- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Witchmaster "Witchmaster"
Fanatyczni wyznawcy starej szkoły metalu z Witchmaster wracają z trzecią już w swym dorobku płytą, zatytułowaną po prostu "Witchmaster".
"Never stop the madness!", rzygają piekielną żółcią już w pierwszym kawałku głośniki i zgodnie z tą dewizą zielonogórscy załoganci, wspomagani przez artylerię ciężkiego kalibru z Tczewa (czyli garowego Behemoth - Inferno), walą słuchacza prosto w ryj swoją małą dźwiękową apokalipsą. Materiał to jak na dzisiejsze metalowe kanony skrajnie chamski, brudny, prymitywny, wulgarny, agresywny... i taki przecież miał być!
Prochu oczywiście nikt tu nie odkrył, ale dopóki Witchmaster sięgał będzie do najlepszych tradycji "dynastii", której założycielem jest Motorhead, a spadkobiercami w prostej linii Venom (cover "Bloodlust" zamyka ten niespełna półgodzinny krążek) i Sadistik Exekution, korzystając przy tym z cytatów z wczesnych nagrań Slayera czy niemieckich thrashowców, to nie mam nic przeciwko temu, by to szaleństwo nigdy się nie skończyło. Zajebista płytka, a sam Witchmaster, z całą jego pro-narkotyczno-alkoholowo-satanistyczną otoczką, śmiało można już zaliczyć do klasyków ekstremalnego retro metalu.
Rozkosz piekielna, 666!