. Muzyka zaprasza - jesteśmy w domu, którego ściany oplata bluszcz. Tysiące lampek to płatki kwiatów, rozbłyskujące w słoneczny dzień. Zamykam oczy, rozpalam świece i kradnę nocy kolejne godziny zapomnienia...
Ta płyta poruszy wszystkich miłośników klimatycznego metalu. Zachwyci symfonicznymi uniesieniami, czarem i płaczącym pięknem. Powiesz, że to już było. Masz rację, z tym, że nie do końca. Within Temptation odkryje przed tobą nowy wymiar znanej rzeczywistości albo raczej snów.